Spinache: Fajnie by było usłyszeć pierwszy raz swój utwór

FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Spinache: Fajnie by było usłyszeć pierwszy raz swój utwór

"Jeśli nie mam czegoś do powiedzenia, napisanie i nagranie płyty nie jest dla mnie ciekawe".

Wszystkie zdjęcia Paweł Zanio​

Łodzianin, współzałożyciel legendarnego kolektywu Thinkadelic, połówka niezapomnianego duetu z Redem. Choć na swoim koncie ma solowy album "Za wcześnie" z 2003 roku, większości przypomniał się na dobre, gdy dwa lata temu do sprzedaży trafiła chwalona zewsząd płyta "Spinache".

I choć już teraz po premierze płyty "AŁA." Tego Typa Mesa trwa dyskusja co jest jeszcze hip-hopem a co wykracza daleko poza granice rapu, wierzcie mi na słowo - nadchodzącym krążkiem Spinache dołoży do tych rozważań sporo zagwozdek. Skąd to wiem? Słyszałam fragmenty nowego materiału zanim doszło do rozmowy poniżej i jeśli poprzedni krążek was zaskoczył, ten zatrzęsie sceną dwa razy mocniej.

Reklama

Tylko nam Spinache opowiedział o pracy nad muzyką z dala od zgiełku Warszawy, pierwszym singlu "Goldie" i swoich koncertowych wrażeniach po występie Jaya Z i Shaggy'ego.

Czytaj wywiad poniżej.

Noisey: Pod koniec 2014 roku zapowiadałeś, że usłyszymy nową płytę jeszcze przed nadchodzącymi wakacjami, dwa lata później album w dalszym ciągu się nie ukazał. Dlaczego czekamy tak długo? 
Spinache: Potrzebowałem bardzo specyficznych warunków, żeby wrócić do pracy nad albumem. Wizje, plany, rzucane terminy są zawsze takim elementem mobilizującym do pracy. Jeśli jednak nie mam czegoś do powiedzenia, jakiś doświadczeń, które powodują, że mam ochotę podzielić się tym, to napisanie i nagranie płyty nie jest dla mnie ciekawe. Potrzebowałem celu dla którego ten album miałby się w ogóle pojawić i zajmować czyjś czas. Na świecie jest dużo muzyki, po co komuś kolejny album? Po co mi kolejny album? Musiałem dojść do tego momentu, kiedy uświadomiłem sobie po co to jest, po co to robię, po co ten album. To główny powód opóźnienia.

Czym były te specyficzne warunki? Rozwiniesz to?
Wyprowadziłem się na osiem miesięcy z Warszawy, siedziałem w środku lasu i pracowałem nad muzyką. W zasadzie prawie w stuprocentowym osamotnieniu. Czasami ktoś mnie odwiedzał. Zaglądałem w siebie i robiłem muzykę. Z dala od zgiełku miejskiego, od ludzi. To nie było tak, że coś mnie przytłoczyło, potrzebowałem być jeszcze bliżej siebie. Jak mieszkałem w centrum na placu Grzybowskim ta intensywność impulsów dźwiękowych była dla mnie zbyt duża. Przeszedłem budowę drugiej linii metra, wożenie tych betonowych różnych elementów. Potrzebowałem naprawdę specyficznych warunków - duży dom z gigantycznym poddaszem, kominkiem, tarasem i sarnami na zewnątrz. Tam siedziałem, byłem odwiedzany przez niektórych ludzi. Czasami Patryk z Ortegi wpadł, bo akurat był na parę dni w Polsce. Takie odwiedziny były raczej ekskluzywne, bo jednak to była bardzo ważna decyzja w życiu człowieka żeby mnie odwiedzić. Musiał poświęcić godzinę na dojazd, potem kolejną na powrót i nie były to komfortowe warunki w pociągu. Nie widziałem sensu robienia takiej płyty jak poprzednia. Potrzebowałem czuć sens tej płyty, czuć sens tworzenia czegoś.

Reklama

Wyjechałeś stamtąd dopiero po nagraniu całego krążka?
Nie, wyjechałem stamtąd z materiałem muzycznym i ze szkicami linii melodycznych. Co ciekawe, do pisania tekstów miasto jest dla mnie bardziej adekwatne. To była świetna przestrzeń do przygotowania muzyki i całego naszkicowania planu tego albumu, scenariusza. Zauważyłem, że jest coś w interakcji z ludźmi, co jest dla mnie bardzo inspirujące, dlatego wróciłem do miasta. Tak szczerze mówiąc, proces pisania jeszcze trwa.

Jeszcze pracujesz nad tą płytą, ale do sieci trafił już pierwszy singiel "Goldie". 
To wideo było potrzebne, bo moi fani czekali na jakąś aktywność. To był też taki obraz, wizualnie i muzycznie, uchylający gdzieś trochę tej tajemnicy, co się działo ze mną przez ten czas kiedy siedziałem zamknięty w samotni. Chciałem pokazać, że w tej naszej podróży jesteśmy już blisko celu.

Czy to ma jakieś znaczenie, że teledysk trafił bezpośrednio na twój kanał YouTube, a nie jak to bywało wcześniej, na UrbanRecTv?
"Goldie" trafił na mój kanał, ponieważ tak jak wcześniej powiedziałem była wyczuwalna potrzeba żeby już pojawił się nowy utwór i klip. Feedback, to jak to zadziałało, jest super, bardzo mi się to podoba, po to też to było robione. "Goldie" znalazło się na moim kanale, ponieważ w tym okresie byliśmy w procesie rozmów z kilkoma partnerami. Prawdopodobnie tak już zostanie, mówię o dalszym działaniu, będziemy starali się trzymać premiery już tylko u mnie. Nie ma tam żadnej tajemnicy ani rewolucji. Proces pracy z poprzednim wydawcą zakończył się, zrobiliśmy dużo fajnych rzeczy wspólnie, czas jednak zrobić krok dalej. Opcja wydawania zupełnie niezależnie też była brana pod uwagę. Jestem jednak artystą, a nie wydawcą. Doceniam ludzi, którzy są na tyle uważni, że mogą robić jedno i drugie. Ten aspekt wolałbym jednak oddać profesjonalistom.

Reklama

Miałam okazję przesłuchać jeszcze czterech kawałków, które znajdą się na albumie. To będzie bardzo dobry, ale chyba jednocześnie trudny materiał. 
Mam takie poczucie, że moi odbiorcy są na to gotowi. Spotykam się z ludźmi, którzy przychodzą na moje koncerty czy nawet jak gram sety dj-skie i mówią, że towarzyszą mi od samego początku. Przykładowo ktoś miał dziewięć lat jak wychodziło pierwsze Thinkadelic i do dzisiaj jest z moją muzyką. Widzi mój proces, jak się to zmieniało. Każdy mój krok ciekawi moich słuchaczy, chcą wiedzieć co wydarzy się dalej.

Trzy ostatnie kawałki składają się tekstowo w jedną całość, to będzie koncept album?
Tak, zdecydowanie, zarówno tekstowo, jak i muzycznie. To będzie bardzo ludzka opowieść, taka nasza codzienna. To jak żyjemy, to jak dochodzimy do różnych swoich granic, trudnych momentów. Wszystko z mojego własnego doświadczenia. To też powód dla którego to tak długo trwa. Potrzebowałem czegoś doświadczyć, żeby znowu tym podzielić się ze światem. To jest bardzo jasno nakreślone, naszkicowane, który utwór gdzie prowadzi. To nie jest zbiór przypadkowych numerów, z których układamy układankę. To jest zbiór piosenek, które znalazły się tam, bo tak były zaplanowane. Konkretna energia w muzyce, konkretny sound, wszystko tutaj będzie miało znaczenie. To jest trochę jak film, kino, gdzie liczy się każdy aspekt: scenografia, światła, itp.

Co jeśli chodzi o inspiracje w warstwie muzycznej? 
Wydaje mi się, że są mniej oczywiste niż kiedyś. Proces tworzenia tej płyty, czyli to odcięcie się od świata, był zupełnie inny. Nie miałem tam internetu, miałem za to gigantyczną kolekcję różnych winyli. Od Rolling Stones, przez klasykę jazzu, do elektroniki. Bardziej w stronę swoich korzeni niż tego co jest tu i teraz, bardziej w stronę odkrywania tego, co mam zapisane w swoim muzycznym DNA.

Reklama

Skoro jesteśmy już w temacie kolekcji płyt, powiedziałeś w jednym z wywiadów, że jest niewielu artystów, których dyskografię masz w całości. 
Wiesz co, tak naprawdę jak teraz szybko przejrzałem sobie to co mam tam w dyskografii, wydaje mi się, że pełną dyskografię mam tylko jednego zespołu - The Police. Chociaż nie jest to najbardziej obszerna dyskografia (śmiech). Trafiłem na taki moment w życiu, że zapragnąłem mieć ich wszystkie cdeki. To też jest w tym odniesieniu, że nie wszystkie albumy artystów, których lubię są dla mnie warte tego, żeby je mieć. To że kogoś lubię nie oznacza, że bezkrytycznie przyjmuję wszystko co zrobił. Do pełnej dyskografii D'Angelo brakuje mi tylko ostatniego albumu.

Byłeś na jego koncercie w Polsce?
Nie, nie byłem. Są rzeczy, których żałuję bardzo, przykładowo tego, że nie byłem na koncercie Beastie Boys. Byłem za to na Jay-Z, jeszcze w Krakowie podczas Coke Live Music Festival. To był niewiarygodny koncert. Przed nim grał Shaggy i zaskoczył mnie, bo był świetny. Mam tak z jego muzyką, że jeden singiel mi się podoba, a trzy kolejne już nie, ale na żywo jest genialny. Jednak najlepsze koncerty na jakich byłem to moje koncerty (śmiech)!

Rozmawiałam​ niedawno z Xxanaxxem i powiedzieli właśnie, że marzeniem każdego muzyka jest zobaczyć swój koncert z perspektywy widowni. 
Ostatnio dużo o tym rozmawiam ze znajomymi, że fajnie by było usłyszeć pierwszy raz swój utwór. Jakie to jest doświadczenie? Bez całego tego procesu, na świeżo. Trochę czasami przez feedback jest możliwość uczestniczenia w tym, jak ktoś wchodzi w to głębiej i mówi ci więcej poza "fajne, cool", to czasami jestem w stanie przeżyć ułamek tego przeżywając czyjeś doświadczenia, ale to jednak nie to samo.