FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Xxanaxx: Marzeniem każdego muzyka jest, by zobaczyć swój występ na scenie

Zaproponowałam zatem Michałowi i Klaudii skorzystanie z hologramu i towarzystwo 2Paca. "I wtedy taki finał z 'Nie znajdziesz mnie'. Jak technika pozwoli to jak najbardziej tak" - wtórowali.

Zdjęcia Paweł Fabjański / Warner Music Poland

Jakkolwiek slogany typu "nadzieja polskiej elektroniki" czy "nadzieja polskiej muzyki w ogóle" straciłyby na znaczeniu w ciągu ostatnich kilku lat, trudno inaczej opisać działania Xxanaxuu. Singiel "Story" okazał się sieciowym strzałem w dziesiątkę, epka "Dissapear" zachwyciła krytyków i podobna rzecz miała miejsce przy premierze pierwszego krążka długogrającego "Triangles". I choć od wydania "FWRD" minęło dopiero kilka miesięcy, już teraz możemy być pewni, że to nagranie sporo namiesza. Zwłaszcza, że Xxanaxx przyznali, że dopiero jesienią ruszą z pełnym pakietem promocyjnym.

Reklama

Z Michałem spotkałam się w piątkowe popołudnie w jednej z warszawskich kawiarni. Czekając chwilę na Klaudię wspominaliśmy koncert Eryki Badu, która spóźniła się kilka godzin na Openera kilka lat temu. "My jeszcze nie jesteśmy takimi gwiazdami, żeby aż tak dawać ciała" - śmiał się Michał. W końcu dotarła do nas druga połówka Xxanaxxu i udało nam się porozmawiać o tym, jak to jest być niezależnym duetem w Polsce. Podobno wcale nie jest tak najgorzej.

Czytaj wywiad poniżej.

Noisey: Udało się zobaczyć Scubę na Audioriverze? [Michał zdradził, że na ten koncert czeka najbardziej, gdy pytaliśmy o zawartość jego plecaka festiwalowego - przyp. red.]
Michał: Nie, nie widziałem, bo grał następnego dnia, a my byliśmy już we Wrocławiu. Byłem zły, że nie możemy zostać, ale z drugiej strony miałem świadomość, że mieliśmy koncert do zagrania.

Jak się czujecie chwilę po premierze płyty "FWRD"?
Michał: Czujemy się dobrze. Promocja płyty na dobre zacznie się niedługo, bo robimy kolejny teledysk i ruszamy w trasę promującą album. Ostatnie koncerty to były pojedyncze, festiwalowe strzały. W tej chwili rozpoczniemy już prawdziwą eskapadę i najazd na Polskę (śmiech). Dopiero wtedy zobaczymy, jaki jest naprawdę odbiór tej płyty, bo festiwalowa publiczność odbiera ją trochę inaczej. Wiadomo, że ludzie przychodzą i są rozemocjonowani innymi koncertami. Generalnie ten nastrój obcowania z muzyką jest zupełnie inny. W przypadku koncertu indywidualnego jest to zupełnie inna sytuacja, gdzie my mamy bezpośredni kontakt z ludźmi.

Reklama

Graliście już nowy materiał latem?
Klaudia: Graliśmy, ale nie wszystko. Mamy trochę ograniczenie czasowe i chcemy też zagrać stare numery z naszej epki i pierwszej płyty. Musieliśmy pominąć kilka kawałków, ale na pewno ich nie pominiemy na trasie jesiennej, więc wtedy będzie cały komplet materiałowy. Szykują się niezłe atrakcje, mogę zdradzić, że będę miała świecące włosy.
Michał: To przyjdę zobaczyć, bo sam jestem ciekaw (śmiech)!

Podejrzewam jednak, że wciąż największy odzew jest gdy gracie "Story" lub "Stay".
Michał: Właśnie jestem zaskoczony, bo "Nie znajdziesz mnie" działa, nie powiem, że dokładnie tak samo jak "Story", ale jest podobny poziom, jeśli chodzi o euforię, jaka się pojawia w tłumie. To jest super, bo wydaje mi się, że to jest właśnie ten element polskości i języka polskiego w piosenkach, który po prostu popłaca. Ludzie czekali na to, żebyśmy napisali coś po polsku i pytali nas o to po koncertach. W momencie, kiedy rzeczywiście pojawił się utwór w ojczystym języku to rzeczywiście widać, że ludzie są mega zajarani w trakcie grania. Odbiór jest fajny, wiadomo, że niektóre utwory muszą się jeszcze uleżeć, bo nie wszystkie jeszcze działają tak jak powinny.

Wybór singla padł na "Nie znajdziesz mnie" właśnie ze względu na polski tekst czy uznaliście, że to po prostu dobry kawałek?
Klaudia: To i to. Ten utwór od początku zażarł w naszej ekipie zespołowej i każdy się zgodził, żeby to był singiel. To że jest po polsku to tylko plus. To była nowość, ludzie byli tym bardziej zaskoczeni i zadowoleni, że mogą usłyszeć zupełnie coś nowego od nas.
Michał: Wszyscy byli za tym, żeby to był pierwszy singiel. Wydaje mi się, że to było nieuniknione żeby pierwszym singlem z płyty był utwór po polsku. Jest to na tyle nowe i świeże w naszym wykonaniu, że fajnie byłoby się tym podzielić.
Klaudia: Wiadomo, że "Story" czy "Dissapear", którego właśnie na festiwalach nie graliśmy, albo chociażby "Stay" z naszej pierwszej płyty, są już bardziej znane, osłuchane. Ludzie, którzy byli na naszych wcześniejszych koncertach mogli już widzieć i słyszeć gdzieś te utwory na żywo, ale jednak te numery z drugiej płyty zażerają równie mocno. Wydaje mi się, że jeszcze chwila, jeszcze taka jedna trasa po Polsce i ludzie będą tak samo znać stare numery jak i nowe.

Reklama

Czy na trasie jesiennej będziecie grali w powiększonym składzie?
Klaudia: Tak. Na tyle nam się spodobała ta forma, że naprawdę dobrze nam się gra z Gniewkiem i Wojtkiem, więc na pewno będziemy to kontynuować jesienią.

Cholera, że ja nie byłam jeszcze na żadnym waszym koncercie!
Michał: Niektórzy mówią, że podobne są fajne (śmiech)! W sumie chciałbym być na naszym koncercie.
Klaudia: Wydaje mi się, że to jest marzenie każdego muzyka - zobaczyć ze swojej perspektywy jak to wszystko wygląda od tej właśnie drugiej strony. Nawet Michał mi powiedział kiedyś, po obejrzeniu wideo z koncertu, że nawet nie sądził, że ja tak wyglądam. Ja Michała też nie widzę, czasem jak się obrócę do niego albo jestem bokiem, to wtedy łapiemy się kontaktowo, ale nie obserwujemy siebie jak to wygląda w całości. Wiesz, jak jest rozentuzjazmowany tłum, to ja nie widzę czy Michał się uśmiecha, czy jest zestresowany, czy ogarnia swój sprzęt, czy jeszcze coś innego. Fajnie jest obejrzeć jakieś wideo czy film.

Może hologram? Będziecie pod sceną, a na niej obok was - 2Pac (śmiech).
Michał: To byłoby fajne. I wtedy taki finał z "Nie znajdziesz mnie". Jak technika pozwoli to jak najbardziej tak (śmiech).

Jak ogląda się wideo na żywo z waszych występów to wyglądacie zupełnie różnie: Michał bardzo wyluzowany, Klaudia niezwykle skupiona na tym co za chwilę zaśpiewa.
Klaudia: Wydaje mi się, że jest inaczej. Może pierwsze pięć, dziesięć minut na tych większych festiwalach jest dla mnie niczym "wow, czy to się dzieje naprawdę?", ale potem wszystko ze mnie spływa i totalnie się oddaję muzyce, to nie jest ściema. Naprawdę jest tak, że nie myślę o niczym innym, ale też nie skupiam się na tym, że za pięć sekund będzie refren. Znamy już na tyle dobrze materiał, teksty, że mogę sobie pozwolić na takie większe rozluźnienie.
Michał: Ja się stresuję przez cały koncert. W środku występu mam zawsze drugi napad paniki, fobii i tremę dodatkowo. I na końcu jak gramy ostatni numer to sobie myślę "Jezu, już koniec".
Klaudia: To jest właśnie najlepsze, na przykład jesteśmy po bisie i ludzie są zachwyceni, krzyczą, skaczą, klaszczą, odwracam się do Michała uśmiechnięta, a on ma na twarzy taki strach, patrzy na tych ludzi co oni robią w ogóle, czy oni krzyczą, czy oni klaszczą.
Michał: Staram się być po prostu poważny. Zawsze. Ja po prostu jestem zestresowany. Przeżywam dużo stresu. Jest to dla mnie jakoś tam spinające, ale również przyjemne, lubię to. Przełamuje też swoje bariery i to jest dla mnie mega fajne, gdy wychodzimy na scenę.

Reklama

Boisz się tego, że ludzie nie będą się dobrze bawić czy technicznych wpadek?
Michał: W trakcie koncertu milion rzeczy może pójść nie tak, od hardware'u w sensie komputera, po zawieszenie systemu, prąd, który może paść, klika, którego możesz nie słyszeć. Mieliśmy ostatnio koncert podczas którego przez trzy czy cztery utwory nie mieliśmy odsłuchów. To jest koszmar, bo gramy wówczas na oślep. Nie mamy podłogowych odsłuchów na scenie i to jest dla nas strasznym problemem, jeśli coś się zaczyna psuć.
Klaudia: Nic nie możemy w takiej sytuacji zrobić, nie powiemy publiczności: sorry, ale ja nic nie słyszę.
Michał: Najgorsze, że ludzie nie wiedzą co się dzieje, a my mamy świadomość każdego błędu, który popełniamy. To jest właśnie ta różnica w odbiorze koncertu, bo ludzie patrzą i odbierają to jako całość, a każdy z nas jest skupiony na sobie. W momencie, kiedy Gniewko coś tam zrobi nie tak na bębnach, ja się z czymś pomylę, każdy z nas traktuje to indywidualnie i patrzy na to przez pryzmat tego, że na pewno wszyscy to zauważyli podczas gdy nikt tego nie widział. Na scenie ta odpowiedzialność gdzieś tam się rozmywa, ale jednak wydaje mi się, że to jest dobra cecha artystów, kiedy grają na tyle czujnie, że zwracają uwagę na to czy nie popełniają błędów, a jeśli je popełniają to są tego świadomi, a nie traktują tego na takiej zasadzie: łeee, gram dalej! O ile czasami to jest fajne, gdy jest to na przykład indie rockowy zespół, to nawet wypadałoby żeby coś poszło nie tak - gitara nie stroiła, a wokalistka nie umiała śpiewać - ale w momencie kiedy ktoś chce zrobić projekt, który ma brzmieć fajnie i ma naprawdę mieć fajny charakter to jednak dbałość o szczegóły jest istotna.
Klaudia: Jesteśmy takimi perfekcjonistami.

Reklama

Widać to u was po klipach, że dbacie o każdy szczegół wizualny.
Michał: Mam chęć i potrzebę żebyśmy robili fajne teledyski, żeby one fajnie wyglądały.
Klaudia: Mam nadzieję, że rozwiniemy się jeszcze dalej pod względem sceniczno-wizualnym i że będzie nam dane grać w takich większych miejscach, salach, gdzie będzie można np. umieścić fajne wizualizacje, światła, żeby to wszystko się pomieściło. Wiadomo, że w niektórych mniejszych miastach nie ma takich możliwości. Są małe kluby, gdzie ledwo my się mieścimy.
Michał: To jest właśnie problem małych miast i klubów. Nasz koncert w Krakowie może wyglądać inaczej niż koncert w Kaliszu. Ktoś przychodząc na nasz występ w mniejszej miejscowości może nie poczuć takiej samej energii, dlatego że po prostu mamy miejsce, które już samymi gabarytami nie pozwala na to żebyśmy mogli np. skakać po scenie. Potrafi to być czasem uciążliwe, ale i tak zawsze staramy się dawać z siebie tyle ile się da. Chciałbym żebyśmy mieli za każdym razem fajne światła na koncertach.

Czym jest dla was pop? Tak dużo mówicie o tym, że na tej płycie poszliście w tym kierunku.
Klaudia: W mojej głowie definicja popu zmieniła się rok temu. Wcześniej nie miałam dobrego zdania o popie. Teraz uważam, że pop może być naprawdę dobrą muzyką. To wszystko zależy od artysty i tego jak kreuje siebie i swoją twórczość.
Michał: Pop jest przede wszystkim bardzo szerokim pojęciem, więc mogę mówić o mojej definicji popu. Dla mnie pop to taki gatunek, który jest ogólnie dobrze przyjmowany, ogólnie dobrze rozumiany, dosyć neutralny, a przede wszystkim dobry w charakterze muzycznym i wizerunkowym. Uważam, że wszystko to co robi Xxanaxx do tej pory, chciałbym żeby tak zostało, jest bardzo dopracowane. Ta "popowość" Xxanaxxu to jest ten sznyt dopracowania go do każdego najmniejszego detalu, od wokalu przez muzykę, przez to jak wyglądamy, jak się prezentujemy. Każdy z tych elementów wydaje mi się jest spójny. I to jest moja definicja popu, takiego w naszym wykonaniu. To nie chodzi o to, że my teraz jesteśmy zespołem, który jest na rotacjach największych stacji radiowych w Polsce, bo w dalszym ciągu myślę, że gdzieś tam jesteśmy elementem niszy, ale ta muzyka jest bardziej ugładzona, elegancka i dopracowana niż alternatywne rzeczy.

Reklama

Czy to znaczy, że jest mniej eksperymentalna?
Michał: Nie, chyba nie. Pop to też eksperymenty. Biorąc nawet pod lupę ostatnią płytę Skrillexa i Diplo, która jest zrobiona w taki sposób, że masz tam wszystko to co jest esencją muzyki alternatywnej i elektronicznej ostatnich kilku lat - trapy, chillwave, future bass - połączone w jedno, doprowadzone do absolutnego ekstremum. Stworzono z tego pop, który jest absolutnie nową jakością. I to są fenomenalne zjawiska. Moim zdaniem pop to jest takie doszlifowywanie diamentów, które pojawiały się w alternatywnych nurtach, np. w rocku pojawia się jakiś nurt, za chwilę pop to przejmuje, tylko robi to bardziej dopracowane, ugładzone, ładne. Xxanaxx z tym materiałem, który wypuściliśmy nie jest słabszy muzycznie czy mniej eksperymentalny, jest po prostu jeszcze bardziej dopracowany.

Patrzę na to jak rozwijają się kariery Natalii Nykiel, RYSY, The Dumplings i innych młodych, alternatywnych zespołów i zastanawiam się czy w Polsce nie tworzy się właśnie ruch, który zaciera granice pomiędzy tym co niszowe a mainstreamowe.
Klaudia: Wydaje mi się, że ta granica nie jest jeszcze do końca rozmyta i nie można jeszcze włożyć wszystkich do jednego worka. Natomiast na pewno jest większa świadomość słuchaczy. Artyści i zespoły, które robią tak naprawdę ambitną muzykę wypływają na szersze wody, bardziej medialne, radiowe i telewizyjne. Na Sylwestrze z czymś tam można zobaczyć już nie tylko starsze zespoły i artystów, ale także też powiew świeżej, nowej elektroniki. Z tego faktu naprawdę się cieszę. Natomiast wydaje mi się, że cały czas Polacy nie potrafią docenić innej muzyki.
Michał: Wydaje mi się, że takie festiwale jak Opener czy Audioriver pokazują, że jest cała masa rodaków, którzy szukają czegoś innego i świeżego, ale nie możemy też zapominać o całej masie ludzi, którzy jeżdżą na festiwale disco polo. Zauważam w polskim radio bardzo dziwną rzecz. Wbrew pozorom, muzyka alternatywna staje się muzyką popularną i staje się muzyką, która przez dłuższą część czasu ma szansę funkcjonować na scenie i istnieć bardziej niż popowa. Na przykład artysta, który w Polsce osiągnął sukces w danym roku, jestem prawie pewny, że nie wyda płyty w następnym. Artyści, którzy osiągają jakiś spektakularny sukces w Polsce są absolutnie szufladkowani do jednego przeboju i później już kompletnie znikają ze sceny. To jest fenomen na skalę świata, naprawdę nigdzie indziej się tak nie dzieje. To jest dla mnie przerażające. Mówię tu o muzykach, którzy robią przede wszystkim muzykę miałką, myślę, że można sobie szczerze o tym mówić. W Stanach mamy artystów robiących muzykę miałką na pęczki i ci artyści trzymają się po pięć, dziesięć, piętnaście lat, pojawiają się w nowych odsłonach i robią nowe rzeczy. Kiedy w Polsce artyści próbują np. tworzyć swój nowy obraz, po jakimś tam jednym hicie sprzed dwóch lat, nie są już w stanie, nie mówię nawet przebić tego, ale dorównać do tego samego poziomu. To działa chyba na tej zasadzie, że gdy ktoś miał piosenkę bardzo często puszczaną w radiu, pstryk, odhaczone, dzięki, nie ma już tego artysty, zapominamy o nim. Ci artyści, którzy istnieją na scenie alternatywnej są w absolutnej opozycji do tego co się dzieje na scenie komercyjnej, a jednocześnie są też tym samym nurtem, który niegdyś stanowiły takie zespoły jak Myslovitz, Hey czy Kasia Kowalska, czyli artyści, którzy w tamtych czasach osiągnęli sukces i funkcjonują do tej pory. To nie był sukces jednego przeboju. Nie byli sztucznych tworem i tu płynie złota myśl: trzeba robić muzykę prosto z serca.

Reklama

Ten szybki przemiał wynika z tego, że wielkie wytwórnie nastawione są na zarabianie pieniędzy?
Michał: Wydaje mi się, że to radia są winne tej sytuacji. Dla mnie radio powoli zaczyna być martwym medium, dlatego że ludzie mają możliwość decydowania o tym czego chcą słuchać w danym momencie. Radio jest fajne, kiedy możesz sobie posłuchać rozmowy. Jeśli chodzi o słuchanie muzyki, ludzie mają radia w samochodzie po to żeby coś tam dla zabicia czasu sobie brzęczało. Wielu z nas jeździ samochodami, taksówkami albo uberami, i słuchając radia te utwory gdzieś zapadają w pamięć. Ludzie, którzy decydują o tym, co wchodzi na rotację w radio chyba traktują to na zasadzie: ten zespół wydał rok temu płytę, to był super przebój, w tym roku nie przepuszczamy. Kompletnie nie mam pojęcia na czym polega selekcjonowanie utworów w polskim radiu, bo uważam, że dzieje się tam coś niefajnego. Nie wiem skąd takie, a nie inne utwory wchodzą na rotację.
Klaudia: W dużym stopniu to radio wciąż decyduje co stanie się hitem. Chcąc nie chcąc wszyscy to znają, gdzieś to słyszą i zapamiętują. Fajnie, że to się trochę zmienia, bo ostatnio słyszałam w radio Piotra Zioła, leci Dawid Podsiadło, Brodka czy Natalia Nykiel.
Michał: To są osoby, których radio już nie ma prawa nie puszczać.
Klaudia: Polskie radia mało wspierają młodych artystów. W Wielkiej Brytanii właśnie duże radia wspierają nowe, alternatywne, elektroniczne i inne świeże projekty, które wypływają potem dalej. Myślę, że my w końcu dorośniemy do tej zmiany.

Reklama

Jesteśmy obecni na Facebooku - polub nasz fanpage i bądź z nami na bieżąco


Nie wymagałoby to zmiany także w słuchaczach?
Klaudia: Wydaje mi się, że niekoniecznie. Moje rówieśniczki, które nie słuchają w ogóle alternatywnej muzyki, dziwią się, że nie słyszały o nowych projektach, które im pokazuję i które im się podobają. Na co dzień zachwycają się inną muzą. Wydaje mi się, że to jest zależne od tego, co podaje właśnie telewizja i radio. To oni mogą zmienić w jakimś stopniu gusta Polaków, tych którzy nie są jeszcze na tyle świadomi, żeby sami szukać sobie muzyki.
Michał: Dużym plusem naszych czasów jest to, że projekty rozwijają się internetowo. Każdy może zaprezentować coś szerszemu gronu odbiorców niekoniecznie będąc w radio. W dalszym ciągu jest jednak cała masa ludzi, którzy poszukują muzyki. W ten sposób zaczyna się naturalne, samowolne życie internetowych projektów. My zresztą jesteśmy dzieckiem takich czasów trochę, bo nasza obecność medialna jest przede wszystkim internetowa.
Klaudia: Ostatnio byłam u stomatolog, pani po 50-tce, ale jeszcze z werwą, która pytała co robię. Powiedziałam, że śpiewam, mam zespół. Pytała się czy nam fajnie idzie, czy da się z tego wyżyć i dlaczego nas nie ma w radiach i telewizji. Próbowałam jej wytłumaczyć, że bardzo dobrze funkcjonujemy w internecie i na nasze koncerty przychodzi naprawdę sporo osób. Cały czas próbowała mnie przekonać, żebyśmy poszli do telewizji.

Reklama

Chyba chodzi o to, że dla starszych ludzi udział w telewizji czy radiu jest bardziej namacalny, realny.
Michał: To jest pewien rodzaj innej mentalności. Mnie też na przykład zaskakują pewne zjawiska związane z internetem, np. uważam, że popularność wielu osób jest zupełnie nieuzasadniona, ale to jest jak prawo rynku, pozwalające różnym firmom stosować bardzo różne sposoby i motywy na pozyskiwanie klientów. Tak samo tutaj jest trochę samowolka. Nie ma jakiś norm kto może a kto nie, więc każdy ma prawo się starać i jeśli się udało to super dla niego, a czy ja uważam, że to jest fajne czy nie, to już jest moja prywatna opinia.

Nad drugą płytą pracuje się łatwiej czy trudniej?
Klaudia: Dużo trudniej. Wydaje mi się, że przy pierwszej płycie byliśmy bardziej na luzie. Teraz jednak wiedzieliśmy, że ta pierwsza płyta dobrze się przyjęła i chcieliśmy powtórzyć chociażby ten sukces. Gdzieś z tyłu głowy była taka presja, że trzeba zrobić to lepiej, dokładniej. Dłużej też pracowaliśmy nad nią, dłużej siedzieliśmy w studio.

Niektórzy mówią, że to trzecia płyta jest przełomowa.
Klaudia: Przed drugą płytą słyszeliśmy, że to druga jest sprawdzianem. Teraz słyszymy jednak, że trzecia (śmiech).
Michał: Tak naprawdę każda płyta jest sprawdzianem. Wiadomo, że zdarzają się płyty lepsze i gorsze. Moim zdaniem najważniejsze jest żeby kontynuować kreatywne działanie. Mam takie poczucie, że chcę żeby każda kolejna płyta była lepsza. Czy uda się to zrealizować to będą oceniać ludziom i czas pokaże. Fakt jest taki, że przy drugiej płycie było trochę napinki. Byliśmy ciekawi jak się przyjmie, ale ogólnie chyba już z tym odpuściliśmy.

Czy w związku z tym, że czuliście większą presją nie było pomiędzy wami więcej spięć?
Klaudia: To są zdrowe relacje z których coś wynosimy. To tak jakbyś mieszkała z chłopakiem - kłótnie są nieuniknione. Tak samo jak wiesz, że przebywasz ze sobą kilka, kilkanaście godzin dziennie, robisz coś ważnego i chcesz żeby to było dobre. To jest nieuniknione, ponieważ są to dwie zupełnie różne osoby. Do tego dochodzi jeszcze Wojtek Baranowski, który z nami współtworzył płytę. To są trzy, silne osobowości. Każdy miał inny pomysł, chciał się nim podzielić, pokazać siebie przez te utwory. Konflikty są więc nieuniknione, ale wydaje mi się, że wszystko miało to gdzieś swój finał taki, że wyszedł miks i tak naprawdę nie było takiej sytuacji, że ktoś musiał rezygnować ze swojego pomysłu, bo zawsze gdzieś próbowaliśmy się wypośrodkować.

Klaudia, doczekamy się w końcu twoich tekstów?
Klaudia: Jak najbardziej. Teraz jeszcze się trochę wstydzę. Na tym to wszystko polega, bo Michał działał dużo dłużej w muzyce, ja jestem na początku tej drogi. Wydaje mi się, że muszę do tego też dorosnąć. Marzę o tym, żeby pisać własne teksty. Jeszcze się boję obnażyć przed fanami z własnych myśli. Też chcę się usprawiedliwić, bo tak jak nie każdy tancerz może zostać choreografem albo nie każdy biolog może zostać nauczycielem, tak nie każdy piosenkarz musi być super tekściarzem. Na pewno spróbuję przy trzeciej płycie i czas pokaże czy to będą na tyle dobre teksty, że będę je mogła wykorzystać. Jestem też takiego zdania, że fajnie współgramy z Michałem, że on naprawdę pisze te teksty pode mnie. Przyjaźnimy się, nie tylko dlatego, że jesteśmy w zespole. Wydaje mi się, że po prostu gdzieś tam się uzupełniamy w tych tekstach. Ja potrafię też znaleźć część siebie w jego słowach i on też dzięki temu, że pisze, może wyrazić swoje myśli więc akurat w tym się dogadujemy. Gdyby rzeczywiście było tak, że te teksty mi nie siedzą, nie podobają mi się, nie mogę znaleźć punktu odniesienia, to wtedy bym się zastanawiała nad tym czy może np. zatrudnić kogoś innego. Był taki pomysł żeby pisał nam ktoś inny teksty, natomiast Michał się do tego przymierzył i wyszło to dobrze.
Michał: Najpierw dostaliśmy trzy próbki tekstów z zewnątrz, przeczytaliśmy je i stwierdziliśmy, że nie skorzystamy. Nie były złe, ale po prostu nie pasowały do nas. Przez to, że my się tak dobrze znamy, pisząc teksty na 99% piszę je z myślą o tym, że jestem kobietą. Jest to fajne wyzwanie, dla mnie to jest w ogóle ciekawa rzecz, bo piszę teksty i myślę o tym, jak będą brzmiały, kiedy będzie wykonywała je Klaudia.
Klaudia: Bardzo często było tak, że siedzieliśmy wspólnie w studio i te polskie utwory gdzieś tam powstawały przy całej naszej trójce, a wiele utworów było takich, że Michał przychodził z gotowym tekstem i nam pokazywał.
Michał: Czasem coś zmienialiśmy, bo okazało się, że jedna z głosek jest zabójcza i nie da się tego zaśpiewać. Próbowaliśmy na wszystkie sposoby, ale trzeba było modyfikować. To jest czujność na kilka aspektów. Jest osoba, która ma coś zaśpiewać, ma się czuć dobrze z tym, że to śpiewa, ma mieć komfort tego, że nie musi się z tym męczyć. Myślę, że dla Klaudii to śpiewanie po polsku było trochę męczące, bo było to coś nowego. To mogło być w pierwszej chwili nieprzyjemne, ale docelowo wyszło to na tyle fajnie, że to się broni.

Widziałam, że kręcicie klip do nowego singla "Pseudoephedrine". Możecie coś zdradzić przed premierą?
Klaudia: Sami jesteśmy ciekawi jak będzie wyglądał. Zawsze jest taka niepewność przed premierą, bo nigdy nie wejdziesz do głowy reżysera i nie pokażesz mu swojego obrazu, wizji, jak chciałbyś żeby był pokazany obraz do tego utworu. My też lubimy eksperymentować, współpracować z nowymi osobami, które też mają swoją wizję na coś naszego. Możemy zdradzić to, że będzie bardzo przyjemny i ładny.
Michał: Po pierwsze jest to teledysk, w którym będziemy tylko przez trzy sekundy. Zobaczymy jaki będzie odbiór, bo może się okazać, że klip bez naszego udziału jest beznadziejny. Bez mojego może nie, ale bez udziału Klaudii może tak być. (śmiech) Wiem, że jest to absolutnie naturalny trend - robienie teledysków, w których nie ma artystów. Przyzwyczailiśmy ludzi do tego, że zawsze jesteśmy w klipach i teraz mam nadzieję, że zaskoczymy.

Myślicie o tym co dalej po Xxanaxxie?
Michał: Nie mamy takiego założenia, że po tej płycie nastąpi koniec. Nie robimy przerw, nie odpuszczamy. Solowe rzeczy są w mojej głowie, ale zanim do tego dojdzie to zrobimy jeszcze ze dwie płyty Xxnaxxu (śmiech). Uważam, że nawet jest wskazane żeby gdzieś odbić na jakiś czas, bo to też pozwala na złapanie świeżego powietrza, nowego wglądu w sprawę. Dla mnie Moloko i Róisín Murphy jest takim przykładem zabiegów, że coś się kończyło, coś się zaczynało. Uważam jednak, że Róisín Murphy w tym momencie powinna nagrać płytę z Moloko, bo ostatnia którą zrobiła jest przekombinowana. Jako producent jestem trochę na bardziej uprzywilejowanej pozycji niż Klaudia. Z racji tego, że jestem producentem, po prostu wykonuję pracę dla innych artystów. Producenci są traktowani bardziej na luzie. Nie chciałbym na pewno żebyśmy się ograniczali.
Klaudia: To po prostu się czuje. Może będzie taki moment, że będziemy sobą zmęczeni, ale póki co jesteśmy wciąż nienasyceni. Jesteśmy świeżo po płycie, a wciąż mamy pomysły na kolejne rzeczy. Chcemy jeszcze więcej płyt, koncertów. Póki co, czujemy, że to jeszcze nie jest koniec.