Duit: Przez chwilę myślałem, żeby zrobić dopisek "słuchać tylko w nocy"

FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Duit: Przez chwilę myślałem, żeby zrobić dopisek "słuchać tylko w nocy"

W swojej recenzji "Now I'm Here" Kaśka Paluch napisała, że o Duicie powinno być głośno. Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, zapraszam do lektury.

Zdjęcia: Kajetan Plis

Kiedy Piotr Krygier wbił do naszej redakcji, by porozmawiać o swoim debiutanckim krążku "Now I'm Here", brakowało jedynie ciągnącego się za nim języka lawy, by w stu procentach spełnił kryteria człowieka-wulkanu. Na ten widok poczułem się lekko skonfundowany, bo gość w żadnym stopniu nie pasował do mojego wyobrażenia osobowości i charakteru, które wysnułem po odsłuchu płyty, na tę chwilę będącej wizytówką oficyny MOST Records. No, bo jak to? W słuchawkach szeroko, leniwie i spokojnie, na każdej fotografii z poważną miną, a tu spoglądam na szeroko szczerzącego się śmieszka, rzucającego: "no to może czarną kawkę", w odpowiedzi na moje pytanie o to czego się napije. Spróbujcie wyobrazić sobie moje zaskoczenie…

Reklama

Jednakże początkowe zmieszanie ustępowało w dość szybkim tempie. Z każdym słowem Duita coraz lepiej poznawałem towarzyszące mu emocje i finalnie otrzymałem odpowiedź na najbardziej trawiącą moją ciekawość zagadkę: w jaki sposób uzyskać tak doskonałe w odbiorze połączenie mocy i melancholii? Poznałem również sporo innych szczegółów dotyczących przemyślanego i świadomego debiutu Duita, którymi mam przyjemność podzielić się z wami w poniższym wywiadzie z autorem "Now I'm Here".

Noisey: Pomówmy najpierw o emocjach, które rządzą na "Now I'm Here". Czy ten ładunek, w późniejszym czasie przeniesiony na płytę towarzyszył ci od dawna i stopniowo, z dnia na dzień, rósł, powiększał się, a wraz z nim tworzony przez ciebie materiał, a może jednak eksplodował w przypływie chwili, w której stwierdziłeś, "dobra, teraz!"?
To od początku był totalnie przemyślany projekt. Wiedziałem jak ma ostatecznie wyglądać. W międzyczasie trochę się zmieniało, bo nowe inspiracje… Pierwszy utwór powstał cztery lata temu, ostatni pewnie z rok, może pół, trochę się to przeciągało. Wiesz, przez ten czas ciągle coś nowego przychodziło, coś nowego się podobało. A zatem mimo to, że przemyślałem wszystko od początku jak to ma wyglądać, to ostatecznie trochę się zmieniło, ale na dobre, bo stała się ona bardziej urozmaicona.

Twój krążek wymaga od słuchacza zaangażowania. Jako odbiorca uczestniczysz w nim nawet jeśli niekoniecznie miałeś to na celu. Jest w nim jakieś napięcie, które przyciąga uwagę, wybuchające w końcu kaskadą bębnów i paf!, jesteś w tym. Mimo to nie wiem, czy ta płyta trafi do każdego. Kto jest odbiorcą "Now I'm Here"?
Wow! Kto jest odbiorcą płyty… No powiem ci, że na początku miałem świadomość, że faktycznie nie trafi to do super szerokiego grona, choć mimo wszystko jest tam trochę łatwej muzyki jak przyjemne wokale i ładne melodie. Ale kto może być słuchaczem? Tak naprawdę słuchaczami mogą być wszyscy, bo to jest z jednej strony trochę trudna muza, dla węższego grona, jak np. "Everyday", który ma dość skomplikowane bębny, brak konkretnej melodii. Wiesz, moja mama mówi, że kompletnie go nie potrafi słuchać, każdy tylko nie ten. Nie do końca jej nie wierzę, bo ostatni kawałek też do lekkich nie należy, ale może do niego nie doszła. W każdym razie reszty numerów słucha. Tak samo moi znajomi producenci albo ludzie, którzy siedzą w muzie bardziej niszowej, mówią, że też im siedzi. Wiesz, taki był zamysł, żeby połączyć dwa światy, więc mam nadzieję, że to mi się udało.

Reklama

Jakie otoczenie najlepiej wpływa na odbiór płyty?
Noc, totalnie… Wieczór, noc. Przez chwilę myślałem o tym, żeby zrobić dopisek na płycie: "słuchać tylko w nocy" czy tam wieczorem.

Tak jak wcześniej ująłeś to w odniesieniu do "All the People": "można się przy tym bawić, a potem oglądać wschód słońca".
Tak, tak… W ogóle, właśnie, a propos tego co powiedziałem, to fajna jest historia z utworem "Himm". Zacząłem go robić jak miałem mega doła i myślałem sobie: "Muszę zrobić coś na odprężenie", no ale jednak wtedy nie robię muzyki wesołej, tylko coś co pasuje do danej chwili, to mi przynosi ukojenie. No i zacząłem go robić, skończyłem o 6:00 rano. To była pierwsza część tego numeru. Po kilku godzinach snu wstałem i go posłuchałem. Myślę sobie, "Dobre to!", więc automatycznie humor wskoczył na wysoki lewel, więc zrobiłem drugą - zadowoloną część numeru. W niej właśnie jest ta kaskada bębnów, o której wspomniałeś. Ta płyta… Z jednej strony jest wzniosła, z drugiej dużo w niej smutku, albo romantyzmu. Jak w filmie, w którym scena walki głównych bohaterów jest przeplatana w montażu seksem. Wydaje mi się, że tak właśnie jest z tą płytą. Z jednej strony jest popowa, łatwa z drugiej ambitniejsza i bardziej wymagająca. I to w niej lubię.

Przejdźmy do obrazów. Świat przedstawiony w klipach to taka alternatywna rzeczywistość, prawda? Wydarzenia nie mają miejsca na naszej planecie. Jak scharakteryzowałbyś panujące tam realia?
Mówisz o pierwszym teledysku, tak?

Reklama

W zasadzie o obu klipach.
Aaa, spoko! Oczywiście, to są inne światy. Takie było zamierzenie. Lubię to w filmie, jak i muzyce, kiedy nie potrafisz scharakteryzować gdzie to? Co to? Kto to? A twórca nie zdradzi czy to kosmos, Ziemia, albo Mars, tylko po prostu…

Pozostawiasz sobie pewien margines niedopowiedzeń.
Dokładnie! I to jest piękne. To staraliśmy się zrobić w naszych klipach i chyba to się udało. W drugim teledysku zdradzamy horyzont, ale nie wiesz, czy to planeta, czy to cokolwiek… A w pierwszym tym bardziej, główny znak zapytania dotyczy tu postaci.

I te oczy…
I te oczy, dokładnie. Te oczy to szalona jest historia.

No to powiedz coś o nich.
Nie, nie, nie… Po prostu dyskutowaliśmy o nich długo z reżyserem, czy mają być takie, czy w ogóle ma ich nie być. No dużo tego…

Dla mnie to robi robotę.
No robi robotę. Totalnie! Tylko ja chciałem, żeby one były bardziej ludzkie, ale 
z pewnych względów zostaliśmy przy takich.

Nie no, uważam, że to bardzo dobry kolor. Ten odcień zielonego i tak nijak się ma do naturalnych, ludzkich kolorów tęczówek. To rodzi pewien niepokój.
Tak, tak, tak…

A ile ciebie jest w tych teledyskach? Nie mówię o fizycznym udziale.
W pierwszym jest mnie bardzo dużo. Bo pomysł na pierwszy to w jakimś stopniu wyszedł ode mnie. Znalazłem zdjęcie na którym czarna postać schyla się na plaży. Pomyślałem: "To jest genialne! Dlaczego ta laska nie tańczy?". I tak z Krzyśkiem Grajperem, reżyserem teledysku, ustaliliśmy ciąg dalszy. No i pojechała ekipa do Włoch.

Reklama

Nie było cię z nimi we Włoszech?
No nie było. Właśnie żałuję, ale akurat wtedy wróciłem z dwutygodniowych wakacji z Włoch, przespał bym się kilka godzin i wcześnie rano musiałbym znowu wyjeżdżać. Więc zrezygnowałem ostatecznie, czego teraz żałuję. Nie wiem, czy widziałeś making-of teledysku, dużo tam pięknych obrazków z wyjazdu, ujęć kopalni. Warto zobaczyć. Są też zdjęcia z prób z tą tancerką, jeszcze nie pomalowaną. Była pomalowana na czarno, a potem jeszcze bardziej wyciągnięta w postprodukcji.

O, stary… To wszystko zajebiście ciekawe, ale mimo wszystko odbiegliśmy od głównego wątku. Piotrek, ile ciebie jest w tych teledyskach?
Ale mnie, w sensie emocjonalnie?

Tak, dokładnie.
W pierwszym sto procent. Drugi też duży procent, ale już nie tak ogromny jak w pierwszym. Pierwszy to jest ten obrazek, który sobie wyobrażałem. Jest stricte wizualny. Ja w obrazie często nie potrzebuję żadnej fabuły, wystarczy, że sam w sobie jest piękny.

Jesteś estetą?
Jestem totalnie i dlatego dzisiaj się stresuję, bo za bardzo pogniotły mi się spodnie (śmiech). No, nie zdążyłem już nic z tym zrobić, więc… Pierwszy klip to ja, jak najbardziej.

Jeżeli uznamy, że plejada gwiazd, które nadały twojej płycie dodatkowego blasku to taki słodki tort z kremem, kto będzie wisienką na samym jego czubku?
Nie no dla mnie jednak Dawid. Dawid Podsiadło. To był ostatni artysta, który dołączył do ekipy, a zawsze chciałem z nim współpracować i długo się zbierałem, żeby się do niego odezwać. Ostatecznie wytwórnia do niego napisała, a on chętnie i szybko napisał wokale i pięknie zaśpiewał. To był zwieńczenie całej pracy nad płytą, bo był to ostatni numer nad którym pracowałem. Po zmiksowaniu tego utworu usiadłem i pomyślałem: "no, właśnie tego tu brakowało".

Reklama

Jak wypada połączenie mocy i melancholii, o którym wspominałeś. Fuzję takich skrajności ciężko sobie wyobrazić. Udało ci się to osiągnąć na "Now I'm Here"?
Wiesz co, jakoś najlepiej się w nich odnajduję. Jestem domatorem, raczej spokojnym gościem. Mam tak, więc melancholia łatwo mi przychodzi. A moc i energia? Mam słabość do pompatycznej i wzniosłej muzy. Może na płycie tego nie słychać, ale w każdym utworze staram się zawrzeć wiele emocji…

Stary, akurat emocje to słychać…
No w sumie to tak (śmiech). To jest jak w życiu, nie mamy tylko dobrze albo tylko źle. Codziennie jesteśmy targani równymi skrajnymi emocjami. Więc odzwierciedla się to pewnie w mojej muzyce. Nie wiem, czy to jest zamierzone, ale tak mi wychodzi po prostu. Nie planuję tego raczej.

Jesteś fanem Dürera?
Dürera? Na pewno jego "Skrzydła".

No, ale twojego koloru w "Skrzydle Kraski" to jest tylko takie maleństwo, taka ociupinka.
Proces robienia okładki był bardzo długi. Kwestia jest taka: jeżeli chcielibyśmy to wydrukować, robimy wszystko co chcemy. Jednak to miał być haft i my faktycznie wyhaftowaliśmy to wszystko.

A taką kurteczkę też masz?
Mam. Dużo pracy i kombinowania mnie i moją dziewczynę kosztowała. Ania jest kostiumografką, bardzo mi w takich kwestiach pomaga. Mimo to, dużo stresów i pieniędzy mnie to kosztowało jak się okazało (śmiech). Taką kurtkę zrobić i to taką, która jest chyba tylko jedna na całym świecie, bo jeszcze nie widziałem takiej wyhaftowanej to trochę jednak kosztuje. Teraz już wiem dlaczego firmy nie robią na co dzień takich rzeczy.

Skoro była od zera tkana no to musi kosztować…
No tak. A co do kolorów, skrzydła to ostatecznie wybraliśmy nasze, "niedurerowe", które nam najbardziej odpowiadały, ale nie wiem, czy dostrzegasz to skrzydło na okładce. Jak robisz żakardowy wzór, to odwracając go tyłem na przód nie masz dokładnie tego samego wzoru, tylko jakąś abstrakcję pochodną. Żakard sprawia ci tak zwane psikusy, trochę zmienia miejsce, trochę kolory. "Skrzydło" Dürera pojawiło się dlatego, że trochę symbolizuje właśnie to o czym mówiliśmy. Z jednej strony jawi się jako symbol latania, wznoszenia się, wolności, czyli "All the People", a z drugiej strony w oryginalnej grafice  jest urwane i jest to tylko jedno skrzydło. Więc nie mogło latać to symbolizuje cierpienie, smutek. Poczułem, że to może być symbol mojej płyty i zdecydowałem się na to.

"Now I'm Here" to w tej chwili taka wizytówka MOST Records. Spory ciężar leży na twoich barkach. Czujesz to?
Trochę tak, ale wiem, że to dobra płyta. Oni też to wiedzą i dlatego wierzymy, że będziemy z niej dumni.