Jędrzej Dondziło (Up To Date Festival): Wolimy budować w naszych line-upach jakąś historię muzyczną, a nie robić wyliczankę nazwisk

FYI.

This story is over 5 years old.

Ludzie z cienia

Jędrzej Dondziło (Up To Date Festival): Wolimy budować w naszych line-upach jakąś historię muzyczną, a nie robić wyliczankę nazwisk

Na chwilę przed rozpoczęciem festiwalu Up To Date w Białymstoku namówiliśmy na rozmowę jednego z jego współorganizatorów.

​​foto Marcel Borowski

Muzyka, jak każda inna gałąź przemysłu, ma to do siebie, że pomysł gdzieś z tyłu głowy artysty dzieli od gotowego produktu stosunkowo długa droga. Teraz zastanów się, ile razy pomyślałeś o wszystkich osobach zaangażowanych w proces powstawania muzyki: producentach, menadżerach, bukerach. Oni wszyscy dbają o to, żebyś mógł pójść do sklepu, wziąć z półki płytę, a po jej przesłuchaniu, kiedy stwierdzisz, że z chęcią zobaczyłbyś ten zespół live - żeby koncerty trafiły tam, gdzie jest na nie potrzeba. Zbyt często się o nich zapomina, więc my postanowiliśmy z nimi porozmawiać. Oto Ludzie z cienia - niezastąpieni, choć dla wielu niewidoczni.

Reklama

Jędrzej Dondziło wraz z grupką najbliższych osób stworzył festiwal muzyczny tam, gdzie się urodził i wychował. I to właśnie nie Warszawa, nie Kraków, ani Poznań, tylko Białystok będzie w ten weekend najczęstszym celem muzycznych wycieczek. Najwyższa pora więc pakować walizki i kupić bilet na pociąg (bo karnety już pewnie macie, c'nie?). Kierunek: Wschód. A na podróż polecamy rozmowę, w której Jędrzej opowiedział nam, jak niewątpliwa magia tego miejsca wygląda w kontraście z niełatwymi realiami tej lokalizacji oraz dlaczego Polska kocha techno, a dopiero zaczyna rozumieć ambient.

Czytaj rozmowę poniżej.

​​

Noisey: Wszystko jest już dopięte na ostatni guzik i masz już luz, czy wręcz odwrotnie i najbliższe dni będą mocno intensywne?
Jędrzej Dondziło: Emocje są ogromne i opadną zapewne dopiero kilka dni po festiwalu. Niezależnie od tego jak dobrze będziemy przygotowani do tegorocznej edycji stres i podekscytowanie będą silnie wypełniać najbliższych kilka dni.

Czy z perspektywy czasu uważasz, że ulokowanie festiwalu w Białymstoku było dobrą decyzją? Odnoszę wrażenie, że obecnie chyba takie właśnie ośrodki przejmują prym w branży kulturalnej.  Czy kiedykolwiek przez chwilę pojawiła się u ciebie chwila zwątpienia, czy na pewno dobrym posunięciem było ulokowanie festiwalu właśnie w tym mieście?
Up To Date Festival nie mógłby być bardziej białostocki, bo jest tworzony w większości przez ludzi, którzy urodzili i wychowali się w Białymstoku i całe swoje nastoletnie i dorosłe życie poświęcili na tworzenie kultury w tym mieście. Tworzenie festiwalu w innym miejscu nie było zupełnie brane pod uwagę, bo miał to być festiwal dla białostoczan i dla ludzi, którzy mogą Białystok polubić nie tylko ze względu na to, co robimy na aptudejcie. W miarę rozwoju festiwalu i porównywania jak to jest w innych miastach, walka z realiami tej części Polski niestety staje się coraz cięższa. Ze wszystkim musimy przecierać szlaki i starać się przełamać opór materii  w kwestiach formalnych czy finansowych, a z zewnątrz niezmiennie spływają do nas zaproszenia do współpracy.

Reklama

Tegoroczny powiew zmian, związanych z nowymi lokalizacjami, line-upem, który udało nam się zbudować i z obecnością nowego sponsora daje nam siłę i nadzieję na dobrą przyszłość festiwalu. Wydaje mi się, że obraz Białegostoku w mediach jest mocno przerysowany, skupiony jedynie na nieprzyjemnych rewelacjach. My staramy się być przeciwwagą dla wszystkich problemów wizerunkowych, bo bez tego będziemy postrzegani jednowymiarowo.

Napotkałeś kiedykolwiek na jakikolwiek opór ze strony artystów właśnie z uwagi na lokalizację festiwalu?
Niedogodności związane z brakiem regionalnego lotniska niestety dają się nam we znaki. Często musimy przełknąć odmowy artystów z powodu niedogodnego planu podróży, który uniemożliwia szybkie dotarcie np. na następny gig. Na szczęście remonty trasy Białystok – Warszawa za kilkanaście miesięcy się zakończą i na Okęcie dojeżdżać będziemy nawet dwa razy szybciej. Z drugiej strony nie jest tak, że nasze położenie postrzegane jest jedynie jako wada! Wielu artystów jara się możliwością zobaczenia tej części Polski, szczególnie ze względu na naturę, która nas otacza i legendarną gościnność z jakiej słynie nasz festyn i Podlasie (śmiech).

A samo miasto i jego włodarze dostrzegają w Waszej imprezie potencjał? Jako przykład bardzo dobrej kooperacji na linii miasto - festiwal można chyba przytoczyć krakowski Unsound… Czy Białystok i Białostoczanie wspierają Up To Date?
Gdyby nie wsparcie Białostoczan Up To Date Festival nie miałby racji bytu. Nasz festiwal zawsze w wielkim stopniu opierał się na sile wolontariatu i serdeczności ludzi zaproszonych do współpracy. Sam zespół festiwalowy pracuje w warunkach i na warunkach zaprzeczających w ogóle sensownemu funkcjonowaniu takiej organizacji jak nasza. Współpraca z miastem i województwem układa się dobrze, ale wysokość wsparcia jest kilkukrotnie niższa niż chociażby wspomnianego Unsoundu, czy np. Tauron Nowa Muzyka w Katowicach. Pracujemy nad tym, by przedstawiciele władz dowiedzieli się i zrozumieli, że bez zdecydowanego zwiększenia wsparcia nasz festiwal raczej się zwinie, bo nie ma sensu ciąć go na pół i wiecznie kombinować jak podnieść poziom w ramach śmiesznie niskiego budżetu i ekipy, która czuje się już mocno zmęczona (delikatnie to ujmując) tym stanem rzeczy. Z tą edycją kończy się nam umowa z Miastem Białystok i w związku z tym mamy wielkie nadzieje na pozytywne zmiany pod tym kątem.

Reklama

Wasz festiwal od początku bawi się konwencją, często trolluje w internecie. Myślisz, że takie poniekąd luźne podejście to klucz do sukcesu?
Nasz styl komunikacji i podejście to nie był zamierzony chwyt, a po prostu nasz styl bycia. Z czasem bardziej świadomie zaczęliśmy serwować dość niszowy i nierozpoznany program, poważnie podchodząc do tematu muzyki i sztuki, ale na zewnątrz wychodzić w sposób przystępny i zachęcający tych, którzy nie znają tego świata zbyt dobrze. Chcemy być otwarci na wszystkich i wciągać nowych ludzi w kulturę, w której my siedzimy od lat.

Chwyty i kampanie PR-owe to efekt burzy mózgów i kolektywnej pracy, czy Czarek Chwicewski, który zna receptę na internet, nadal bierze to głównie na swoje barki? 
Czarek jest osobą, która ma ostatnie słowo w kwestii promocji i jest autorem większości najgłośniejszych pomysłów. Ten człowiek potrafi oderwać się od standardowego myślenia i wzbić się na wyżyny abstrakcji, co owocuje sami wiecie czym (śmiech). Wiele naszych działań jest też kolektywnych, bo staramy się konsultować i realizować pomysły z całym zespołem tam, gdzie jest to potrzebne. Niemniej, spiritus movens kreatywnej, niestandardowej promocji jest Czarek.

Często przygotowując kampanie zdarza się wam, że odpuszczacie jakiś pomysł, bo uznajecie, że jest za bardzo po bandzie, czy nie stawiacie sobie takich ograniczeń i zawsze lecicie "na pełnej"?
Dziesiątki pomysłów leży na półkach od lat. Większość z nich czeka na "lepsze czasy", głównie ze względów finansowych i braku sił przerobowych w zespole. Często pomysły promocyjne muszą być trochę temperowane, bo mogłyby zostać nie do końca zrozumiane przez wszystkich odbiorców. Chcemy, by przekazy były w miarę uniwersalne i jednoznaczne, poza tymi, które bazują na odwrotnym założeniu, jak np. postać Cinka, który miał siać zamęt.

Reklama

Skoro jesteśmy przy dobrym pijarze, to w czyjej głowie wykiełkowało hasło Pozdro Techno? Obecnie nie ma chyba dnia, żebym gdzieś się z nim nie spotkał…
Pozdro Techno to dzieło przypadku, który przydarzył się akurat mi. Dziwnym skojarzeniem powstało zawołanie, które rozprzestrzeniło się w szalonym tempie. Produkcja pierwszej porcji naklejek spotęgowała to do tego stopnia, że nie nadążaliśmy z dodrukami…

Zajmował się nim swego czasu też profesor Miodek. Wideo na YouTube ponad 240 tysięcy odsłon. Chciałbyś, żeby tyle wynosiła liczba uczestników każdej kolejnej edycji, czy nie celujesz aż w tak duży format?
Up To Date Festival jest wydarzeniem, na którym kluczowy jest klimat i raczej intymna, bardziej klubowa atmosfera, aniżeli halowe wrażenia. Rozmiar wydarzenia jest dużo większy niż regularnej nocy w klubie, ale ze wszystkich sił staramy się zachować bliskość kontaktu z artystami i muzyką, a także wyjątkowością wrażeń nie polegającą na ich skali produkcji, a oddziaływaniu na odbiorcę. Staramy się stworzyć również takie warunki, by skracać dystans między samymi uczestnikami festiwalu. Zdecydowanie bardziej wolimy przyciągać starannie dobranymi wykonawcami i zachęcać ludzi do poszukiwań muzycznych niż wstrzeliwać się w trendy i budować dużą frekwencję nośnością nazwisk.

Swoistym fenomenem stała się linia ubrań i akcesoriów z logo Pozdro Techno. Całkiem niedawno przygotowaliście edycję zupełnie limitowaną. Czy myślisz, że działka tekstylna jest już w stanie funkcjonować niezależnie od festiwalu?
Myślę, że gdyby podejść do tematu ciuchów Pozdro Techno pod kątem biznesowym, to bylibyśmy w stanie stworzyć z tego markę odzieżową. Nie jest to jednak naszym celem i nie czynimy ku temu żadnych kroków. I bez takich zabiegów jest grupa odbiorców, która chciałaby nosić te ubrania, a niekoniecznie identyfikuje się z festiwalem czy muzyką samą w sobie. Staramy się łączyć Pozdro Techno nierozerwalnie z muzyką, festiwalem, określonym kontekstem. W momencie, gdy zainteresowanie produktami oznaczonymi tym hasłem przerosło nasze oczekiwania uznaliśmy, że warto ściślej określić kierunek działań, by uchronić pierwotny zamysł przed wypaczeniem. Stąd limitowana kolekcja i skierowanie sprzedaży głównie na wydarzenia muzyczne i spotkania z nami, czyli festiwal i np. imprezy Technosoul.

Reklama

Chyba udało się wam przy okazji przekonać naprawdę szeroką grupę osób, że techno to nie dyskotekowe, tępe "jeb, jeb" z głośników… Należy się Wam medal za zasługi dla krzewienia wiedzy o elektronice wszelkiej maści. Bierzecie pod uwagę walor edukacyjny pracując nad każdą kolejną edycją festiwalu?
Dziękuję za słowa uznania, miło jest dowiadywać się, że ktoś z zewnątrz zauważa efekty ciężkiej pracy. Nieustannie widzimy kolejne kroki do wykonania i ciężko złapać dystans do swoich działań i je ocenić. Walor edukacyjny, o którym wspominasz to jedna z naszych większych motywacji. Próbujemy zarażać innych ambitną muzyką pokazując ją w odpowiednich, zachęcających sytuacjach i trochę ją "odczarowując", również (a może przede wszystkim) ze szkodliwych stereotypów. Staramy się dawać przykład swoją postawą i konsekwencją, ale tez organizując oddolne działania jak np. warsztaty muzyczne, czy biorąc udział w różnych akcjach, debatach, niejako wjeżdżając z tą kulturą pośród ludzi, którzy zupełnie nie wiedzą z czym to się je.

Coraz częściej organizatorzy festiwali tworzą też różne eventy okołofestiwalowe - bifory, aftery, gościnne występy. Wy również nie stronicie od takich rozwiązań. Jest Pozdro Techno Impact, na początku września odbył się event Taste The East. Czy jest to bardziej efekt tego, że nie wszyscy artyści, których chcielibyście zaprosić dysponują czasem w terminie festiwalu i korzystając z potencjału jaki posiadacie, zapraszacie ich w innym terminie, czy bardziej chodzi tu o inwestycję w główny event jakim jest festiwal? A może chodzi właśnie o wspomniany już wątek edukacyjny i wprowadzanie ludzi na nowe gatunki i artystów?
Ciężko pracujemy, by być widocznym i mieć wpływ na scenę kulturalną nie tylko w jeden weekend w roku. Zależy nam na zjawisku ciągłości i pozytywnych zmianach na stałe, a nie na jednym udanym "evencie" w ciągu roku. Potencjał zespołu jest wielki, niestety środki na nasze działanie są znacznie ograniczone, dlatego większość wydarzeń odbywających się w ciągu roku to imprezy pod szyldem Technosoul i Salonów Ambientu, które muszą się same finansować. Mamy to szczęście, że te przedsięwzięcia stale się rozwijają i przynoszą wiele satysfakcji (śmiech). Taste The East zaś jest platformą współpracy między nami a przedstawicielami scen krajów Partnerstwa Wschodniego, wschodniej i środkowej Europy, którą stworzyliśmy dzięki zaufaniu i zaangażowaniu Narodowego Centrum Kultury oraz Miasta Białegostoku. Wydarzenie odbywa się w terminie festiwalu Wschód Kultury, którego jest już, można stwierdzić, stałym elementem. Jak już wspominałem, położenie Białegostoku nie zawsze musi być wadą. Kierunek wschodni jest dla nas bardzo bliski, bo m.in. Białoruś i Litwa są tuż obok. Od dawna staramy się o poszerzanie kontaktów w tamtych rejonach i nasze działania (na przykład zeszłoroczna konferencja) owocują sporym fermentem i wiele środowisk się realnie sieciuje. Powstają piękne zjawiska i przyjaźnie, a Białystok umacnia się jako most pomiędzy wschodem a zachodem. Stałym elementem naszych działań jest tez after festiwalowy, tradycyjnie odbywający się tydzień po festiwalu i w tym roku będzie to miażdżące wydarzenie dzięki swojej formule i lokalizacji, w której będzie się odbywać (w białostockim Dworcu PKS - red.).

Reklama

Połączenie rapu i elektroniki, czyli dwóch obszarów cieszących się obecnie bardzo dużym zainteresowaniem to w gigantycznym skrócie to, czym żyje Up To Date. Czy lineup festiwalu to bardziej wypadkowa waszych muzycznych zajawek, próba pokazania rzeczy świeżych, czy jednak macie z tyłu głowy też aspekt marketingowy?
Zwróć uwagę, że gdy Up To Date zaczynał, wcale nie było oczywiste to, że rap i elektronika to te nurty, które niosą ze sobą wielkie zainteresowanie. Owszem, koncerty polskich raperów to solidny fundament dla wydarzenia odbywającego się w takim mieście jak Białystok, ale my nigdy nie sięgaliśmy po tych artystów, którzy są najłatwiejszym gwarantem frekwencji. Na pierwszym UTD grał np. Pezet, który w tym roku do nas wraca po długiej przerwie w koncertowaniu, ale w 2010 roku bookowaliśmy też Sandwell District, Claro Intelecto, Miltona Bradleya czy breakcorowego Ebolę. To wynikało z silnego przekonania, że są to artyści warci prezentacji pomimo tego, że nikt ich nie znał w Białymstoku. Nasze plany programowe są zawsze bardziej radykalne niż na to pozwala rzeczywistość i co roku, gdzieś po drodze ktoś komuś mówi "opamiętaj się" (śmiech). Nie oznacza to jednak, że robimy coś pod publikę. Staramy się zapewnić jak najlepsze wrażenia w ramach koncepcji, którą przyjęliśmy. Mamy swoją filozofię i nie robimy odstępstw. Potencjał zbudowany na konsekwentnym programowaniu w ten sposób łatwo roztrwonić.

Reklama

Czy budując line-up staracie się reagować na prośby publiczności odnośnie propozycji i marzeń koncertowych, które spływają do was zapewne w sporej ilości? Lubicie interakcje z uczestnikami festiwalu? W przypadku festiwali zbliżonych wielkością do waszego chyba jest to całkiem realne…
Interakcja z uczestnikami festiwalu jest nam bardzo bliska i zawsze opiera się na jak najkrótszym dystansie między nami, organizatorami, a nimi. Nie oznacza to jednak, że otwieramy się na tzw. "koncert życzeń". Znając naszą publiczność, taka akcja zapewne nie zakończyłaby się najgorzej pod kątem line-upu, ale wolimy budować w naszych line-upach jakąś historię muzyczną, a nie robić wyliczankę nazwisk. Pozostawmy plebiscyty na wybór artystów imprezom typu Juwenalia, gdzie chodzi o zaspokojenie jak najszerszych gustów.

Z twojego doświadczenia, jeśli chodzi o rozkład sprzedaży biletów, na ile duże nazwy, a na ile sama formuła festiwalu przyciąga widzów? Czy po ogłoszeniach projektów takich jak tegoroczny Legowelt obserwujecie też wzrost zainteresowania festiwalem, czy większość biletów trafia jednak w ręce stałych bywalców już w ciemno, nawet bez ogłoszeń?
Nie ma co ukrywać, że zainteresowanie festiwalem muzycznym ma ścisły związek z występującymi na nim artystami. W naszym przypadku ma to również wielki wpływ na sprzedaż biletów. Sprzedają się one falami. Co ciekawe nie są to fale związane z ogłoszeniami artystów, a ze zmianami cen i kończeniem się danych pul biletów czy karnetów. Legowelt jest silnym nazwiskiem na scenie muzyki elektronicznej, ale wydaje mi się, że miewaliśmy bardziej znanych artystów na scenie. Sęk w tym, że byli oni u nas w czasach, gdy nie byli jeszcze takimi gwiazdami (np. DVS1, Shifted, Function, Silent Servant i inni) (śmiech). Ciekawostką jest fakt, ze Legowelt grał w Polsce po raz pierwszy na moje zaproszenie bodajże około 2005 roku. Dziś jest artystą, który jest wciąż wierny swoim pasjom, ale rozpoznają go tłumy. Wracając do biletów, to ogromna większość sprzedaje się w naszym przypadku w ostatnich 6 tygodniach oczekiwania na festiwal. Nie sądzę, by absolutny i definitywny wpływ miał na to sam line-up, bo (tak jak wspominałem) mnóstwo ludzi przychodzi na Up To Date nawet nie znając artystów.

Reklama

W tym roku na festiwalową scenę ostro weszło Electronic Beats. Co dają takie współprace imprezom takim jak UTD?
Tacy Partnerzy jak Electronic Beats to dla mniejszych inicjatyw jak nasza porządnie wzmocnienie zarówno pod kątem finansowym, jak i promocyjnym. Staramy się dołożyć nasz szalony element do tego projektu, ale też dzięki niemu możemy dotrzeć dalej z naszą misją. Jest to partner, któremu nie trzeba tłumaczyć swojej filozofii działania i spierać się przy tworzeniu wspólnych planów. W praktyce wygląda to tak, że pomysłów jest więcej niż da się zrealizować.

A jak duży wpływ na wygląd festiwalu ma symbioza z Technosoul?
Ciężko mi się do tego obiektywnie odnieść, bo jestem w tą symbiozę tak uwikłany, że granice mi się dawno temu już zatarły. Technosoul to projekt, który prowadzę wraz z Essencem, a zespół festiwalowy wspiera nas w pewnych działaniach. Na samym festiwalu zaś, łączymy siły. Technosoul, jak wiadomo, jest od dawien dawna jedną ze scen, filarów Up To Date i ciężko sobie wyobrazić to przedsięwzięcie bez tego elementu. Podobnie jest z Centralnym Salonem Ambientu, który jest niejako zwieńczeniem działań w ramach serii Salonów przez cały rok, za które odpowiadam ja, działając z ramienia TS jak i UTD. Niezłe pomieszanie, ale wszystko służy muzyce i wydaje mi się, że stawiane cele jakoś osiągamy. Wydaje mi się, że w pewnych miejscach nie jesteśmy i nie będziemy w stanie wyznaczyć linii gdzie się kończy Technosoul, a zaczyna Up To Date Festival.

Brak w tym roku Ambient Parku przełożył się na rozbudowanie tej sceny już w ramach festiwalu. Myślisz, że ambient ze swoją charakterystyką jest w stanie przyciągnąć publiczność festiwalową w równej mierze, co inne gałęzie elektroniki?
Ambient to zjawisko, które się w Polsce pięknie rozwija. Pamiętam jak kilka lat temu występował na UTD Biosphere. Trudno o bardziej rozpoznawalnego twórcę tego gatunku, a niestety publiczność nie bardzo wiedziała z czym to się je i jak się zachować na koncercie. Dziś nawet największe Salony Ambientu odbywają się w absolutnej ciszy. Ludzie oswoili się i zaczęli się interesować  formą wspólnego przeżywania muzyki, jaką są spotkania przy ambiencie. To już nie jest "zamulająca" muzyka, w której się nic nie dzieje, albo "kawałek, który się nigdy nie rozkręca" (ulubiony żart moich znajomych). Daleko jeszcze ambientowi do popularności tanecznych gatunków elektroniki, ale jego popularność, moim zdaniem, rośnie z dnia na dzień.

A która działka w niezalowej elektronice i eksperymentalu bawi cię teraz najbardziej? Może footwork? Albo field recording?
Ojej. Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Bardzo bardzo ciągnie mnie do gatunków, gdzie mam duże braki, np. modern classical, jakieś dronowe akcje, czy stosunkowa nieznajomość dyskografii pewnych klasyków ambientu, którzy jakimś cudem nigdy nie przewinęli się przez moje słuchawki. Jako kolekcjoner płyt, jestem pod tym kątem trochę zboczony, bo często decyduję się zbyt mocno nie eksplorować muzyki w necie wiedząc, że będzie boleć mnie niewystarczająca zasobność portfela, by zakupić wszystko, co mi się podoba. Fascynuje mnie nowe techno, które zarówno wkracza w nowe rejony dźwiękowe czy koncepcyjne, ale też to, które garściami czerpie z tanecznego i rejwowego charakteru tej muzyki. Nieustannie staram się odkrywać te rzeczy, które też mnie ominęły - rave, hardcore, atmosferyczny drum'n'bass, zakamarki ghetto-techu, klasyka. Ostatnio też zauważyłem, że kręcą mnie nowe interpretacje tych klasycznych brzmień tanecznej elektroniki, które wywołują największą nostalgię. Ciężko to opisać, ale jest w tych utworach coś nowego i coś, co jest odnośnikiem do przeszłości.

Do jakich działań sprowadza się teraz twój udział w organizowaniu festiwalu, a jak wyglądało to na początku? Teraz tylko nadzorujesz i koordynujesz, czy działasz na wszystkich frontach?
Na samym początku odpowiadałem za wszystko, wszystkiego chciałem dopilnować własnoręcznie. Szybko jednak trzeba było zweryfikować podejście, więc zespół rósł. Dziś wciąż jest nas za mało i każdy z nas pracuje za trzech. Wszyscy jesteśmy samoukami, nie korzystamy z pomocy agencji. Ja odpowiadam przede wszystkim za koordynację ogólną, program artystyczny i rozliczenia. W praktyce pracuję też przy PR / promocji i przy całym dziale hospitality i trochę przy produkcji.

Praca kuratora, czy też organizatora fesitwalu sprowadza się też do wizyt na festiwalach organizowanych przez innych. Czy do takich wycieczek podchodzisz bardziej na poważnie, czy jednak nie do uniknięcia jest wątek zabawowy?
Niestety stać mnie na niewiele tego typu wycieczek, ale staram się mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Podchodzę do nich raczej poważnie, bo nie jestem wielkim fanem kilkudniowego melanżowania. Niewielką ilość wizyt studyjnych rekompensuję sobie częstym bywaniem imprezach jak DJ, gdzie też mam możliwość obserwacji. Interesują mnie przede wszystkim wrażenia płynące z występów, podglądanie danego wydarzenia od kuchni, ale też spotkania z ludźmi, których mogę spotkać tylko przy tych okazjach. Z dobrych wydarzeń wracam do domu bardzo zainspirowany.

A sam masz czas, by bawić się w trakcie UTD, czy nerwowo wtedy wszystkiego doglądasz i zwyczajnie nie masz na to czasu?
Pierwszy dzień festiwalu jest zawsze najgorszym dniem roku, ale sobota już jest tym najlepszym. Kiedy już wszystko się sprawdzi i okaże się, że dobrze funkcjonuje, to obawy maleją i można zacząć się skupiać na tym, co ucieka z każdą minutą. Najlepiej bawię się oczywiście podczas seta zamykającego festiwal, do którego zapraszam kolegów i nieskromnie siebie (śmiech). Wtedy jest czyste szczęście.

Z jakiego występu lub występów w całej historii festiwalu jesteś najbardziej dumny?
Jestem dumny z wielu występów artystów, ale jestem też często dumny z publiczności i przepełniony wdzięcznością, że wytwarzają coś tak pięknego na Up To Date. Najwięcej stresu i pracy kosztował mnie projekt występu bvduba z orkiestrą Opery i Filharmonii Podlaskiej, bo robiliśmy tego typu połączenie pierwszy raz w historii festiwalu i wyszło to przepięknie. Są też chwile kiedy tzw. czarny koń line-upu roznosi scenę w pył, jak było na przykład z IVVVO czy Gosubem live. Albo Aux88 lata temu - występ, który do dziś ludzie mocno wspominają. Och, i Rrose, w 2013 roku. Czysta inteligencja muzyczna, krystaliczne brzmienie i chirurgiczna precyzja prowadzenia emocji publiczności. I-F i DJ Assault rok wcześniej zrobili taką balangę jak mało kto w historii. Do tego szalone show takich wariatów jak Pixelord, Ed Cox czy DJ Scotch Egg. Jest co wspominać (śmiech).

Emeryturę będziesz spędzał w Białymstoku? Amerykańskie media nie kłamią​… To chyba naprawdę idealne miejsce (śmiech)!
Jeszcze o tym nie myślę, ale nie ukrywam, że marzę o kawałku spokoju po 7 latach…