M.I.A. - AIM

FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

M.I.A. - AIM

Autentyczna, przebojowa, wciąż zaangażowana polityczno-społecznie. Jeśli to rzeczywiście ostatni akt jej kariery, żegna się z przytupem.

"I'm thinking generation / 'Cause it's my obligation", wyznaje Mathangi Arulpragasam na swoim piątym albumie studyjnym. I ten cokolwiek częstochowski rym dotyka istoty sprawy: trudno o lepszą rzeczniczkę praw uchodźców, niż ceniona gwiazda sceny alternatywnej, a przy okazji córka tamilskiego separatysty, internacjonalistka zawieszona między Londynem a Sri Lanką.

"AIM" jest "Dystryktem 9" czasów, gdy metafory przestały wystarczać do obrazowania klęski humanitarnej. Abstrakcyjni dotąd Obcy nabrali dojmująco realnych kształtów - tu zakrwawiona dziewczynka, tam ciało chłopca wyrzucone na brzeg.

Reklama

Stąd też M.I.A. w skórze proimigranckiej aktywistki zdaje się być właściwą osobą na właściwym miejscu nie tylko przez wzgląd na jej osobiste doświadczenia, ale również przez obraną - i konsekwentnie realizowaną - drogę artystyczną. Od zawsze zaangażowana politycznie, nigdy nie brnęła w przesadnie zawoalowane treści, nie owijała w bawełnę, nie unikała bezkompromisowej dosadności. Kiedy podczas występu u boku Madonny na Super Bowl, imprezie o największym zasięgu medialnym w Ameryce, pokazała do kamery środkowy palec, nie wyglądało to na wyreżyserowaną popisówę, lecz na spontaniczny gest antysystemowy.

Podobnie autentycznie Mathangi wypada na nowym krążku, który otwiera opublikowany jeszcze w zeszłym roku singiel "Borders", rozpromowany przez kontrowersyjny klip z uchodźcami tworzącymi malownicze wzory na łodziach i zasiekach z drutu kolczastego. "Guns blow doors to the system / Yeah fuck 'em when we say we're not with them / We're solid and we don't need to kick them / This is North, South, East and Western", punktuje M.I.A., a do tematu potrzeby zjednoczenia się w obliczu kryzysu powraca przez całą płytę, w utworach zatytułowanych tak wymownie, jak "Survivor" czy "Visa".

Nie zawsze jest przy tym śmiertelnie poważna - we "Freedun" z Zaynem Malikiem, uchodźcą z One Direction, postuluje utworzenie The People's Republic of Swaggerstan, zaś w "Foreign Friend" prawi o zinstytucjonalizowanym rasizmie poprzez ciąg luźnych skojarzeń z "Breaking Bad" czy "Forrestem Gumpem". Gdzie indziej padają nawiązania do Lary Croft, Neymara, MC Hammera. Wykład moralny błyskotliwie przefiltrowany przez popkulturową wrażliwość - nic tylko dać lajka, a nawet serduszko.

Reklama

Nie, jednak lajk wystarczy, a to z uwagi na to, że zmysł liryczny niekiedy artystkę zawodzi. Znamienne, że właśnie wtedy, gdy próbuje być mniej prozaiczką, bardziej poetką, jak w "Bird Song", przynoszącym wątpliwej urody linijki w rodzaju "staying rich like an ostrich" lub "I believe, like R. Kelly, we can fly, but toucan fly together". Nie no, serio? To już się nadaje tylko na jakiś szyderczy fanpejdż o rapie ornitologicznym.

Muzycznie "AIM" jest dokładnie taką płytą, jakiej należało się spodziewać po kooperacji Mathangi z Blaqstarrem i Skrillexem - pełną elektronicznych loopów, synkopowych perkusji, głębokich basów i orientalnych sampli. Sporadyczne bangery, jak "A.M.P. (All My People)", trochę narkotycznego house'u ("Fly Pirate") i sporo jednostajnego hałasu, którym ktoś mniej zdolny zanudziłby na śmierć, a który M.I.A. jak mało kto potrafi przekuć w hipnotyczne dźwięki.

No dobrze, za całokształt niech jednak będzie to serduszko.