Hatti Vatti - Szum

FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Hatti Vatti - Szum

Ostry z Emade już kilka lat temu starali się wszystkich przekonać, że szum rodzi hałas. Po długim czasie Hatti Vatti tylko to potwierdza.

Oczywistym jest, że kolejne dzieło HV jest "mocno z dala" pod względem stylistycznym od legendarnej (w pewnych kręgach, bądźmy poważni) płyty duetu z 2005 roku, ale z tamtą produkcją łączy go coś innego. Dostarcza niewiele mniej wrażeń.

Radiowe tajemnice tak podziałały na wyobraźnię gdańskiego producenta, że ten postanowił się nie ograniczać i zwyczajnie popłynął po całości tworząc opowieści, których poszczególne części były znane tylko nielicznym lata temu. I tak, jak "Algebra" była konceptem opartym na podróży do krajów arabskich, tak "Szum" jest doświadczeniem zdobytym z godzin spędzonych w archiwach instytucji kryjących w sobie najprawdziwsze skarby.

Reklama

Próbki z Narodowego Instytutu Audiowizualnego oraz holenderskiego Netherlands Institute for Sound and Vision zostały ułożone w całość posiłkując się przy okazji analogowymi syntezatorami i samplerem. Są rejony bliższe ostatniej płycie nagranej wraz z Noonem, takie jak "Haiku" (zwróćcie uwagę na nazewnictwo utworów - wiecie ile jest tam języków?), ale są też numery, jak np. "Ruins" które ze względu na swoją specyfikę spokojnie mogłyby się znaleźć na "Worship Nothing".

Motoryczna i szaleńcza "Warszawa" z kończącym utwór fragmentem radiowej wypowiedzi imponuje na każdej płaszczyźnie, podobnie jak doskonałe "Lai" bawiące się ze słuchaczem swoją ambientową przestrzenią. Dub i techno w "Hikikomori" również idą ze sobą w parze, a footworkowe "Hero/in" przypomina najlepsze dokonania gatunku. Są to jednak typowe elementy, a warto wspomnieć, że najnowsze dzieło przedstawia też trochę nowych i niespotykanych wcześniej u HV patentów.

Kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset, miniatur układa się w jedną sensowną i logiczną całość. Trudną, skomplikowaną, ale oferującą niezliczoną ilość doznań. Nikt wcześniej tak dokładnie nie przekopał archiwów Instytutu, a "Szum" to tylko część pereł, które się tam znajdują. Inspiracje artystami związanymi ze Studiem Eksperymentalnym Polskiego Radia są słyszane aż nadto. I wiecie co? Ja to kupuję w całości i to nie tylko ze względu na pojawiające się próbki twórczości Witolda Giersza czy Stefana Szwakopfa.

Dziwne wydają się być te kompozycje ze swoją rytmiką i niecodzienną melodyką, ale ich siłą jest to, że za każdym razem odkrywa się w każdej z nich coś nowego. Kolejny świetny strzał od MOST, który powoli rozrasta się na potentata w swojej niszy. Niech będzie o tym głośno wszędzie, "Szum" niech zrobi hałas. A zrobi.