Zdjęcia: mat. prasoweNa punkcie Julii Holter świat oszalał, kiedy wydała swoja pierwszą - nagraną we własnej sypialni - płytę "Tragedy". Miłośnicy brzmień skomplikowanych i niebanalnych pokochali jej artystyczną, barokową wizję popu. Tematyka jej utworów to również coś nieoczywistego. Jak w przypadku ostatniej płyty "Have You In My Wilderness" z 2015, skupionej wokół ludzkich tendencji do podbojów.
Reklama
Przed jej wizytą na śląskim festiwalu Ars Cameralis rozmawiamy o obsesyjności, chaosie, tworzeniu nowych światów i Stockhausenie.Czytaj wywiad poniżej.
Noisey: Żeby nagrać płytę we własnej sypialni trzeba być bardzo zdyscyplinowaną osobą.
Julia Holter: Nie… Ja z pewnością nie jestem taką osobą, właściwie bycie zdyscyplinowaną idzie mi całkiem źle. Mam dużo marzeń i wizji, na których w pewnym sensie obsesyjnie się skupiam. Ale jestem raczej typem osoby z chaotyczną obsesyjnością. Czasem potrafię zmusić się do bycia zdyscyplinowaną, bo czasem po prostu muszę to zrobić. Ale mnie lepiej od słowa "dyscyplina" określi raczej słowo "obsesyjność".Kiedy pracujesz w studio, a nie w domu, łatwiej o to?
To zależy od projektu. Nie ma żadnej reguły. Czasem wolę pracować zupełnie sama, w swojej sypialni, ale są rzeczy, które mogę zrobić tylko w studio. Zresztą to się zmienia w czasie. Na początku, kiedy miałam dwadzieścia lat, chciałam po prostu móc zarejestrować to, co miałam w głowie i to, co napisałam. I myślę, że potrzebowałam robić to w samotności. Chciałam to zrobić sama. Chyba chciałam sprawdzić też czy potrafię. W tamtym czasie to było dla mnie ważne.Teraz to już nie ma tak wielkiego znaczenia, żeby pracować w samotności. I tworzę z innymi. Oczywiście, kiedy czuję, że powinnam.Czy kiedy tworzysz, wchodzisz do jakichś światów, które są niedostępne dla innych - a może nawet i dla ciebie samej - poza studiem czy poza tym procesem?
Tak, myślę, że tak. Kiedy komponuję, muszę przenieść się w jakieś inne miejsce. Do innej rzeczywistości. Na przykład do rzeczywistości historii, którą chcę opowiedzieć. Właściwie każdy mój utwór jest jak osobny świat. A ja zanurzam się w tych światach.
Julia Holter: Nie… Ja z pewnością nie jestem taką osobą, właściwie bycie zdyscyplinowaną idzie mi całkiem źle. Mam dużo marzeń i wizji, na których w pewnym sensie obsesyjnie się skupiam. Ale jestem raczej typem osoby z chaotyczną obsesyjnością. Czasem potrafię zmusić się do bycia zdyscyplinowaną, bo czasem po prostu muszę to zrobić. Ale mnie lepiej od słowa "dyscyplina" określi raczej słowo "obsesyjność".Kiedy pracujesz w studio, a nie w domu, łatwiej o to?
To zależy od projektu. Nie ma żadnej reguły. Czasem wolę pracować zupełnie sama, w swojej sypialni, ale są rzeczy, które mogę zrobić tylko w studio. Zresztą to się zmienia w czasie. Na początku, kiedy miałam dwadzieścia lat, chciałam po prostu móc zarejestrować to, co miałam w głowie i to, co napisałam. I myślę, że potrzebowałam robić to w samotności. Chciałam to zrobić sama. Chyba chciałam sprawdzić też czy potrafię. W tamtym czasie to było dla mnie ważne.Teraz to już nie ma tak wielkiego znaczenia, żeby pracować w samotności. I tworzę z innymi. Oczywiście, kiedy czuję, że powinnam.Czy kiedy tworzysz, wchodzisz do jakichś światów, które są niedostępne dla innych - a może nawet i dla ciebie samej - poza studiem czy poza tym procesem?
Tak, myślę, że tak. Kiedy komponuję, muszę przenieść się w jakieś inne miejsce. Do innej rzeczywistości. Na przykład do rzeczywistości historii, którą chcę opowiedzieć. Właściwie każdy mój utwór jest jak osobny świat. A ja zanurzam się w tych światach.
Reklama
Często podkreślasz, że chętniej w swojej muzyce opowiadasz historie niż mówisz o sobie. Czy zatem twoi słuchacze przez twoją muzykę w ogóle mogą cię poznać?
Myślę, że tak. Bo chociaż często pewnie robię to nieświadomie, część mnie zawsze w tej muzyce jest. Opowiadanie historii wiąże się jak sądzę z tym, że swoją karierę muzyczną zaczynałam jako kompozytorka - osoba, która pisze muzykę dla innych wykonawców. To w pewnym sensie wyuczyło mnie odpowiedniego podejścia do tworzenia muzyki. Nawet nie wiem czy kiedy piszę myślę o sobie jako o wykonawczyni tego utworu, bardziej skupiam się na samym procesie, na kompozycji. Choć oczywiście wnoszę w nią to, co mnie w życiu fascynuje, jakie światy na tę potrzebę tworzę.A fascynują cię relacje między ludźmi, rozumiane szeroko, nie tylko w sensie romantycznym.
Tak, na tym skupiłam się pisząc swoją ostatnią płytę. Kiedy ją tworzyłam, chciałam jakoś oddać swoje zainteresowanie, właściwie fascynację, tematyką podbojów tak bardzo obecną w zachodnim kręgu kulturowym. Jakby wszystko na świecie musiało być zdobyte, podbite. Także człowiek. Wydaje mi się, że każdy z utworów na tej płycie jest w pewnym sensie przesycony tą myślą.Ta ostatnia płyta właściwie bardzo przystępna, ale wcześniejsze mają dosyć skomplikowane struktury melodyczne. Mnie momentami przypominało to muzykę intuitywną…
Pytasz o proces tworzenia?Raczej czy skojarzenia ze stockhausenowską intuitywnością są słuszne.
Naprawdę? Tak odbierasz moją muzykę?No tak.
Wow! Świetnie. Podoba mi się to! (śmiech) Cóż, w dużej mierze to jest oparte na intuicji. W tym sensie, że gdy zaczynam pisać, to po prostu siadam przy fortepianie, gram i śpiewam. Rejestruję rzeczy, które generuje mój głos. Nagrywam siebie w tym czasie, bo wtedy zostają uchwycone najdziwniejsze rzeczy, które powstają. Na przykład asymetryczne akordy. Dla mnie to jest bardzo ludzkie w procesie tworzenia, chociaż dla innych ludzi to może być po prostu dziwaczne. Więc z jednej strony, choć moja muzyka może sprawiać wrażenie bardzo skomplikowanej, przygotowuję kompozycje wcześniej, jest w nich sporo obszarów stałych, które kontroluję. Z drugiej pozostawiam przestrzeń na błędy i pomyłki, bo to tę muzykę bardziej uczłowiecza. Może też właśnie stąd to wrażenie.Zmieniając drastycznie temat, pozwiedzasz trochę Śląsk przy okazji wizyty na Ars Cameralis?
Nie wiem czy będę miała wystarczająco dużo czasu. Ale byłam w Katowicach raz podczas OFF Festivalu. I już wtedy bardzo mi się spodobały, dlatego chciałabym zobaczyć więcej. W ogóle bardzo lubię grać w Polsce… więc cieszy mnie, że sporo tu koncertuję. Jeśli możesz polecić coś do zobaczenia w Katowicach, to chętnie skorzystam.Julii Holter spacerującej po ulicach Katowic spodziewajcie się podczas festiwalu Ars Cameralis, który ruszył 4 listopada. Artystka wystąpi tam 8 listopada. Szczegóły na cameralis.art.pl.
Myślę, że tak. Bo chociaż często pewnie robię to nieświadomie, część mnie zawsze w tej muzyce jest. Opowiadanie historii wiąże się jak sądzę z tym, że swoją karierę muzyczną zaczynałam jako kompozytorka - osoba, która pisze muzykę dla innych wykonawców. To w pewnym sensie wyuczyło mnie odpowiedniego podejścia do tworzenia muzyki. Nawet nie wiem czy kiedy piszę myślę o sobie jako o wykonawczyni tego utworu, bardziej skupiam się na samym procesie, na kompozycji. Choć oczywiście wnoszę w nią to, co mnie w życiu fascynuje, jakie światy na tę potrzebę tworzę.A fascynują cię relacje między ludźmi, rozumiane szeroko, nie tylko w sensie romantycznym.
Tak, na tym skupiłam się pisząc swoją ostatnią płytę. Kiedy ją tworzyłam, chciałam jakoś oddać swoje zainteresowanie, właściwie fascynację, tematyką podbojów tak bardzo obecną w zachodnim kręgu kulturowym. Jakby wszystko na świecie musiało być zdobyte, podbite. Także człowiek. Wydaje mi się, że każdy z utworów na tej płycie jest w pewnym sensie przesycony tą myślą.Ta ostatnia płyta właściwie bardzo przystępna, ale wcześniejsze mają dosyć skomplikowane struktury melodyczne. Mnie momentami przypominało to muzykę intuitywną…
Pytasz o proces tworzenia?Raczej czy skojarzenia ze stockhausenowską intuitywnością są słuszne.
Naprawdę? Tak odbierasz moją muzykę?No tak.
Wow! Świetnie. Podoba mi się to! (śmiech) Cóż, w dużej mierze to jest oparte na intuicji. W tym sensie, że gdy zaczynam pisać, to po prostu siadam przy fortepianie, gram i śpiewam. Rejestruję rzeczy, które generuje mój głos. Nagrywam siebie w tym czasie, bo wtedy zostają uchwycone najdziwniejsze rzeczy, które powstają. Na przykład asymetryczne akordy. Dla mnie to jest bardzo ludzkie w procesie tworzenia, chociaż dla innych ludzi to może być po prostu dziwaczne. Więc z jednej strony, choć moja muzyka może sprawiać wrażenie bardzo skomplikowanej, przygotowuję kompozycje wcześniej, jest w nich sporo obszarów stałych, które kontroluję. Z drugiej pozostawiam przestrzeń na błędy i pomyłki, bo to tę muzykę bardziej uczłowiecza. Może też właśnie stąd to wrażenie.Zmieniając drastycznie temat, pozwiedzasz trochę Śląsk przy okazji wizyty na Ars Cameralis?
Nie wiem czy będę miała wystarczająco dużo czasu. Ale byłam w Katowicach raz podczas OFF Festivalu. I już wtedy bardzo mi się spodobały, dlatego chciałabym zobaczyć więcej. W ogóle bardzo lubię grać w Polsce… więc cieszy mnie, że sporo tu koncertuję. Jeśli możesz polecić coś do zobaczenia w Katowicach, to chętnie skorzystam.Julii Holter spacerującej po ulicach Katowic spodziewajcie się podczas festiwalu Ars Cameralis, który ruszył 4 listopada. Artystka wystąpi tam 8 listopada. Szczegóły na cameralis.art.pl.