To był tylko sen... Notorious B.I.G. we wspomnieniach polskich twórców

FYI.

This story is over 5 years old.

Ku pamięci

To był tylko sen... Notorious B.I.G. we wspomnieniach polskich twórców

W dniu dwudziestej rocznicy śmierci Biggiego, sześciu artystów opowiedziało nam o swoim szacunku dla jego dokonań.

To był już ten etap, gdy rapu zaczynałem słuchać świadomie i dokonywać selekcji - czyje albumy koniecznie chcę mieć w kolekcji na oryginale już teraz, a które pozycje mogą zostać na razie na przegrywanych kasetach i kiedyś się je nadrobi. Ten etap, gdy wciąż nie miałem w domu internetu, ale za sprawą "Klanu", kaset VHS z nagrywanymi przez kolegów "Yo! MTV Raps" czy VIVĄ, szybko chłonąłem wiedzę. Wtedy właśnie światem wstrząsnęła śmierć Notoriousa B.I.G. - największego (fizycznie i artystycznie) wówczas rapera rodem z Nowego Jorku. Niespełna pół roku po zastrzeleniu Tupaca hip-hop stracił drugą ze swoich ikon. Na chwilę przed premierą wielce wyczekiwanego albumu "Life After Death". Historia rodem ze scenariusza niezłego filmu sensacyjnego, ciut może zanadto przewidywalnego, opartego o znaczone karty.

Reklama

Tyle że to nie był już sen i to wcale nie był film. Notorious B.I.G. 9 marca 1997 roku odszedł na zawsze, pozostawiając za sobą niesamowitą dyskografię, fotel króla hip-hopu z Nowego Jorku i zapłakanych fanów, liczonych na całym świecie w milionach. Okoliczności do dziś nie są jasne, pewne tajemnice do grobu zabierze wąskie grono osób trzęsących nie tylko muzycznym biznesem, ale też przestępczym półświatkiem. Wątpliwości nie brakuje, teorii spiskowych tym bardziej.

Nam dzisiaj nie zależy jednak na tym, żeby je po raz kolejny maglować. Chcemy raz jeszcze oddać szacunek raperowi, który w krótkim czasie owinął sobie rapową grę wokół palca. Który jak nikt wcześniej potrafił łączyć wątki uliczne, gangsterskie, z celebrowaniem życia na bogato w towarzystwie najpiękniejszych dziewczyn, w willi z basenem. Faceta, u którego pomimo potężnej postury ogrom było zwykłego ciepła, wrażliwości i obaw na temat przyszłości, które towarzyszą każdemu z nas. Gościa, który był żywą definicją hip-hopu i spełnienia tego amerykańskiego snu, o którym inni mogli tylko czytać w książkach.

W tym, co robił, był po prostu niewiarygodnie dobry. Właśnie tak.

Andrzej Cała

Pjus

Dla wielu osób z mojego pokolenia po prostu najlepszy - artysta kompletny ze stylówką, głosem, wersami, bitami, płytami, które sprawiły to, kim jesteśmy i czym wciąż się jaramy. Biggie będzie już zawsze częścią nas. Przykłady? Jedna z wersji mojej ksywy (Notorpjus), tytuł płyty ("Life After Deaf"), jeden z ulubionych filmów ("The Wackness") i wiele follow-upów.

Reklama

Bonson

Jakoś w gimnazjum starszy kumpel nagrał mi na płytę modną wtedy "składankę rapową", a że nie miałem siana na kupowanie płyt i nie miałem neta dość długo, to ta płyta latała u mnie do porzygu. Wtedy jakoś pierwszy raz usłyszałem "Juicy" i wbiło mnie w fotel. Chyba z dwa tygodnie na zapętleniu leciała jedna piosenka. Doszło do tego, że kazali mi drzwi zamykać od pokoju, bo nie szło wytrzymać. Mieliśmy beef na osiedlu z kumplem, który był psychofanem Tupaca i tam zawsze sobie dopierdalaliśmy, bo u mnie Notorious zawsze wyżej. Nie ma sensu wybierać jednego najlepszego numeru Biggiego. W aucie jak już wrzucam, to całe "Ready To Die" i nara, i nie wyłączysz aż nie dojdzie do końca. Nie jestem jakimś strasznym psychofanem, ale mam tatuaż przedstawiający Biggiego i jak w tv leci "Notorious", to jak tylko jestem w domu - oglądam.

DJ DBT

Biggiego darzę szczególnym sentymentem. Sposób, w jaki rapował, uświadomił mi istnienie czegoś takiego jak wielokrotne rymy. Jego ciekawe metafory, oryginalny głos, charyzmatyczne flow i autentyczność otworzyły mi głowę do świadomego słuchania rapu. Sky's the limit! Ulubiony utwór: "Juicy".

Reno

Biggie to jest dla mnie taki archetyp rapera - nie jarasz się tym, co robił chyba tylko jak chcesz być inny na siłę albo dorabiasz kulawą filozofię do hip-hopu. Charyzma, street cred, poczucie humoru i dystans, królewskie flow - prawdziwa legenda. "Juicy" albo "Sky's The Limit" to są hymny - z klasyczną historią od zera do milionera, która nigdy się nie nudzi, perfekcyjnie wyprodukowane i zarapowane. Słuchasz tego i czujesz się królem świata. Nie potrzebował słownika wyrazów obcych, proste słowa potrafił złożyć razem tak jak nikt wcześniej. Król rapu i tyle, mam nadzieję, że małolaci zajarani nowym rapem będą sprawdzać jego albumy.

Kotzi

Na wstępie jako ciekawostkę powiem, że urodziłem się tak jak Biggie 21 maja, tylko że 12 lat później. "Mo Money Mo Problems" to był jeden z pierwszych hitów, którymi się zajarałem opór. Klip, refren itp. robiły robotę. Potem z biegiem czasu zacząłem zgłębiać temat. Wiadomo, reszta singli z drugiej płyty: "Hypnotize", "Sky's The Limit" czy z pierwszej "One More Chance" i "Juicy". Flow, liryka, storytellingi, charyzma czy freestyle sprawiają, że Christopher to raper kompletny. Często wracam do jego dyskografii i za każdym razem odkrywam coś nowego. "What's Beef", "Who Shot Ya", "Things Done Change", "Everyday Struggle", "The What" czy "Spit Your Game", a także "Get Money" z ekipą Junior M.A.F.I.A to tylko niektórzy moi faworyci z jego twórczości. Film "Notorious" też był spoko z tego, co pamiętam. Jest wielu legendarnych raperów, ale Biggie nie przez przypadek nazywany jest królem NY i jednym z najlepszych raperów wszech czasów.

Soulpete

Nie będę raczej oryginalny mówiąc, że jego najlepszym albumem jest "Ready to Die". Piękne radiowe single i brud w pozostałej części płyty. Jak kiedyś wybiorę się do Nowego Jorku, to będę se latał po mieście, słuchając tylko tego. No dobra, może ominę "Fuck Me", bo jakoś nie leży mi ten podkład, ale prawda jest taka, że jest to jedna z nielicznych płyt, gdzie ani przez chwilę nie myślę o skipowaniu pełnoprawnych utworów. Pięknie wyprodukowany i pięknie zarapowany krążek. Klasyk.