FYI.
This story is over 5 years old.
10 szybkich pytań: Moo Latte
Ciężko mi wskazać konkretną osobę. Moja przygoda z muzyką zaczęła się, kiedy miałem może 5 lub 6 lat, składając klocki Lego słuchałem na zmianę kaset Scootera i Symfonii Hiszpańskiej Eduarda Lalo. Dziwne połączenie, przyznaję, ale wtedy nie miałem najmniejszego problemu z taką selekcją. Do tego wszystkiego doszła szkoła muzyczna i skrzypce, czyli mój pierwszy główny instrument, którego przez większość podstawówki nienawidziłem. Prawdziwą pasję poczułem jednak dopiero w momencie świadomego wyboru zmiany instrumentu na gitarę.
Prawdopodobnie był to jeden z koncertów ówczesnej Toruńskiej Orkiestry Kameralnej, na które zabierała mnie mama. Pamiętam, że nudziłem się w opór, ale w nagrodę za cierpliwość prawie zawsze czekał mnie zestaw happy meal z zabawką w pobliskim Macu.
Moment, w którym dodawane jeden po drugim elementy, instrumenty układają się w jedną całość, wówczas każdy ruch, kliknięcie myszką czy podpięcie kolejnego instrumentu wykonuję w rytm bitu, jakby każdy gest miał wpływ na groove i feel. Jak szyja boli od kiwania to znaczy, że jest dobrze.
Gdy po kilku godzinach pracy nad utworem tracę ten efekt pierwszego zauroczenia i ekscytacji wynikającej z odkrywania. Nienawidzę również problemów z komunikacją, szczególnie w przypadku współpracy na odległość. Ale sam nie jestem święty i zdarza mi się nie odpisać przez kilka dni. Taka specyfika pracy.
Niegdyś przydługie podróże komunikacją miejską pozwalały mi odkrywać najwięcej nowej muzyki. Obecnie jest to droga do konserwatorium albo na giga, lecz tym razem głównym środkiem transportu jest rower.
Wpadki jakiejś większej nie pamiętam. Z uśmiechem wspominam jednak sytuację przy nagraniach gitary do pewnego polskiego serialu. Partia była fizycznie niewykonalna, wiec musiałem poprosić kompozytora, aby użyczył mi dwóch palców w celu dociśnięcia dwóch strun. Scena rodem z muzycznego kabaretu…
Był pewien gig, jeszcze za czasów liceum, mieliśmy zagrać na dniach otwartych szkoły samochodowej w moim mieście. Wiadomo: festyn, kiełbaski, wata cukrowa. My razem z chłopakami w kwartecie ciśniemy nowo nauczone standardy Shortera, Hancocka czy Davisa, jednak mniej więcej w połowie seta, zaraz pod sceną rozpoczął się efektowny pokaz resuscytacji przy użyciu manekina nowej generacji. Później było już tylko: "Eee, zagrajcie coś znanego, polskiego!!".
Jestem dość sceptycznie nastawiony do zjawiska krytyki muzycznej. Stąd moje obojętne podejście do wszystkich, mimo że nielicznych recenzji mojej muzyki.
Nie mam potrzeby dogłębnego zrozumienia świata, ale pewne jego mroczne strony łatwiej mi znieść dzięki muzyce.
Zacząłbym od następujących tytułów: Doom, The Last of Us, seria Uncharted, nowy Wiedźmin. Zawsze byłem niespełnionym graczem. Chętnie również zająłbym się bardziej na poważnie montażem video.