Bartosz Kruczyński: Swoje guilty pleasures traktuję zupełnie poważnie

FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Bartosz Kruczyński: Swoje guilty pleasures traktuję zupełnie poważnie

Trudno o lepsze źródło muzycznych rekomendacji niż stojący niegdyś za projektem Ptaki, a obecnie wydający jako Earth Trax i Pejzaż Bartosz Kruczyński. Świeżo po wydaniu epki "L'Avventura" złapaliśmy go na rozmowę.

Bartosz Kruczyński to człowiek - instytucja. Zaczynając od projektu, który zyskał zdecydowanie największy rozgłos, czyli współtworzonych razem z Jaromirem Kamińskim Ptaków, przez wydany pod własnym imieniem i nazwiskiem świetnie przyjęty album "Baltic Beat", wcześniejsze wydawnictwa jako The Phantom aż po realizowane obecnie z największą intensywnością solowe projekty Earth Trax i Pejzaż - wszystkie prezentują niezmiennie muzyczną jakość z absolutnego topu. Nie powinno więc dziwić, że poza Oficyną Transatlantyk, w której najczęściej z rodzimego podwórka ukazują się materiały Bartosza, winylowe placki z nadrukowanym którymś ze stale rosnącej liczby monikerów warszawskiego producenta, regularnie wydają też zagraniczne labele. W końcówce czerwca nakładem Phonica Records, nierozerwalnie związanej ze zlokalizowanym w londyńskim Soho jednym z najlepszych sklepów winylowych o tej samej nazwie, ukazała się epka "L'Avventura". To czterościeżkowy materiał, zanurzający się po samą szyję w klubowej rytmiczności, która pozwala zapomnieć o często obecnej w muzyce Kruczyńskiego melancholii. Meandrujące między estetyką house'u i techno utwory wysycone zostały bitami, którymi tętnić będą (i już tętnią!) najlepsze wakacyjne, plenerowe miejscówki. Częstym ich gościem za didżejką jest też Bartosz, więc trzymajcie rękę na pulsie.

Reklama

Świeżo wydany materiał okazał się świetnym pretekstem, by porozmawiać z Bartoszem, który już intensywnie przygotowuje się do wydania kilku kolejnych wydawnictw, w tym oczekiwanej przez wielu płyty "Ostatni dzień lata" jako Pejzaż. Rozmowa szybko nabrała szerszego muzycznego kontekstu, a w tle narastała liczba kolejnych muzycznych rekomendacji, których Kruczyński jest żywą kopalnią. Wszystkie odnajdziecie w treści wywiadu poniżej.

Noisey: Niedługo minie rok od zakończenia działalności Ptaków. Od tego czasu wydałeś kilka materiałów jako Earth Trax i zainicjowałeś projekt Pejzaż. Chyba nie narzekasz na brak zajęć?
Bartosz Kruczyński: Zupełnie nie. Wciąż czerpię z muzyki taką sama radość.

Na jakim etapie są przygotowania do wydania albumu "Ostatni dzień lata"? Czy można już powoli zajmować miejsce w kolejce zamówień w sklepach płytowych?
Niestety, okazało się to trudniejsze logistycznie niż zakładaliśmy na początku. Może to zająć kilka kolejnych miesięcy. Strasznie mi szkoda, ale bardzo zależy nam na dotarciu do oryginalnych twórców.

Projekt Pejzaż właściwie porusza się w podobnych okolicach, co Ptaki. Czy pomiędzy jednym a drugim projektem da się postawić jakąś wyraźną granicę, poza, rzecz jasna, składem osobowym?
Ciężko to zmierzyć. Na Ptakach więcej eksperymentowaliśmy ze zderzeniami gatunków. Na albumie Pejzażu jest kilka klasycznych hiphopowych bitów, więcej popowych wokali oraz przejmujących melodii. Na pewno słychać, że jest to projekt robiony w pojedynkę, jest dużo słodszy. Cała płyta jest o miłości i tego dotyczą praktycznie wszystkie wsamplowane fragmenty tekstów.

Reklama

Jak szukasz muzyki, którą potem wykorzystujesz samplując? Na ile jest to kwestia przypadku z trafieniem na konkretne nagranie, a na ile kwestia osłuchania i muzycznego nosa?
Polską muzykę wydawaną na płytach winylowych zacząłem poznawać w liceum, więc przez te wszystkie lata ta wiedza naturalnie się gromadziła, ale to czasami kwestia pomysłu, znalezienia odpowiedniego kontekstu dla niektórych zapożyczonych dźwięków. Na wiele z nich kiedyś nie zwracałem uwagi, pomijałem niektóre brzmienia. Teraz wracam do tych samych płyt po latach i odnajduję nowe zastosowania.

Bardziej lubisz polowanie na nagrania w sklepach płytowych, czy wygodniejszy jest dla ciebie z całym swoim dobrodziejstwem internet?
Lubię jedno i drugie! Sklepy z używanymi płytami potrafią frustrować, gdy nie można odsłuchać nośnika, szczególnie w miejscach takich jak Londyn, gdzie jest to absolutnie zrozumiałe przez natężenie zainteresowania. W internecie wciąż można wiele płyt kupić stosunkowo tanio np. na Allegro czy Ebayu. Coraz gorzej jest w sklepach, które zaczynają bazować ceny na przekłamanych wartościach z Discogsa (nawet antykwariaty w Warszawie!). Ale nie ma reguł, w ostatnie wakacje w Mediolanie (wspaniałe Metropolis Dischi) tanio kupowałem płyty warte (przyjmując miarę Discogsa) prawie 10 razy więcej np. Gavina Bryarsa) czy Paolo Modugno.

A w Polsce są miejsca, w których można trafić na zaskakujące i nieoczywiste winyle?
Jasne. Najciekawsze płyty w Polsce udaje mi się wciąż kupować przez Allegro. Chociaż wciąż czasami można się zdziwić również na targowiskach u kolekcjonerów. Rok temu bardzo tanio kupiłem kilkanaście płyt Stockhausena i Xenakisa, leżakujących na zapleczu dużego stoiska między klasykami rocka, a polskim popem. Nikt się nimi nie interesował. Na Allegro - drugą już kopię poszukiwanej płyty projektu Software "Digital Dance" czy bardzo rzadkie "Cor Corora".

Reklama

Mam jednak wrażenie, że ta działka jest u nas (z małymi wyjątkami) nadal dość skromna, zestawiając to z potencjałem jaki mają Londyn, Berlin, czy Tokio…
To zależy też jakiej muzyki szukasz. W Londynie czy Berlinie są mniejsze szanse na znalezienie np. ciekawej muzyki z Europy Wschodniej. Rynek w ostatnich latach bardzo też się zmienił. Coraz więcej osób przywozi do Polski płyty z Zachodu, używanej muzyki klubowej też jest teraz trochę więcej.

Jak przy obecnej nadprodukcji muzyki, kiedy co piątek (i nie tylko) ukazują się dziesiątki wydawnictw, zachować higienę umysłu, a przy tym nie postradać zmysłów, starając się być na bieżąco?
Ja właściwie nie przywiązuję aż tak dużej wagi do bycia na bieżąco. Kupuję dużo starych, zapomnianych płyt, idąc trochę własną drogą. Nie interesuje mnie rocznik, skupiam się na brzmieniu i emocjach. Dużo nowej muzyki odkrywam przypadkiem, przez media społecznościowe, filmy, chodząc na imprezy, czasami ktoś mi coś wysyła, puszcza na domówce. Nowych Migosów usłyszałem w teatrze - swoją drogą bit bardzo kojarzy mi się z grime'em, którego kiedyś słuchałem sporo. To całkiem świetne, że można zanurzyć się w takim gąszczu nadprodukcji.

Kiedy pewien czas temu rozmawiałem z Wojtkiem z Side One, stwierdził, że życzy wszystkim swoim klientom takiego gustu muzycznego, jaki ty posiadasz. Skąd pochodzą twoje upodobania muzyczne?
To bardzo miłe ze strony Wojtka. Dużo płyt poznałem dzięki selekcji w Side One. Ja zupełnie nie oceniam gustów. Szukam muzyki, która pomaga mi stopniowo odkrywać samego siebie. Daleko mi do bycia snobem.

Reklama

Masz w takim razie jakieś muzyczne guilty pleasures?
Jasne, chociaż swoje guilty pleasures traktuję zupełnie poważnie! W dzieciństwie uwielbiałem Erasure, "Papa Don't Preach" Madonny. "Pure Shores" All Saints, które znajomy puścił niedawno na koniec jednej imprezy to totalnie moja piosenka. To wszystko tylko muzyka, radujmy się, że jest.

Przeglądając zeszłoroczne podsumowania najlepszych elektronicznych wydawnictw, w wielu można było natrafić na twój "Baltic Beat" - analogicznie, jak we wcześniejszych latach trafiały tam albumy Ptaków. Masz na to jakiś specjalny patent?
Ostatnio ktoś mi powiedział na imprezie, że trzeba nagrywać muzykę dla siebie, a ludzie potem taką pasję czują. To banał, ale do tej pory najwięcej osiągnąłem właśnie postępując w ten sposób, zamiast próbować dopasować się do jakiegoś zjawiska. "Baltic Beat" zacząłem powoli nagrywać jako poboczny projekt, w przerwach między Ptakami, byłem zaskoczony, że ktoś chce to wydać (do tego jedna z moich ulubionych wytwórni). We wrześniu powinno pojawić się dotłoczenie.

W ostatnim czasie nakładem Phonica Records ukazała się twoja epka "L'Avventura". Jak doszło do współpracy z tym londyńskim labelem z siedzibą przy Poland Street?
Simonowi (właścicielowi Phonica Records) podobała się moja pierwsza płyta "LP 1" wydana jako The Phantom. Kolejne nagrania trafiały do rubryki rekomendacji sklepu na stronie Fact Magazine. Korespondowaliśmy i w pewnym momencie wysłałem im trochę materiału. Tytułowy utwór z najnowszej epki na tyle często puszczano w sklepie, że w końcu zaproponowano mi jego wydanie.

Reklama

Czy w solowe projekty angażujesz dodatkowe osoby, czy ufasz sobie wystarczająco, by zająć się w warstwie muzycznej absolutnie wszystkim? W opublikowanym już prawie rok temu kawałku "Wisła" producencko wsparli cię Kwazar i Jaromir, a jak jest z pozostałymi projektami?
Kwazar jest wielkim wsparciem. W pewnym sensie był trzecim członkiem Ptaków, bardzo pomógł nam sfinalizować brzmienie Ptaków. Ma według mnie świetne ucho, dużo pomysłów i wyczucie. Bardzo dużo uczę się od innych. Taka była relacja z Jaromirem - ma duży dystans (którego często mi brakuje) i podejmuje bardzo dobre decyzje muzyczne. Na kontynuacji "Baltic Beat", nad którą właśnie skończyłem pracować, pojawia się kilka zaprzyjaźnionych osób.

Czy materiał "L'Avventura" poza muzyką niesie też jakąś historię? Zdarza ci się nadawać swoim utworom pozamuzyczną narrację?
"L'Avventura" raczej nie, ale często tak jest. Dużo moich płyt wynika z pozamuzycznych potrzeb. "Przelot" zaczynaliśmy z Jaromirem nagrywać w momencie wielu różnych dołków. Momentami bardzo nas to śmieszyło, realizowaliśmy dużo depresyjnej muzyki w trudnych warunkach. Nasze komputery rozpadały się i ciągle wieszały. Do mnie włamano się w Mikołajki do mieszkania. Jaromir jeżdżąc na imprezy zawsze miał wtedy ze sobą dużo historycznych i politycznych książek np. o łagrach. Ja jadąc autobusem do Drezna czytałem "Rzeźnię numer pięć". Dwa tygodnie przed naszym graniem w Sankt Petersburgu Rosjanie dokonali dużej inwazji na Ukrainę. W takiej atmosferze powstały "Deszczem", "Ostatni Kurs" czy "Stacja Zagłuszania". Bardzo nas zdziwiło, że wiele osób odebrało nasz album jako "wakacyjny". Na "Baltic Beat" jest trochę wątków osobistych - nagrania terenowe realizowane we wsi, do której jeździłem co rok od dzieciństwa, trochę materiału z wycieczek do Włoch (Park Akweduktów, Ostia).

Reklama

Karolina Zajączkowska

Nie mogę też nie zapytać o twój wspólny materiał z Adamem Brockim (jako Earth Trax & Newborn Jr.). Saksofony i flety w elektronice często balansują na cienkiej granicy z banałem. Jak znaleźć w tym wszystkim umiar tak, żeby nie przearanżować utworów i na przykład saksofon nie zajechał całego kawałka? Mówiąc krótko - kiedy wiesz, że już wystarczy, że kawałek jest już gotowy?
Ale ja czasami lubię, gdy coś jest przesadzone, kiczowate i ułomne, jeśli znajduję w tym szczerość i pasję. Bardzo lubię nagranie "NY Sax" z takiej jednej płyty. Według mnie brzmiałoby dużo gorzej, gdyby saksofon pojawiał się tam sporadycznie. Z "Careless Whisper" ludzie pamiętają głównie wwiercającą się w głowę główną melodię. Przy okazji, wracając do muzyki "chodnikowej", polecam polski cover tego utworu nagrany przez zespół disco polo - Amiga. Ma fantastyczny tekst i na pewno sprawdzi się na każdej domówce, a szczególnie na afterze ("zaufaj mi i nie mów nic / spróbujmy zebrać myśli zagubione / kruche szkło nie stłucze się / wystarczy pielęgnować je"). Ten pierwszy utwór z Chicago, który wspomniałem, ma w sumie nawet podobne brzmienie. Darzę sympatią muzykę z pomysłem, nawet jeśli jest przesadzony. Z Adamem nagrywamy wspólnie bardzo dużo muzyki. Po wakacjach ukażą się dwie kolejne wspólne płyty - dla Les Yeux Orange i Echovolt. Pracujemy też nad wspólnym materiałem z Sashą - Poly Chain, ostatnio wystąpiliśmy też w warszawskim klubie Koszykowa55 (podczas Fali).

Reklama

Masz jakieś swoje ulubione wytwórnie, których poczynania bacznie śledzisz?
Mam ich bardzo dużo, ale regularnie sprawdzam niewiele - Music From Memory, Growing Bin, może jeszcze Rush Hour, Clone, ale wydają dużo więcej, więc jest to trudniejsze. Mniej regularnie ostatnio interesują mnie Acting Press, Affordable Inner Space, Astral Industries, Stroom, Pinkman, Instant Classic itp.

Myślisz, że poza branżą ktoś zwraca jeszcze uwagę na to, gdzie ukazuje się materiał danego artysty? Odkładając na bok aspekt marketingowy, czy w dobie streamingu ma to jeszcze jakiekolwiek znaczenie?
Właśnie nie wiem czy da się odłożyć na bok ten aspekt marketingowy. W pewnych kręgach, np. w rapie pewnie tak, wystarczy charyzma i YouTube, ale sam zapytałeś mnie o Phonica Records. Możliwe, że nie zrobiłbyś tego, gdyby chodziło o mniej znaną wytwórnię. Część gatunków jest też bardziej związana z branżą - muzykę klubową wydawaną na winylach w dużej mierze kupują (a dobrze jest, gdy płyty zwracają się wytwórniom) dj-e.

Twoja muzyka ukazywała się już w wielu zagranicznych wytwórniach. Skąd twoim zdaniem bierze się cały czas obecne w polskiej mentalności przekonanie, że wydanie płyty w zagranicznym labelu to już osiągnięcie samo w sobie?
Wydawanie tylko w Polsce byłoby wielkim ograniczeniem, skoro świat jest taki duży. Zachodnie wytwórnie czy agencje mają lepsze międzynarodowe kontakty, a trochę o to chodzi, jeśli chce się podróżować, a samemu nie ma się dostępu do stałego ich utrzymywania, mieszkając w Polsce. Nie wiem czy jest taka mentalność. Większości osób wszystkie te małe zagraniczne wytwórnie nic nie mówią i raczej większe wrażenie wywołują fakty, że Polacy nagrywają Essential Mix dla BBC Radio 1 (Catz n Dogz), występują w Berghain (ostatnio Lutto Lento) czy ich muzyki używa Dior (Zamilska), albo twórcy filmu "It Comes At Night" (B.YHZZ).

Reklama

Podobnie rzecz ma się z całkowicie sztucznym i niepotrzebnym w mojej ocenie podziałem na muzykę polską/zagraniczną. Ze sztucznymi podziałami w muzyce walczą w swojej kampanii "Music not genres" wspomniani przez ciebie Wojtek i Grzesiek z Catz n Dogz. Popierasz przesłanie chłopaków?
Jasne, popieram. Ciężko mi się odnieść, bo sam nie zastanawiam się nad takim podziałem. Na pewno jest pewien dystans zachodnich mediów, do niektórych krajów i wszystko (pewnie słusznie, ze względu na stopień rozwoju) skupia się na Londynie, Paryżu, Berlinie, Amsterdamie czy Nowym Jorku.

Ostatnio pojawiłeś się na kompilacji przygotowanej przez label chłopaków z Catz n Dogz - Pets Recordings. Twój utwór zamykał również składankę The Beginning MOSTu. Myślisz, że ta forma wydawania muzyki ma w sobie coś, co faktycznie może przyciągnąć słuchacza? Wydana przez PAN kompilacja "mono na aware" przez wielu umieszczana jest w ścisłym topie tegorocznych wydawnictw…
Tak szczerze to nie przepadam za składankami. Godzę się na udział w nich ze względów towarzyskich. Pod tym względem to świetne inicjatywy. Ta z PAN wyróżnia się odwagą, której zazwyczaj brakuje przy takich projektach.

Jaki jest nadrzędny cel rozdzielania produkowanej przez ciebie muzyki między różne projekty: The Phantom, Earth Trax, Pejzaż? Takie multiplikowanie swojej artystycznej tożsamości może wprawiać niektórych słuchaczy w zakłopotanie…
Wszystkie projekty, które realizuję, mimo różnic brzmieniowych, odwołują się do podobnych emocji - melancholii, sentymentu, romantyzmu, są bardzo neurotyczne i osobiste. Wielu wykonawców, których lubiłem dorastając tak robiło, angażując się w niemodne projekty pod kolejnymi pseudonimami - od Aphex Twina po Briana Eno. W muzyce klubowej to bardzo częste np. Maarten van der Vleuten. Chcę przede wszystkim, żeby to było dla mnie przygodą i zabawą, zamiast codziennie skupiać się na rozpoznawalności mojej "marki", targetowaniu, ilości i zbieraniu polubień na kolejnych portalach społecznościowych, a ostatnio na dopasowywaniu się do algorytmów, aby przebić się przez szum informacyjny. To wszystko jest ważne w dotarciu do słuchaczy, ale nie przekłada się w pełni na prywatną twórczą satysfakcję. Niech ten szum sobie będzie. Jeden, bardzo spójny brzmieniowo i wizerunkowo projekt w jakimś sensie ogranicza. Chciałbym mieć kiedyś np. 20 pseudonimów, pod którymi będę nagrywał.

Poza aktywnością producencką, występujesz też jako DJ. Jaki jest twój stosunek do fizycznych nośników? Traktujesz je po prostu jak narzędzie pracy, czy nadajesz im większe znaczenie?
Mam sentymentalne podejście. Mój ojciec puszczał mi winyle w dzieciństwie, to jedno z moich pierwszych muzycznych wspomnień. Lubię też informacje o dokładnym procesie powstawania produktu, które zawiera nośnik fizyczny. Podpisy wszystkich twórców na okładkach, często wygrawerowane na winylu nazwisko osoby przygotowującej mastering płyty matki (poszukajcie sobie inicjałów pod światło). Bardzo to przypomina o kolektywnym procesie realizowania muzyki, pragnień, marzeń.

Zdarza ci się polować na Discogsie i w innych miejscach na płytowe unikaty?
Tak, zdarzyło mi się. Często głównie dlatego, że muzyka była zupełnie niedostępna w innym formacie i to był jedyny sposób na posłuchanie całości. Tak miałem kiedyś z Pepem Llopisem, na którego polowałem na Ebayu (właśnie ukazuje się reedycja - wszystkim polecam tę piękną płytę, Minimal Orchestra (świetny "Parsek" ) czy ostatnio Grupy 180, kupionej na Allegro - również wspaniała muzyka.

W jaki sposób przygotowujesz się do setów didżejskich? Zanim pojawisz się za didżejką masz w głowie gotowy scenariusz na cały wieczór?
Nigdy na cały wieczór. Mam zawsze w głowie jakiś zarys atmosfery, którą chciałbym, żeby kolektywnie się wytworzyła, a wybrana muzyka ma to ułatwić. Pod takim kątem wybieram płyty. Czasami oczywiście zupełnie mi się to nie udaje, ale takie wspólne doświadczenie porażki i chaosu, okazjonalnie też bywa dobrą emocją.

Co w byciu muzykiem, producentem daje tobie największą satysfakcję?
Przedłużenie swojej osobowości (brzmi bardzo egoistycznie). Kiedyś tego nie rozumiałem, ale staram się w ten sposób wyrazić wszystko to, co nie wychodzi mi słowami.

Czego w takim razie można życzyć ci na najbliższe miesiące?
Słońca!

Jagoda Gawliczek