Regał 003
Izrael w Londynie, lata 90., mat. prom.

FYI.

This story is over 5 years old.

Regał

Regał 003

Przypominamy kultową płytę "1991" polskiej supergrupy Izrael sprzed ponad ćwierć wieku, przedstawiamy nietuzinkowego jamajskiego wokalistę Protoje oraz idziemy na koncerty Mesajah.

Chyba nie ma na świecie osoby, która nie słyszałaby o Bobie Marleyu, nie znałaby ani jednego jego utworu. Ale przecież reggae to nie tylko jego ponadczasowe przeboje "Get Up, Stand Up" czy "No Woman, No Cry", ale całe bogactwo takich gatunków muzyki, jak ska, rock steady, ragga, dub i dancehall. Reggae to fantastyczni twórcy o niezwykłych, inspirujących życiorysach i ich albumy, których nie wypada nie znać. Reggae wreszcie to bunt, walka, gniew, ale również poezja, miłość i pasja.

Reklama

O tym właśnie opowiadamy w naszym nowym cyklu "Regał".

[półka z klasyką:]

Izrael – 1991 (1991)

Powiedzieć o tej płycie, że jest kultowa, to tak jak nic nie powiedzieć. Może więc inaczej. I prosto z mostu, lub - jak kto woli - z grubej rury: w historii rodzimej muzyki popularnej "1991" to prawdopodobnie jedyny album, który wyprzedził światowe trendy muzyczne. O dwie długości. Co więcej - choć niedawno minęło ćwierć wieku od jego nagrania i wydania, to nadal brzmi świeżo. I wciąż słucha się go znakomicie!

A to wszystko z jednego prostego, ale tylko na pozór, powodu. Rejestrując w Londynie swój czwarty (a tak naprawdę piąty studyjny materiał jeśli liczymy nagraną, ale nie wydaną w swoim czasie drugą część "Duchowej rewolucji"), muzycy Izraela postanowili nie tyle zapomnieć o reggae, co "odbić" się od tej stylistyki. "Nadpisać" i zdefiniować na nowo ten styl.

Nie zapominając o swych gatunkowych i kulturowych korzeniach Robi "Afa/Goldroker" Brylewski i Darek "Maleo" Malejonek oraz ich koledzy na tę jedną sesję nagraniową świadomie zapomnieli o tym, jak powinno się grać reggae. A jednocześnie otworzyli się na nowe, wówczas futurystyczne, miejskie brzmienia, w których słychać było rock, funk, jazz i taneczną elektronikę. A to wszystko w przebojowy sposób wymieszane i podane w hipnotycznym, transowym stylu. W Polsce nikt tak wówczas nie grał. Na Zachodzie mało kto.

Znamienne, że wydana właśnie w tytułowym, 1991 roku płyta Izraela została odebrana przez rodzimą scenę reggae z mieszanymi uczuciami. Pamiętam tamten czas kiedy fani, którzy zetknęli się po raz pierwszy z tym surowo, ascetycznie, ale zarazem pięknie przecież wydanym krążkiem kompaktowym (utrzymanym w czarno-złotej stylistyce), najwyraźniej zakłopotani byli jego zawartością. To nie było już porywające power-roots-reggae ze znanej i wielbionej - przez rodzimych rastamanów i punków - pierwszej części "Duchowej Rewolucji" (1987). To było supernowoczesne granie tylko momentami nawiązujące do niewinnych (i naiwnych zarazem) początków warszawskiej supergrupy-legendy.

Reklama

Nie ukrywam że i ja byłem po pierwszym przesłuchaniu "1991" bardzo zawiedziony. Tą homeopatyczną ilością reggae. No bo policzmy: ile jest tu utworów czysto jamajskich? "Leave Me Laone", "S.F.A." (czyli "So Far Away") i nawiązujący klimatem do takiego grania, transowy, hipnotyczny i kto wie, czy nie najlepszy w portfolio Izraela "See I&I". I tyle. I już. A reszta? Motoryczne, rozedrgane, pulsujące i pełne nieoczywistych dźwięków gitar, saksofonu i klawiszy "Ride On!", "Hard To Say", "Brothers", czy najbardziej wystający z całości , genialny i szalony "Progress". Choć na początku podchodziłem do tych utworów jak pies do jeża, to z czasem właśnie je pokochałem najbardziej – przede wszystkim za ich rozmach i ponadczasowość.

Ta niesamowita płyta nie powstałaby zapewne, gdyby nie zadziałała koincydencja kilku zdarzeń. Przede wszystkim warto pamiętać, że Izrael w tamtym czasie był projektem paczki przyjaciół, których talenty i osobowości przełożyły się na coś na kształt supergrupy - zespołu złożonego z najlepszych muzyków sceny alternatywnej przełomu lat 80. i 90. Sceny nie tylko reggae'owej, ale również punkowej. Robert Brylewski (wokal, gitara, syntezator), Dariusz "Maleo" Malejonek (wokal, gitara), Sławomir "DżuDżu" Wróblewski (gitara basowa), Piotr "Stopa" Żyżelewicz (perkusja), Włodzimierz "Kinior" Kiniorski (saksofony) pod producenckim okiem Marcina Millera oraz w asyście Dereka Fevriera (miks) w jego Ariwa Studio w Londynie nagrali album magiczny. A to wszystko ponad ćwierć wieku temu.

Reklama

Dlatego ciepło robi mi się na sercu, kiedy czytam właśnie, że na przełomie kwietnia i maja br. na rynku ukaże się wznowienie tego krążka z bonusowym dyskiem zawierającym niepublikowane nagrania z pamiętnej sesji oraz remiksy. Co więcej - oficyna "W moich oczach" niezmordowanego Sławka Pakosa wypuści równolegle sensacyjny materiał "Izrael gra Kulturę", czyli utwory efemerycznego tworu Kultura Darka Malejonka, który na początku koncertował samodzielnie, by z czasem połączyć siły z Izraelem. Ale o tym innym razem…

[gwiazda numeru:]

Protoje. Z szacunkiem dla tradycji

Urodził się na Jamajce w 1981 roku, naprawdę nazywa się Oje Ken Ollivierre, ale nagrywa i koncertuje od kilku lat jako Protoje (czyt. Protodżej). Jego kariera przyspieszyła, kiedy w 2015 roku wydał swój trzeci pełnowymiarowy krążek studyjny "Ancient Future", którym podbił serca słuchaczy modern roots, a więc tradycyjnemu reggae podanemu w nowoczesny sposób. I zobił to w absolutnie przebojowy sposób, czego dowodem nie tylko single z tego krążka ("Answer to Your Name", "Criminal" i "Bubblin"), ale również "featuringi" z innymi artystami. Takimi jak Chronixx - dziś absolutnie wokalista numer jeden współczesnej sceny jamajskich brzmień. To właśnie dwa lata temu panowie wydali swój wspólny singiel "Who Knows", który doczekał się 37 milionów odsłon na YouTube. Istny killer.

Nic więc dziwnego, że wypuszczając do sieci swoje nowe nagranie "Blood Money" Protoje znów zachwycił wszystkich słuchaczy, którzy dali się oczarować temu współczesnemu griotowi (jak piszą o nim jamajskie i amerykańskie media), czyli opowiadaczowi muzycznych historii, który jak niewielu artystów potrafi swoją muzyką skłonić do refleksji, modlitwy, a z drugiej strony może poprowadzić swoich fanów zarówno na parkiety taneczne, jak i barykady.

Reklama

[koncert:]

Mesajah wraca do korzeni

21.04 -Toruń (Dwa Światy) / 22.04 - Włocławek (Czarny Spichrz)

Jeden z najpopularniejszych obecnie artystów reggae w naszym kraju nieustannie promuje swój najnowszy album "Powrót do korzeni", który ukazał się w październiku 2016 roku i zebrał znakomite recenzje. Również u nas. Na kwietniowych koncertach, w których towarzyszy mu jego stała grupa akompaniująca Riddim Bandits oraz żeński duet wokalny I Grades, usłyszeć będzie można zarówno materiał z nowej płyty, jak również dobrze znane hity: "Szukając szczęścia", "Lepsza połowa", "Każdego dnia" czy "Wolne".