FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

We Draw A - Ghosts

Gdyby choć trochę sparafrazować pewne polskie przysłowie to w przypadku "Ghosts" mogło by ono brzmieć następująco: daleko pada We Draw A od kampowej jabłoni. Głupie? Okazuje się, że niekoniecznie.

Kamp! Jeden z najważniejszych polskich zespołów ostatnich lat i jeden z tych, którym całkiem zgrabnie wychodziło podążanie za trendami w połączeniu z rodzimym, trochę nostalgicznym, brzmieniem. Nie wiem jak to było u was, ale mnie trio trochę zawiodło swoją ostatnią płytą, bo o ile dawne single, epki oraz debiut bardzo mi się podobały, to jednak nie zostałem odbiorcą "Ornety". Niestety, ale na szczęście inaczej jest z We Draw A, czyli 1/3 zespołu, który to pokładane nadzieje spełnił w stu procentach.

Reklama

"Poboczny" projekt Radosława Krzyżanowskiego z ogromną pomocą Piotra Lewandowskiego jest tym, czym chciałaby być "Orneta". Dobrą, a nawet bardzo dobrą płytą i nie posiadającą syndromu drugiego albumu, a pamiętać należy, że poprzeczka sprzed prawie dwóch lat zwana "Moments”, zawieszona była bardzo wysoko. Przeskoczyli ją i chyba zrobili to nawet tak od niechcenia, bo wszystko tutaj jest dopieszczone do granic możliwości, trochę inne od swoich poprzedników i przede wszystkim lepsze.


Jeśli nie chcesz przegapić żadnej recenzji polub fanpage Noisey Polska i bądź z nami na bieżąco.


Sami nazywają to #romantictechno, co może okazać się tutaj kluczowe, zważywszy na to, że "Ghosts" wydaje się być spokojniejsze od swojego bardzo uniwersalnego poprzednika. Z pozoru. Zaskakuje już sam początek, bo na dobrą sprawę kto by się spodziewał akustycznego openera "All We Had", po którym zaraz następuje to, co jest esencją całej płyty - romantyczna elektronika skacząca od Detroit ("Sad Supernova"), przez Berlin ("Lighthouse") aż po Londyn ("Tommorow")?

Aż tak radykalnej zmiany nie ma: brzmienie znowu jest odpicowane, a każdy kawałek to osobna historia, zarówno pod względem samej muzyki jak i tekstów, które paradoksalnie tworzą jednolitą całość, którą spaja wszechobecna senność i psychodelia. Sprawdźcie wszystkie pomosty pomiędzy trance'owym "Private Ghost" a rozmarzonym i momentami zahaczającym o dream pop, "Anyway". Nie może się to nie podobać, tym bardziej, że na albumie jest sporo ukrytych smaczków, których nie powstydziliby się chociażby Caribou, Four Tet czy Toro Y Moi.

To jakie jest te "Ghosts"? Może jest i ciut słabsze od pierwszej epki, która to przecież miała śliczne (i bardzo kampowe!) "Tears From the Sun", ale zarazem wystarczająco wciągające, żeby się w nim zatracić i wypatrywać soundtracku letnich wieczorów. Niezbyt miłych, ale dających do myślenia. Aha, i przede wszystkim jest tym, co chciałaby nagrywać konkurencja. Zajebistą płytą.

We Draw A - Ghosts, 2016, Brennnessel Records