FYI.

This story is over 5 years old.

Alpha People

​Waras M-City

Pierwszy wywiad z serii Alpha People

Mariusz Waras, urodzony w 1978 roku w Gdyni. Grafik i projektant, należy do światowej czołówki streetowych artystów, jednocześnie poprzez swój industrialny styl zawarty w projekcie m-city, to jeden z najbardziej wyróżniających się polskich twórców murali. Jak sam wspomina, jego dzieciństwo kręciło się wokół Stoczni, okna rodzinnego domu wychodziły na kominy, dźwigi i fabryki – to sprawiło, że teraz tak bezbłędnie tworzy wizje futurystycznych miast i skomplikowanych maszyn, a wszystko dzięki nietuzinkowej metodzie szablonów, których przygotowanie zajmuje nieraz więcej czasu niż sam mural, robiony na wysokości 18 metrów nad ziemią.

Reklama

VICE: Obecnie Twoje prace można zobaczyć już prawie wszędzie. Od murali w Nowym Jorku i Pradze, po Jelenią Górę i Kosice. Opowiedz proszę o początkach swojej twórczości.
Mariusz Waras: Jelenią Górę powinieneś z tego wykreślić, bo nigdy tam nie byłem.

Nie? Ale znalazłem tam Twoją pracę na stronie m-city.org.
A nie, czekaj, rzeczywiście. Coś chyba było, takie z choinką.

Przeczytaj: Kiedy odkryłem, że mój drużynowy z harcerstwa jest legendą poznańskiego graffiti

No właśnie, ale wracając do tematu…
Ok, projekt M-City ma już 11 lat, chociaż tak naprawdę już wcześniej wycinałem szablony, które tematycznie kręciły się wokół miasta i industrialu. Tematyka była podobna do tego co robię teraz. Na początku było to kilkadziesiąt wyciętych szablonów z różnymi miejskimi motywami w podobnym rozmiarze.

Dzięki temu mogłem je wykorzystać do budowania dowolnie wielkich kompozycji. Czego nie można zrobić z pojedynczym szablonem, który jest formą dość zamkniętą. Stąd właśnie wziąłem pomysł, który narodził się w 2003 roku. Pierwsze „domki", które namalowałem trafiły na Stocznie Gdańską i jej okolice.

Gdzie najbardziej lubisz pracować – jest to Polska, czy może jakiś inny kraj?
Na początku miałem bardzo mało prac w Trójmieście. Dopiero teraz jest ich trochę więcej i rzeczywiście pewnie wiąże się to z obecną modą na murale. Wszystko jednak co robię, wiąże się z podróżami. Nie lubię malować w tym samym miejscu, zdecydowanie wolę gdzieś wyjechać, namalować i wrócić. Podoba mi się praca w takich krajach jak np. Brazylia, Tunezja, Indonezja, Kolumbia, w których zostawiłem kilka swoich prac. Europa jest już dla mnie nudna, wszędzie w niej jest podobnie.

Reklama

Co masz na myśli?
Chodzi o kulturę, która zbytnio nie różni się od siebie. Ludzie żyją podobnie w takim Berlinie lub Paryżu. Po ulicach chodzą ci sami ludzie, miasta wyglądają podobnie. A dla mnie bardzo ważne jest aby zobaczyć coś więcej niż tylko lotnisko i ścianę.

Czyli rozumiem, ze twoje prace wzbudzają większe zainteresowanie np. w takiej Brazylii, niż w krajach europejskich?
Tego to tak naprawdę nigdy nie wiem, bo kończę projekt i go zostawiam, zaraz wyjeżdżając. Co się potem z tym dzieje i jaki to ma wydźwięk, trudno powiedzieć. Ciężko jest się zastanawiać nad odbiorcą którego się nie zna. Staram się zazwyczaj czegoś dowiedzieć o miejscu do którego jadę, a zwłaszcza o otoczeniu w którym będę malować. Można nie trafić z pracą, co się zdarza. Skoki spadochronowe na obcy teren są tu dobrym porównaniem.

Przeczytaj: Spotkaliśmy się z artystą, który ozdabia Kopenhagę dupami i tęczą

Dlaczego, robisz to stricte dla siebie?
Nie do końca, bo jednak działam w przestrzeni publicznej i mam świadomość istnienia odbiorcy. Wiem, że ktoś to polubi lub nie, a moja praca stanie się np. rozpoznawalnym punktem orientacyjnym w mieście, albo zostanie zaraz zamalowana. Nie mam jednak dużego kontaktu z przechodniami i mieszkańcami. Zazwyczaj uniemożliwia to praca na dużej wysokości. To trochę taki teatr w którym jestem odwrócony tyłem do publiczności. Wbrew pozorom publiczność często jest obojętna.

Reklama

Jak twój sposób pracy różni się od pozostałych artystów?
Ja akurat pracuję w szablonie, co daje inny efekt niż malowanie pędzlem. Szablon jest właściwie techniką graficzną, bliską linorytowi, drzeworytowi.

Czy spotkałeś się więc z krytyką, że bazujesz na gotowych szablonach?
Jasne, wielokrotnie. Tuż obok pytania „dlaczego wszystko jest czarne? I kto za to płaci. To nie jest tak, że szablony są gotowe. Każdy wzór jest przeze mnie projektowany i ręcznie wycinany. Nigdy nie używałem plotera tnącego. Wbrew pozorom tradycyjny proces jest dużo szybszy, bardziej pod kontrolą. To nie jest tylko wycinanie po wcześniejszym obrysie.

Poszczególne linie, mostki, wyspy powstają dopiero w trakcie samego wycinania co nadaje pracy własny styl. Czas przygotowania muralu jest nieraz dłuższy „przed", niż jego faktyczna realizacja. Zazwyczaj nie maluje dłużej niż 3-4 dni. Ale sam proces przygotowania projektu i wycięcia zajmuje tygodnie, czasem miesiące.

Ok, a kwestia tej „kolorystycznej monotematyczności"?
Kolor nawiązuje do czystej grafiki, czerni nakładanej na papier. Biel i czerń na ścianie ma potężną siłę. Poza tym, kiedy już łączę ze sobą te swoje klocki, to jest mi łatwiej, kiedy są w jednym kolorze. Dzięki temu, wszystkie błędy i niedoskonałości są niezauważalne, przynajmniej dla mnie.

Dlaczego wybrałeś mural jako formę ekspresji swojej sztuki i co ta forma tobie daje?
Praca na dużej powierzchni daje mi dużo więcej satysfakcji niż siedzenie w pracowni nad płótnem. Ściana też w sumie jest formą płótna, ale od razu znajdującego się od razu w pewnej określonej przestrzeni i sytuacji.

Reklama

Jaki jest główny cel, który przyświeca Tobie, kiedy tworzysz murale i co dzięki nim starasz się osiągać?
Dla mnie malowanie jest równolegle z podróżowaniem. To dzięki niemu ciągle mogę odwiedzać nowe miejsca pozostawiając po sobie ślad. To na pewno mnie napędza do dalszych działań. Celem oczywiście jest opanowanie świata. Na razie udało mi się odwiedzić ponad 40 krajów. Wiele z nich kilkunastokrotnie, pozostawiając po sobie kilkaset prac.

Twoje prace często mają industrialny charakter, któremu nie brakuję też klimatu futuryzmu – tworzysz całe miasta, malujesz hybrydy różnych maszyn, pokazujesz je nieraz „od środka". Dlaczego wybrałeś taki temat i skąd czerpiesz inspiracje?

To akurat wzięło się od miejsca, z którego pochodzę. Jak byłem mały wszystko kręciło się wokół Stoczni, a dodatkowo mój widok z okna to były kominy, dźwigi i fabryki. Dlatego pewnie lubię takie przeładowanie industrialem projekty. Również stare i niedziałające fabryki mają w sobie magię. Malowanie pofabrycznych pustostanów jest formą przywrócenia drugiego życia tym miejscom. Powrót pracy, ale bardziej twórczej.

Czy tworząc ilustracje opierasz się np. na istniejących schematach prawdziwych maszyn, czy wszystko jest tylko Twoją wyobraźnią.
Początkowo budowałem obiekty bazując na obserwacji rzeczywistych obiektów. Nigdy jednak nie posługiwałem się zdjęciami. W tej chwili są one na ogół dziełem mojej wyobraźni.

Jakie znaczenie twoim zdaniem ma dla miasta sztuka murali?
To zależy w jakim kontekście. Bo jeżeli mówimy o urzędnikach, to w ich rękach mural jest jedynie narzędziem do „polepszania" pewnych obszarów miasta. Tych bardziej zapuszczonych. Rewitalizacja za pomocą murali jest dość tanim i efektownym wizualnie sposobem łatania. Oczywiście dla mieszkańców obdarowanych takim prezentem nie jest to element pierwszej potrzeby.

Reklama

Przeczytaj: Sztuka po ambienie nie jest zbyt wybitna

Zbyt duża liczba murali blisko siebie powoduje, że mogą być one odbierane jak reklamy. Na pewno mural powinien być jakąś niespodzianką. Takim sekretem miejskim, który jest wstanie zaskoczyć widza. Z urbanistycznego punktu widzenia murale mogą zmieniać perspektywę ulicy, mogą stać się również punktami odniesienia w mieście.

Ok, ale czy w takim razie są potrzebne?
Zastanawiałem się nad tym wiele razy i szczerze mówiąc myślę, że nie.

Ale jak to?
W tej chwili mamy do czynienia z modą. Na jej fali powstają tysiące murali które tak na prawdę nie mają większego znaczenia poza zwykłą funkcją dekoracyjną. Wymknęło się to trochę spod kontroli. Nie liczących się z architekturą przestrzenią.

Nie boisz się, że podcinasz teraz gałąź na której siedzisz?
To nie jest odosobniona opinia. Coraz częściej pojawiają się takie opinie. Również wśród samych twórców. Ale mnie osobiście ciężko będzie powstrzymać.Jestem absolutnie uzależniony od malowania.

I co byś wtedy robił w świecie bez murali?
Taki świat w chwili obecnej to utopia. Aczkolwiek mniej zawsze znaczy lepiej. Brakuje obecnie trochę klimatu sprzed dekady kiedy to wszystko zaczynało raczkować i nikt nie spodziewał się w jakim kierunku to pójdzie. A nie poszło w najlepszym możliwym. Teraz są festiwale i zlecenia – jedziesz, realizujesz, wracasz.

Pracujesz nieraz na ogromnych wysokościach, czy nie czujesz strachu?
Często czuję strach. Często do malowania używa się rusztowań którym daleko do minimum bezpieczeństwa. To samo dotyczy podnośników. I różnych innych dziwnych wynalazków. Dlatego ta lekka obawa i czujność pozwala przeżyć. Ale to tylko na początku, potem w czasie pracy nie bardzo zdaję sobie sprawę z wysokości, skupiony jestem na malowaniu.

Pamiętasz najstraszniejszą historie jaką przeżyłeś tworząc murale.
Bardzo strasznej na szczęście nie było. Najczęściej to niesprawny sprzęt o którym się dowiadujesz będąc na kilkunastu metrach. Miejsca do których nie docierają turyści i policja. Slamsy i najciemniejsze ulice miast gdzie raczej nie jest bezpiecznie. Co parę razy miało swoje konsekwencje, ale na ogół kończyło się dobrze. Przeczytaj inne wywiady z serii Alpha People.