Reklama
Mariusz Waras: Jelenią Górę powinieneś z tego wykreślić, bo nigdy tam nie byłem.Nie? Ale znalazłem tam Twoją pracę na stronie m-city.org.
A nie, czekaj, rzeczywiście. Coś chyba było, takie z choinką.No właśnie, ale wracając do tematu…
Ok, projekt M-City ma już 11 lat, chociaż tak naprawdę już wcześniej wycinałem szablony, które tematycznie kręciły się wokół miasta i industrialu. Tematyka była podobna do tego co robię teraz. Na początku było to kilkadziesiąt wyciętych szablonów z różnymi miejskimi motywami w podobnym rozmiarze.Dzięki temu mogłem je wykorzystać do budowania dowolnie wielkich kompozycji. Czego nie można zrobić z pojedynczym szablonem, który jest formą dość zamkniętą. Stąd właśnie wziąłem pomysł, który narodził się w 2003 roku. Pierwsze „domki", które namalowałem trafiły na Stocznie Gdańską i jej okolice.Gdzie najbardziej lubisz pracować – jest to Polska, czy może jakiś inny kraj?
Na początku miałem bardzo mało prac w Trójmieście. Dopiero teraz jest ich trochę więcej i rzeczywiście pewnie wiąże się to z obecną modą na murale. Wszystko jednak co robię, wiąże się z podróżami. Nie lubię malować w tym samym miejscu, zdecydowanie wolę gdzieś wyjechać, namalować i wrócić. Podoba mi się praca w takich krajach jak np. Brazylia, Tunezja, Indonezja, Kolumbia, w których zostawiłem kilka swoich prac. Europa jest już dla mnie nudna, wszędzie w niej jest podobnie.
Reklama
Chodzi o kulturę, która zbytnio nie różni się od siebie. Ludzie żyją podobnie w takim Berlinie lub Paryżu. Po ulicach chodzą ci sami ludzie, miasta wyglądają podobnie. A dla mnie bardzo ważne jest aby zobaczyć coś więcej niż tylko lotnisko i ścianę.
Tego to tak naprawdę nigdy nie wiem, bo kończę projekt i go zostawiam, zaraz wyjeżdżając. Co się potem z tym dzieje i jaki to ma wydźwięk, trudno powiedzieć. Ciężko jest się zastanawiać nad odbiorcą którego się nie zna. Staram się zazwyczaj czegoś dowiedzieć o miejscu do którego jadę, a zwłaszcza o otoczeniu w którym będę malować. Można nie trafić z pracą, co się zdarza. Skoki spadochronowe na obcy teren są tu dobrym porównaniem.Dlaczego, robisz to stricte dla siebie?
Nie do końca, bo jednak działam w przestrzeni publicznej i mam świadomość istnienia odbiorcy. Wiem, że ktoś to polubi lub nie, a moja praca stanie się np. rozpoznawalnym punktem orientacyjnym w mieście, albo zostanie zaraz zamalowana. Nie mam jednak dużego kontaktu z przechodniami i mieszkańcami. Zazwyczaj uniemożliwia to praca na dużej wysokości. To trochę taki teatr w którym jestem odwrócony tyłem do publiczności. Wbrew pozorom publiczność często jest obojętna.
Reklama
Ja akurat pracuję w szablonie, co daje inny efekt niż malowanie pędzlem. Szablon jest właściwie techniką graficzną, bliską linorytowi, drzeworytowi.Czy spotkałeś się więc z krytyką, że bazujesz na gotowych szablonach?
Jasne, wielokrotnie. Tuż obok pytania „dlaczego wszystko jest czarne? I kto za to płaci. To nie jest tak, że szablony są gotowe. Każdy wzór jest przeze mnie projektowany i ręcznie wycinany. Nigdy nie używałem plotera tnącego. Wbrew pozorom tradycyjny proces jest dużo szybszy, bardziej pod kontrolą. To nie jest tylko wycinanie po wcześniejszym obrysie.Poszczególne linie, mostki, wyspy powstają dopiero w trakcie samego wycinania co nadaje pracy własny styl. Czas przygotowania muralu jest nieraz dłuższy „przed", niż jego faktyczna realizacja. Zazwyczaj nie maluje dłużej niż 3-4 dni. Ale sam proces przygotowania projektu i wycięcia zajmuje tygodnie, czasem miesiące.Ok, a kwestia tej „kolorystycznej monotematyczności"?
Kolor nawiązuje do czystej grafiki, czerni nakładanej na papier. Biel i czerń na ścianie ma potężną siłę. Poza tym, kiedy już łączę ze sobą te swoje klocki, to jest mi łatwiej, kiedy są w jednym kolorze. Dzięki temu, wszystkie błędy i niedoskonałości są niezauważalne, przynajmniej dla mnie.Dlaczego wybrałeś mural jako formę ekspresji swojej sztuki i co ta forma tobie daje?
Praca na dużej powierzchni daje mi dużo więcej satysfakcji niż siedzenie w pracowni nad płótnem. Ściana też w sumie jest formą płótna, ale od razu znajdującego się od razu w pewnej określonej przestrzeni i sytuacji.
Reklama
Dla mnie malowanie jest równolegle z podróżowaniem. To dzięki niemu ciągle mogę odwiedzać nowe miejsca pozostawiając po sobie ślad. To na pewno mnie napędza do dalszych działań. Celem oczywiście jest opanowanie świata. Na razie udało mi się odwiedzić ponad 40 krajów. Wiele z nich kilkunastokrotnie, pozostawiając po sobie kilkaset prac.
Początkowo budowałem obiekty bazując na obserwacji rzeczywistych obiektów. Nigdy jednak nie posługiwałem się zdjęciami. W tej chwili są one na ogół dziełem mojej wyobraźni.Jakie znaczenie twoim zdaniem ma dla miasta sztuka murali?
To zależy w jakim kontekście. Bo jeżeli mówimy o urzędnikach, to w ich rękach mural jest jedynie narzędziem do „polepszania" pewnych obszarów miasta. Tych bardziej zapuszczonych. Rewitalizacja za pomocą murali jest dość tanim i efektownym wizualnie sposobem łatania. Oczywiście dla mieszkańców obdarowanych takim prezentem nie jest to element pierwszej potrzeby.
Reklama
Przeczytaj: Sztuka po ambienie nie jest zbyt wybitna
Zastanawiałem się nad tym wiele razy i szczerze mówiąc myślę, że nie.Ale jak to?
W tej chwili mamy do czynienia z modą. Na jej fali powstają tysiące murali które tak na prawdę nie mają większego znaczenia poza zwykłą funkcją dekoracyjną. Wymknęło się to trochę spod kontroli. Nie liczących się z architekturą przestrzenią.
To nie jest odosobniona opinia. Coraz częściej pojawiają się takie opinie. Również wśród samych twórców. Ale mnie osobiście ciężko będzie powstrzymać.Jestem absolutnie uzależniony od malowania.I co byś wtedy robił w świecie bez murali?
Taki świat w chwili obecnej to utopia. Aczkolwiek mniej zawsze znaczy lepiej. Brakuje obecnie trochę klimatu sprzed dekady kiedy to wszystko zaczynało raczkować i nikt nie spodziewał się w jakim kierunku to pójdzie. A nie poszło w najlepszym możliwym. Teraz są festiwale i zlecenia – jedziesz, realizujesz, wracasz.Pracujesz nieraz na ogromnych wysokościach, czy nie czujesz strachu?
Często czuję strach. Często do malowania używa się rusztowań którym daleko do minimum bezpieczeństwa. To samo dotyczy podnośników. I różnych innych dziwnych wynalazków. Dlatego ta lekka obawa i czujność pozwala przeżyć. Ale to tylko na początku, potem w czasie pracy nie bardzo zdaję sobie sprawę z wysokości, skupiony jestem na malowaniu.Pamiętasz najstraszniejszą historie jaką przeżyłeś tworząc murale.
Bardzo strasznej na szczęście nie było. Najczęściej to niesprawny sprzęt o którym się dowiadujesz będąc na kilkunastu metrach. Miejsca do których nie docierają turyści i policja. Slamsy i najciemniejsze ulice miast gdzie raczej nie jest bezpiecznie. Co parę razy miało swoje konsekwencje, ale na ogół kończyło się dobrze. Przeczytaj inne wywiady z serii Alpha People.