DJ Decks: Czegoś takiego w polskim rapie jeszcze nie było

FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

DJ Decks: Czegoś takiego w polskim rapie jeszcze nie było

DJ Decks zdradza nam jak wygląda życie po Slums Attack, wyjaśnia czemu "Mixtape vol. 5" to projekt z wielu powodów unikalny oraz ujawnia swoje ostatnie dokonania w triathlonie.

mat. prom.

Żywa legenda polskiej sceny hiphopowej szykuje się do wydania nowego albumu "Mixtape vol. 5". Premiera płyty już 2 września, a nieco ponad miesiąc później, bo 7 października, w poznańskiej Arenie odbędzie się olbrzymi koncert promocyjny, na którym wystąpi sam Fat Joe. W rozmowie z Noisey Polska DJ Decks opowiedział o swoich pierwszych mixtape'ach, występach w reprezentacji Polski w taekwondo i morderczych triathlonowych dystansach.

Reklama

Czytaj wywiad poniżej.

Noisey: Pamiętasz, dlaczego postanowiłeś wydać swój pierwszy mixtape?
DJ Decks: W tamtych czasach, na przełomie wieków mixtape'y były wizytówką każdego DJ-a. Czerpałem inspiracje z Ameryki, stąd zdecydowałem się na tę formę. Obyło się bez jakichś mega przygotowań - jak już uzbierałem w miarę pokaźną kolekcję winyli, wziąłem się za mikstejpy. Pierwsze dwa to były klasyczne mikstejpy z prawdziwego zdarzenia - brałem jeden winyl z acapellą, drugi z instrumentalem i miksowałem je ze sobą, by powstało coś innego, nowego. Jedynkę i dwójkę zrobiłem w tej samej konwencji - z tą różnicą, że na dwójce pojawili się już jacyś raperzy, którzy nawijali pod instrumentale ze Stanów.

Dlaczego później zmieniłeś formułę i skupiłeś się na albumach producenckich?
Wszystko przyszło z czasem. Zacząłem zajmować się produkcją, wychodziło mi to i pomyślałem, że nadszedł czas, żeby zrobić składankę producencką - tym bardziej, że poznawałem wtedy wielu raperów z całej Polski. Nie było Serato ani żadnych kontrolerów, więc wszystko i tak musiałem wytłoczyć na winylu. Pamiętam że tłoczyliśmy to na jakichś jednorazówkach w Łodzi, a dopiero potem miksowałem to z powrotem na komputer.

A czemu nie produkowałeś nigdy na płyty innych wykonawców?
Myślałem o tym ostatnio. Było to spowodowane tym, że działałem w zespole i to, co najlepsze, trzymałem dla nas i nie chciałem, żeby wychodziło gdzieś dalej. Zrobiłem pojedyncze bity dla Onara, Fenomenu czy WWO, ale nigdy nie zabiegałem o to i nie rozsyłałem żadnych paczek ze swoimi produkcjami. Teraz będę działał szerzej w tym temacie.

Reklama

Przez to że Slums Attack się rozpadło…?
Tak. Mam teraz w głowie projekt z innym emce, a potem będę chciał zapraszać różnych artystów, by nagrywać z nimi fajne numery i wypuszczać to tylko na winylowych singlach, w nakładzie rzędu pięciuset sztuk. Zobaczymy, jak to się potoczy.

Nie wiem, czy chcesz w ogóle poruszać wątek Slums Attack, czy jest to na tyle drażliwy temat, że wolisz go odłożyć na bok…
Nie widzę opcji, w jaki sposób mógłbym się tłumaczyć czy wypowiadać na temat tego, co się stało. Na dzień dzisiejszy forum publiczne nie jest miejscem na to. Jest, jak jest - i trudno.

Porozmawiajmy zatem o sporcie - skąd w twoim życiu wzięło się rugby?
Sportem zajmowałem się, jeszcze zanim się urodziłem (śmiech). Wcześniej trenowałem ju-jitsu, judo i karate, a od taekwondo zacząłem się zajmować sportem na poważnie. Trenowałem je od 1993 roku przez siedem lat, zdobyłem tytuł mistrza Polski i występowałem w kadrze narodowej - między innymi w pierwszym meczu Polska - Korea w Poznańskiej Arenie. Później przerzuciłem się na rugby i ten etap również wspominam bardzo miło. Zaczynałem trenować na polanie, później występowałem w drugoligowym Chaosie Poznań, a następnie miałem zaszczyt grać w ekstraklasie w pierwszej drużynie Posnani. Pięć lat temu zakończyłem karierę rugbisty, ale wciąż zdarza mi się zagrać - dwa tygodnie temu jako poznańscy banici wystartowaliśmy w plażowych mistrzostwach rugby. I wygraliśmy.

Reklama

Obecnie z kolei parasz się triathlonem.
Zgadza się, od trzech lat. 3 800 metrów pływania, 180 kilometrów na rowerze i 42 kilometry biegu - to dystans, na którym najmocniej się koncentruję.

Ładnie. W połowie pływania bym sobie odpuścił.
Trochę się sponiewieram tymi dystansami (śmiech). Takie dystanse robię przynajmniej raz w roku - choć w tym roku uczestniczyłem już w dwóch tego rodzaju zawodach. Jeszcze za czasów rugby chodziłem na zajęcia ze stabilizacji i siłę nóg do klubu triathlonowego Cityzen, spodobało mi się to i wystartowałem w pierwszych zawodach z moją straszną wagą 105 kilogramów. Ukończyłem wtedy jedną czwartę Ironmana i czułem się, jakby ktoś mnie wyrzucił przez okno (śmiech). Zacząłem trenować na poważnie i postawiłem sobie wyzwanie, żeby wystartować na pełnym dystansie na zawodach w Zurichu.

Ile czasu potrzebujesz na tak mordercze dystanse?
Ostatniego Ironmana w Nicei ukończyłem bodajże w 11 godzin i 50 minut. W tym roku szarpnąłem się też na Extreme Austria Triathlon - 3 800 metrów pływania w rzece, 188 kilometrów rowerem i 44 kilometry biegu po górach (5 900 metrów przewyższeń). Zajęło mi to 19 godzin 30 minut. Jak wyruszyłem o 04:30, tak skończyłem koło północy, z drobnymi tylko przerwami na check pointach. To było straszne, ale fajne (śmiech).

Co pochłania cię bardziej - sport czy muzyka?
Sportem tak na poważnie zajmuję się od grudnia do lipca - wtedy mam treningi i wtedy stosuję się do diet. Jak po tym okresie odpalam z tymi wszystkimi fast foodami, jest tragedia i waga wraca. Zawsze sobie mówię, że gdy skończę zawody, będę trenował chociaż raz w tygodniu, ale gdzie tam! Koniec zawodów - i nic (śmiech). Natomiast odpowiadając na pytanie - reguły nie ma. Jak chcę zrobić muzykę, to robię muzykę. Jak chcę pobiegać, to idę pobiegać.

Reklama

Wspominałeś off the record, że słabo pamiętasz, jak powstawały dwa ostatniego mikstejpy - a pamiętasz, jak powstawał najnowszy?
Piątki też nie pamiętam, bo zacząłem ją robić już trzy lata temu (śmiech). Oczywiście żartuję. Pierwszym moim założeniem na tę płytę było, że wezmę fajny scenariusz od jakiegoś reżysera, potnę go na dwanaście części i roześlę do artystów, którzy go zinterpretują i zrobimy z tego film. To jednak nie wypaliło, więc stwierdziłem, że każdy z zaproszonych raperów będzie wymyślał własną historyjkę. Na początek zaprosiłem Cirę, Poszwixxxa i Bezczela, a po nich każdy kolejny skład kontynuował opowieść, którą poprzedni wykonawcy zostawiali otwartą. Trochę to trwało, bo nie mogłem po prostu wysłać wszystkim instrumentali - gdybym tak zrobił, cała narracja zostałaby zaburzona. Wieszałem już psy, przeklinałem, zabijałem i wywalałem numery z telefonu, czasami nie miałem siły, ale udało się (śmiech).

Równocześnie do każdego numeru powstawał komiks, za który odpowiedzialny jest Mehes. Czegoś takiego w polskim rapie jeszcze nie było.

Właśnie - skąd pomysł, żeby zrobić do płyty ponad 50-stronicowy komiks?
Chciałem zrobić coś oryginalnego i w zalewie różnego rodzaju składanek producenckich dodatkowo zwrócić nim uwagę na "Mixtape vol. 5". Mehes dostał ode mnie wolną rękę - zdzwanialiśmy się tylko, by dogadać się co do szczegółów i omówić nasze kolejne wizje.

Co było najtrudniejsze podczas pracy nad materiałem?
Trudno było organizacyjnie to ogarnąć i wytrzymać nerwówkę, kiedy musiałem czekać i nic nie mogłem zrobić. Nieraz po długiej ciszy w końcu dostawałem zwrotki, ale wtedy z kolei ja nie miałem na nic ochoty - jakoś to jednak szło. Zdarzało się też, że ktoś mi odmówił, choć na początku myślałem, że: jak DJ Decks, to nikt nie odmówi. Niektórzy musieli jednak podziękować ze względu na zamykanie swoich projektów czy brak czasu. Z większością raperów jednak wszystko przebiegło sprawnie.

I w drugą stronę - co było najprzyjemniejsze przy powstawaniu "Mixtape vol. 5"?
Skończenie płyty i świadomość, że już nic nie trzeba przy niej dłubać (śmiech). Trochę tego dłubania było - musiałem to jakoś sensownie połączyć, zrobić skity między numerami po to, by historie opowiedziane przez trzydzieści cztery osoby stały się spójne. Myślę, że udało się tego dokonać i - słuchając płyty, jednocześnie oglądając komiks - odbiorca zrozumie, o co w tym chodzi.