FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Vince Staples - Summertime ’06

Vince Staples zabiera nas w podróż do Long Beach. Lekko nie jest.

Słońce przygrzewa coraz mocniej, jedni beztrosko świętują wakacje przyjmując pozę Garfielda na kanapie, inni odliczają ostatnie minuty w robocie i kierują się nad Wisłę… Nic tylko odpalić jakiegoś Warrena G czy DJ-a Quika, albo chwilka - może coś z nowych graczy? O, Vince Staples - Freshman XXL’a rodem z Cali wydał właśnie debiutancką płytę. Tytuł? "Summertime ’06". Oooo, idealnie!

Noooo nie do końca. "Summertime ’06" to bowiem bardziej summertime sadness niż Fresh Prince’owski "Time so sit back and unwind", to raczej gorączka końcówki spike’owego "Do The Right Thing" niż chill w cieniu brooklyńskich blokowisk i odkręcony hydrant na rogu… Long Beach, które wychowało Vince’a, to kolejne obok Compton maad city, a sam MC to współczesny bohater osiedli, który wyrwał się z matni i postanowił podzielić się ze światem wydarzeniami, które na zawsze zmieniły jego życie i ukształtowały niezłomny charakter.

Reklama

Wydany nakładem Def Jam dwupłytowy projekt 22-letniego rapera to koncept album, przenoszący nas na ulice LBC 10 lat wstecz, kiedy to niewinny jeszcze Staples doświadczył śmierci dziadka oraz morderstwa swojego 15-letniego przyjaciela Jabariego i wkrótce po tym zaczął coraz bardziej wsiąkać w środowisko gangów. "Moja cała rodzina w tym siedzi, albo bezpośrednio albo pośrednio" - mówi Vince, niejako tłumacząc, że gangsterka ciążyła nad nim jak fatum. "Summertime ’06" to zatem mroczna, ciężka opowieść o skradzionej młodości, niezliczone hood stories widziane oczami młodego gniewnego chłopaka i osadzone na dusznych, przytłaczających bitach. To festiwal wściekłych, twardych perkusji, unoszących się i opadających 808’ów oraz niepokojących, obskurnych syntezatorów.

Próżno poszukiwać tu letniego vibe’u i przyjemnej bryzy znad Pacyfiku, kołyszącej znane z g-funkowych klipów palmy - nawet tytułowe "Summertime" na bicie Clamsa Casino nie przynosi autorowi upragnionej ulgi, a takie wersy jak "Hope you understand, they never taught me how to be a man / Only how to be a shooter, I only need the time to prove it czy My feelings told me love is real but feelings known to get you killed" ukazują tragizm i beznadzieję szukającego spokoju w ramionach wybranki rapera.

Baczny obserwator, ale też czynny uczestnik ulicznych aktywności Staples prowadzi nas przez równą godzinę ulicami Long Beach, malując ponury obraz miasta, gdzie "chudzielce noszą ciężką amunicję", "laski potrzebują aborcji", dilerzy snują street dreams o Porsche a sąsiedzi, przyzwyczajeni do strzelanin w biały dzień, już nawet nie dzwonią na policję… Wersy w stylu "Rounds up in that chamber, I'm a gangsta like my daddy, My mama caused another problem when she had me" czy "I shot your child, so what, you know we wildin' after dark / The sun come down and guns come out, you know Ramona Park" skutecznie rozwiewają wątpliwości co do niewinności naszego bohatera, członka Crips. Zarazem jednak sam Vince nie pozwala nam na postawienie go w jednym rzędzie z szeregiem prostych raperów gloryfikujących gangsterkę - to bowiem wyjątkowo inteligentny typ i błyskotliwy tekściarz, obrazowo wyjaśniający sytuację braku perspektyw i uwikłania w zaklęte koło przemocy.

"Been fighting this long war, there's shells in this shore’s sand
Still young but a grown man, could tell by my stash
Been stackin' money and problems as I wait for the rapture
Death never been no threat, I be chillin', relaxin'
Everybody bleed"

Pamiętacie zeszłoroczne "Nobody’s Smiling" Commona, na którym w dwóch numerach gościnnie pojawił się właśnie Vince? "Summertime ’06", wyprodukowane w większości przez tego samego producenta, ikonę chicagowskiej sceny No I.D. to muzycznie bardziej mroczna i hardkorowa wersja tego albumu, a Vince czuje się w tym środowisku jak Steph Curry za linią 3 punktów. Debiutanckie LP Staplesa to album trudny, przez co na pewno nie przypadnie do gustu każdemu - ale przecież nie taki był zamiar. To płyta bez hitowych singli, radiowych numerów ani banalnych refrenów, a bezkompromisowo szczera opowieść, która raczej nie zawojuje rynku muzycznego, ale która zasłużenie zbiera za Oceanem bardzo pochlebne recenzje i szybko wspina się po drabince najciekawszych rapowych projektów roku 2015. Nie jest to oczywiście LP bez wad, a sam koncept podzielenia całości na dwie części miałby jeszcze większy sens, gdyby fabuła wyraźnie ewoluowała z części na część, a na CD2 zamiast takich "Hang & Bang" czy "Street Punks" znalazło się jeszcze parę numerów podobnych do zwieńczającego dzieło, kapitalnego "Like It Is", ukazującego stopniową zmianę mentalności artysty. Wciąż jednak mamy do czynienia z bardzo mocną pozycją i niezwykle udanym debiutem, stanowiącym potwierdzenie ogromnego potencjału, jaki drzemie w tym młodym MC rodem z Long Beach.

"Motherfuckers hit me up, tell me my music is trap music, it’s real gangster shit. What are you talking about me, nigga? You’ve never been there. You can’t tell me what it is. I don’t think I make that kind of music. I think my music just comes from that state of mind and what happens to be my surroundings".