Reklama
Reklama
Historie, których nie poznasz nigdzie indziej. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco
Pewnego wieczoru wypiliśmy za dużo. Tony Montana. A właściwie wjazd do kibla w zapełnionym klubie z okrzykiem „wszyscy wypierdalać!". Rubaszne żarciki podczas sikania, nutka adrenaliny. Z toalety do klubu prowadzą bardzo wąskie schodki na górę. Zaplątani w pijackiej rozmowie o niczym, nie zauważamy gości, którzy dosłownie skaczą na nas jak ninje z góry. Kątem oka patrzę, co się wydarzy, bo mamy nie tylko pięści. W tłocznym klubie są to bardziej zapasy niż boks. W pewnym momencie w ferworze walki widać schowany za pasem pistolet. Niczym w filmach z myszką Miki: widzę damską rączkę wynurzającą się z tłumu, która wyrywa go z zza pazuchy zajętych zapasami i chowa się z powrotem! Nigdy nie zapomnę tego widoku. Zagrożenie i komedia, Pulp Fiction w pełnej krasie.Był taki niezły patent na spędzenie wieczoru. Należało rozsunąć drzwi podczas jazdy windy, aby się zatrzymała na półpiętrze. Z piętra wyżej, przy użyciu zwykłego paska od spodni można było otworzyć drzwi od strony klatki i wejść niczym prawdziwy komandos na dach windy. Bezpłatna adrenalina, i dreszczyk emocji, prawdziwa popisówa przed „pierwszymi" dziewczynami. Ale to już inna historia.