Urbański nic nie musi

FYI.

This story is over 5 years old.

Info z Polski

Urbański nic nie musi

Znany szerszej publiczności jako "połowa duetu Rysy" Wojtek Urbański, tym razem występuje pod szyldem solowego projektu, nazwanego po prostu Urbański.

Tytuł jego debiutu dla U Know Me Records nasuwa automatyczne skojarzenia z wiekopomnym dziełem Aphex Twina, który - rzecz jasna - inspiruje Wojtka, ale nie sugerujcie się tym zbyt mocno. Poza inspiracjami klasykami szeroko rozumianej elektroniki na "Selected Works" znajdziemy przede wszystkim mnóstwo swobody i brzmienia przekrojowego, jakby Urbański ciął tę historię skalpelem na pół. To album, który brzmi jak dziennik, pisany bez planu i konspektu, gdzieś przy okazji, ale codziennie i konsekwentnie. Dlatego obok wysublimowanego eksperymentu stoi całkiem proste basowe "łojenie", selektywny tech house z solowym fortepianem, hipnotyzujący minimalizm i złożone eksperymentalne konstrukcje.

Reklama

A wszystko to wzajemnie świetnie się uzupełnia. Słychać, że produkcje na tę płytę zostały stworzone na totalnym spontanie. Dla ich twórcy były oddechem od codziennej pracy, nazwijmy to, zarobkowej z dźwiękiem i realizacji planów dla innych projektów. Dla słuchacza są oddechem od napinania muskułów i przybierania póz, zabiegów wszechobecnych na dzisiejszej scenie.

Moja solowa działalność jest pozbawiona kompromisów, to najbardziej uczciwy i niewymuszony balans pomiędzy "popowym" ja, a moją eksperymentalną naturą - opowiada mi Urbański - Jest w tych produkcjach dokładnie tyle eksperymentu i poszukiwań, na ile zmusza mnie moja ambicja, oraz dokładnie tyle "muzyki do słuchania", "muzyki dla ludzi" ile sam chciałbym usłyszeć w ulubionych produkcjach. W Rysach dyskutowaliśmy o wielu sprawach, w "Urbanskim" nigdy nie było kalkulacji; sam nie potrzebuję się do niczego przekonywać. Są momenty, kiedy mogę nie myśleć gdy robię muzykę - to jak wyjazd na urlop. Mam kilka swoich producenckich twarzy, dzięki którym spłacam raty i rachunki, ale muzyka, którą wydaję jako "Urbański" powstaje w tak zwanym międzyczasie, kiedy akurat nic nie muszę - dodaje.

Bez wątpienia jednym z najbardziej przystępnych, "dla ludzi", żeby nie powiedzieć wręcz "imprezowych" i "tanecznych" numerów na tej płycie jest remiks singla "Wracam" z najnowszej płyty Sorry Boys. To całkiem solidna house'owa propozycja, ładnie uwypuklająca w oryginalnej kompozycji jakieś nieodkryte do tej pory aspekty, przede wszystkim repetytywność i "piosenkowość" utworu, w którym pierwotnie skupiamy się przede wszystkim, jednak, na ludowości. Przy okazji jednak ten tytuł na trackliście poruszył mnie do pewnej refleksji. Przyglądając się scenie muzycznej w Polsce z szeroko rozumianą alternatywą i elektroniką, łatwo można odnieść wrażenie, że nazwiska się powtarzają, że wszyscy remiksują siebie nawzajem, co jednocześnie jest ok, a jednocześnie tworzy złudzenie hermetyczności.

Reklama

Faktycznie, większość remiksowych kolaboracji zachodzi pomiędzy twórcami z jednego świata, z jednej dziedziny. Najczęściej to elektronicy remiksują innych elektroników. Często klubowe utwory zostają klubowo zremiksowane… - odpowiada Urbański. - Dlatego cieszy, kiedy producenci elektroniki sięgają po coś rockowego, klasycznego lub na przykład jazzowego. Zazwyczaj wychodzą z tego bardzo ciekawe rzeczy - dodaje producent.

I dzieli się ciekawą anegdotą: - Moi rodzice długo nie potrafili zrozumieć, na czym polega idea robienia remiksów. Puszczałem im jeden elektroniczny bit, a później jego elektroniczny remiks. Zapewne słyszeli różnicę, myślę natomiast, że nie bardzo rozumieli tego sens. Pamiętam, że udało mi się wytłumaczyć im pojęcie i sensowność remiksu właśnie na przykładzie mojego Sorry Boys "Wracam". Obie wersje bardzo różnią się od siebie stylistycznie i energetycznie. Najpierw usłyszeli piękną, delikatną, indie-rockową balladę (z cudownym wokalem Beli Komoszyńskiej), chwilę później coś hardkorowego i mrocznego… z tym samym wokalem. Lubię, kiedy remiks tworzy takie mocne kontrasty.

Mam przeczucie graniczące z pewnością, że umiejętność znajdywania mocnych akcentów danej kompozycji, uwypuklania pewnych jej elementów, wyróżniania detali, przypomina pewnego rodzaju rzeźbienie w dźwięki i bierze się właśnie z tego, że Wojtek Urbański jest z wykształcenia artystą rzeźbiarzem. Trudno przy tej okazji nie wyciągnąć tego faktu z jego kartoteki. - Lubię ten fakt z mojej przeszłości, miło, że go przywołujesz - rozgrzesza mnie Urbański. - Rzeźba jest dziedziną sztuki, polegającą przede wszystkim na planowaniu przestrzeni. W muzyce bywa różnie, obserwuje wiele podejść, niektórzy myślą czasem, a niektórzy przestrzenią. Moje podejście jest mocno przestrzenne - potwierdza moje przypuszczenia Wojtek.

Reklama

Bo to właśnie przestrzeń zdawała mi się od początku wspólnym mianownikiem wszystkich produkcji z "Selected Works", jakkolwiek by się one od siebie nie różniły. W każdej jest miejsce dla wyselekcjonowanego dźwięku, na samej płycie jest wystarczająco dużo przestrzeni do pomieszczenia wszystkich pomysłów i idei. - Staram się tworzyć wielowarstwowe brzmienia, zaplanować nie tylko to, co ma nastąpić po czym, ale również skrupulatnie dopracować to, co w danej chwili ma się znaleźć nad czym, co pod czym i co za czym - opowiada Urbański - Pod tym względem moja ma rzeźbiarską naturę, choć korzysta z zupełnie innych materiałów i technik. Natomiast to, co co różni rzeźbę i muzykę, to właśnie czas. Muzyka jest poddana rygorowi czasu i trwania, a rzeźba to moment uchwycony i zastygły w pewien sposób "na zawsze" - dodaje artysta.

Przy okazji tłumaczy dlaczego rzeźba stała się dla niego drogą do kariery profesjonalnego muzyka. - Paradoksalnie to właśnie studia na ASP otworzyły mi drogę do profesjonalnej kariery muzycznej. Jeden z moich wykładowców, poza pracą na uczelni, zajmował się projektowaniem scenografii teatralnej. Szybko nawiązaliśmy współpracę muzyczno - scenograficzną, tworząc wspólnie oprawy dla wielu gal i wydarzeń kulturalnych w całej Polsce. Już w połowie studiów zacząłem się w pełni utrzymywać z robienia muzyki, co było dla mnie spełnieniem marzeń - dodaje Urbański.

Trudno wybrać między świetnym Rysami, a świetniejszym Urbańskim, zupełnie naturalnym wydaje się więc pytanie (obawa?), czy któryś z projektów zajmie uwagę Wojtka na dłużej, a może i zupełnie. Czy ten solowy projekt to pomysł raczej długofalowy, czy jednorazowy strzał, po którym Wojtek powróci do pracy w duecie. - W dużej mierze to dzięki Rysom zdałem sobie sprawę, że jestem sporym indywidualistą - odpowiada producent. - Lubię samodzielnie trzymać stery. Cieszę się współpracą z innymi artystami, kiedy ma to w formę "featuringu". Dobrze czuję się w kolaboracjach na lini producent-wokalista, producent-instrumentalista, jednak w kontekście samej produkcji i kompozycji, chcę pozostać przy solowej działalności. To kwestia charakteru - dodaje.

Obiecuje też, że jeszcze w tym roku pojawi się kilka ciekawych premier pod szyldem "Urbański". - Na początek singel, który nagraliśmy razem z Justyną Święs do serialu "Ultra Violet" w reżyserii Jana Komasy. To plan na najbliższe tygodnie. Do utworu powstaje również klip, za który odpowiada Filip Załuska (autor teledysku m.in do "The Fib" Rys). W tym roku chcemy dokończyć także nasz materiał z Jagodą Kudlińską z LOR oraz materiał na płytę "S.O.S" Wojtka Mazolewskiego, który produkuję. Poza tym myślę już nad "Selected Works II". Nudno nie będzie.

Na to liczymy.