VA - FASRAT Compilation #2

FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

VA - FASRAT Compilation #2

Czyżby moda na house i balearic w polskim wydaniu trwała w najlepsze? Nie, bo "modne" określenie w przypadku tych dwóch gatunków kompletnie nie pasuje do ideologii małych wydawnictw trudzących się wydawaniem takiej muzyki. No sorry, ale to nie electropop.

House nie wraca do łask, bo tak naprawdę nigdy się nie skończył i ta mała aluzja na samym początku do electropowych zespołów nie wzięła się przypadkowo. Te wszystkie duety, tria itd. wyrastają jak grzyby po deszczu i rzadko kiedy udaje im się utrzymać przyzwoity poziom. Inaczej jest z muzyką "domową" i balearyczną, bo mimo że ta zawsze szła u nas swoją drogą, najczęściej wyboistą, to jednak trzymała całkiem niezły poziom.

Reklama

Takie oficyny jak np. Transatlantyk czy Father And Son Records And Tapes są ostatnimi czasy wylęgarnią znakomitych wydawnictw. Nieprzypadkowo jakiś czas temu jeden z zagranicznych portali, powołując się m.in. na ten pierwszy label, określił to zjawisko jako "polo house". Ciekawe, prawda?

Ci drudzy, czyli FASRAT ze swoim bossem Maćkiem Sienkiewiczem, już po raz drugi zabierają nas na wycieczkę, której zadaniem jest pokazanie najciekawszych zjawisk na polskiej scenie house'owej. Kompakt zapakowany w okładkę winylowego singla (!) to prawdziwy skarb, którego nie można pominąć.

Podobnie jak w przypadku części pierwszej składak posiada na swoim pokładzie miszmasz deep house'u z balearic beat. Są tutaj starzy dobrzy znajomi jak Botanica ze swoim acidowym "Morning Sun", Freux z głębokim "Voices" (dyskretnie przywołującym Grace Jones) oraz… zaskakujący Teielte z "Dreamy Way To Feel" szykujący się do wydania płyty w sienkiewiczowym labelu. Nie mogło oczywiście zabraknąć "gwiazdora" wytwórni, czyli remixującego Oil Stains Das Komplexa oraz kilku zagranicznych przyjaciół z Tomasem Jirku i Mattem Averinem na czele.

Dobrze znani nie zawiedli, podobnie jak ci, którzy… No właśnie. Jest sporo zaskoczeń! Świetny Sosky to przecież En2ak pod swoim nowym aliasem i trochę innym obliczem. Kobster, Mr Yo So czy Patryk Cannon to też nie są ludzie z byle jakiej łapanki.

W przeciwieństwie do pierwszej części numerów jest znacznie więcej, co ostatecznie wyszło tylko na dobre. Mimo długości materiału nie ma tutaj żadnych wypełniaczy i naprawdę jest ciężko się do czegokolwiek przyczepić, o co w przypadku składanek wcale nie tak trudno.

Oczywiście gdzieś tam w czeluściach Bandcampa podobnych albumów jest od groma, ale nie byłbym pewien, czy aby na pewno na tak wysokim poziomie. Father And Son Records And Tapes znowu się udało zaskoczyć i zaprezentować to, co Sienkiewicz ze swoimi kolegami ma najlepszego do zaoferowania. Wow.