FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Brian Eno - The Ship

Pozornie klimaty mamy tak odległe jak zgromadzenie galaktyk, ale tylko pozornie. Cechą wspólną jest rozpiętość aranżacji, motywy symfoniczne. I magiczny dotyk geniusza.

To już szósta płyta Briana Eno dla wytwórni Warp. Efektem kolejnego spotkania dwóch legend muzyki elektronicznej jest album idealnie harmonijny, o proporcjach wręcz klasycznych choć łączący sfery przenikające się wyjątkowo rzadko.

Ambientowe tekstury uszyte tak rozlegle i przestrzennie, że zdają się wypełniać pomieszczenie jak tlen. Równouprawnienie ciszy i dźwięku. Pietyzm w doborze każdej pojedynczej (najczęściej dosłownie: pojedynczej) nuty. Dźwięki wyłaniające się ze skupiska tonów niczym wyizolowane z ciemności światełka. Ludzkie głosy w tle, jakby z radia włączonego gdzieś w oddali czy jakby z rozmowy w pomieszczeniu za ścianą i spokojna, głośna recytacja, wprowadzają lekką dezorientację. Kto tu podsłuchuje kogo? Skąd dobiega muzyka? I co jest tłem, a co treścią utworu? Być może tak właśnie Brian Eno czuł się kiedy w 1975 roku po wypadku samochodowym leżał w szpitalu i próbował słuchać muzyki ze wzmacniacza, który ledwo grał. Odkrycie ambientu Eno opisał: "zdałem sobie sprawę, że można muzykę traktować jako element otoczenia, w ten sam sposób, co kolor światła i dźwięk deszczu". W przypadku dwudziestominutowego "The Ship" otwierającego album jest tak, jakby ta muzyka była faktycznie elementem otoczenia, ale rzeczywistości wykreowanej w utworze, bo każdy element tworzy swoje własne terytorium. Mamy tu więc do czynienia z majstersztykiem, prawdziwą kunst der ambient.

Partia wokalna z tej kompozycji, na krótkiej frazie i wąskim ambitus, jest preludium do formy w jaką "The Ship" rozwinie się później. Ambient ustąpi bowiem miejsca najpierw formule pop-ambientowej, a później piosenkowej w stylu popowej pościelówy z lat 80 i w klimacie The Beach Boys. Pozornie więc klimaty mamy tak odległe jak zgromadzenie galaktyk, ale tylko pozornie. Cechą wspólną jest rozpiętość aranżacji, motywy symfoniczne. Wieńczące płytę "Fickle Sun (III) I'm set free" (cover The Velvet Underground) jest tym samym, ale w formie dużo bardziej skondensowanej.

Eno mówił, że do nagrania płyty zainspirowała go historia Titanica i zjawisko balansowania człowieka na granicy pychy i paranoi. Muzycznie zaś: "nie chciałem nagrywać muzyki rozwijającej się tradycyjnie, ale pozwolić głosom istnieć w swojej własnej przestrzeni i czasie, jak zdarzeniom w rzeczywistości". Celowo nie czytałam tych opisów przed przystąpieniem do recenzji, by bez żadnych sugestii znaleźć w muzyce Briana Eno coś własnego. Jestem więc najlepszym dowodem na to, że i bez znajomości intencji twórcy można je bezbłędnie odebrać. O ile twórca jest takim geniuszem, jakim jest Brian Eno.