FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Pelson - Bumelant

Już od kilku lat trzyma się jakby na uboczu sceny, a na tym materiale mówi wprost: za długo tu jestem i za dużo widziałem, żeby się przejmować tym kabaretem.

"(…) jest jednak kilku raperów, którzy potrafią pisać. Na przykład Pelson. On pisze, jakby był pisarzem, a nie raperem" - mówił niedawno w jednym z wywiadów Ras, dodając przy tym, że warszawiak powinien się zastanowić nad przebranżowieniem, bo "pisze ze mądrze, żeby sprzedawać płyty". "Bumelant", nowy album członka legendarnej Molesty, jest tego najlepszym dowodem.

Ostatnie, co można o Pelsonie powiedzieć, to że ma parcie na szkło i goni za trendami - zwłaszcza, jeśli myślimy w rapowych kategoriach. Już od kilku lat trzyma się jakby na uboczu sceny, a na tym materiale mówi wprost: za długo tu jestem i za dużo widziałem, żeby się przejmować tym kabaretem. W otwierającym płytę numerze "Na dobry początek" zauważa, że "kiedyś mówiły bloki, dziś szepczą kuluary", by w singlowym "W rytmie serca" spuentować: "Polski rap ma momenty, większość gra tak samo / Słomiany zapał i w głowie też tylko siano". Żebyście jednak nie ulegli złudzeniu, że kolejny weteran nie może się odnaleźć i dlatego wylewa gorzkie żale - te prztyczki padają mimochodem, a całościowy wydźwięk "Bumelanta" jest zupełnie inny.

Tytuł albumu nie wziął się znikąd - nie to, żeby Pelson był obibokiem, ale wyścig szczurów po prostu jest mu obcy. Z perspektywy dzisiejszego świata, część tekstów tutaj wydaje się wręcz groteskowa - ot, choćby ten do rozmarzonych "Latawców" z Grizleem na refrenie. Mimo to, od rapera biją życiowa mądrość i świadomość przyjętej postawy - nie ma już dwudziestu lat i ta odmienność nie jest u niego chwilową oznaką buntu. "(…) w rzeczywistość popyt, podaż /rzucam butelkę z benzyną jak Anoda” - tak brzmią dwa ostatnie wersy na tym krążku i - komu jak komu, ale akurat jemu się wierzy, że to nie jest tylko czcza gadanina. Pelson jest pierwszy do afirmacji prostego i godnego życia, ale i do głębokiej refleksji nad człowiekiem oraz wnikliwej miejskiej obserwacji.

W szacunku dla słowa i nieskomplikowanej, sugestywnej melodeklamacji jest stuprocentowo hiphopowy - tak samo jak stuprocentowo hiphopowe są bity na "Bumelancie". Ich autorami są Tort, Fleczer, Returnersi, Gedz oraz Bonez - wszyscy bez wyjątku stanęli na wysokości zadania. Nie spodziewajcie się cudów ani przesadnych eksperymentów – ta płyta dudni, pulsuje korzenną energią i najzwyczajniej w świecie dobrze brzmi. Mamy esencjonalny, mroczny Nowy Jork w kawałku "Miasto", mamy leniwe aranżacje (Tort!), a jeśli ktoś chciałby się doszukiwać analogii do nowych rzeczy - to powinien raczej zerkać w kierunku Oddiseego czy Black Milka. Klasycznie samplowane produkcje z dodatkowymi cutami (DJ-e: B, Te, Chwiał) w kilku utworach pasują pod stonowany, niespieszny rap gospodarza bez zarzutu.

Nie jest to płyta dla tych, którzy oczekują od tej muzyki nieustannej ewolucji, a jej wartość ustalają na podstawie ilości wyświetleń czy uniesionych kciuków. Pelson stylistyki nie zmienia, a konsekwentnie rozwija swoją - raptem nieco ponad półgodzinny "Bumelant" jest tego żywym przykładem. Żywym, mądrym, celnym i bezkompromisowym. Pewna marka.