FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Dagadana - Meridian 68

Dagadany wyprawa na wschód warta jest zachodu.

Była już Dagadana młodym, skłonnym do eksperymentów zespołem, który do tego, co tradycyjne, podszedł przygodowo. Była też bardziej ułożoną, elegancką, wieczorową formacją pieszczącą się z brzmieniem i precyzyjną wykonawczo. Na swojej poprzedniej płycie jakby usiłowała znaleźć balans między tym co daje oddech, znamionuje klasę i manifestuje dojrzałość, a tym pazurkiem dwóch charakternych dziewczyn wspartych przez lubiącą poszaleć sekcją rytmiczną. Co dzieje się tym razem?

Reklama

Płyta jest o miłości, ale takiej, która niejedno ma imię - potrafi być mezaliansem, zderzyć się z małżeńską decyzją wymuszoną przez rodziców, biedą, pachnieć zazdrością, niespełnieniem. Ba, czasem musi wręcz ustąpić śmierci! Teksty i melodie, zazwyczaj mocno zakorzenione w folklorze polskim i ukraińskim, dobrane bez ciśnienia na wyszukanie tych najrzadszych, zostały ożywione dawką dalekowschodniej egzotyki. Dograno partie śpiewu gardłowego, wiolonczeli, rozbrzmiewa morin chuur, mongolski instrument strunowy. Część nagrań zrealizowano w Chinach.

Kompozycje żyją. Mamią swoją łagodnością, by się słuchaczowi zerwać. Stosują klasyczne ornamenty, żeby się "rozjazzować". Cieszą ucho wieloma starannie przemyślanymi planami, sytuacją, gdy muzyka reaguje na tekst. Gdy w śpiewanym w kurpiowskim dialekcie "Jestem sobzie starozina" odbijają się te opóźnione wokale, mam wrażenie, że to celowe, żeby nawiązać do echa towarzyszącego nieraz puszczańskiemu repertuarowi. Nieprzypadkowy wydaje się wojskowy werbel w "U poli bereza" i uwypuklona elektronika, kiedy tylko matka powracającego wojaka wyraża swoje niezadowolenie z nowej synowej. Lubię kontrasty. Delikatne wokale pod całkiem intensywny groove w "Siałem proso na zagonie" i przejście w tę kołysankę pod smyczki. To jak prosta weselna przyśpiewka "Nie będę się kłopotała" nabiera wyrafinowania.

Sporo mogę pochwalić, bo Dagdana to zespół niepowtarzalnej chemii między dwiema świetnie przygotowanymi wokalistkami (Dagą Gregorowicz i Daną Vynnytską), powściągliwości (oszczędzono nachalnych, obliczonych na efekt zderzeń kulturowych ), dorosłości. Dalekim wschodem nikt tu przesadnie nie epatuje, do tradycji podchodzi się z szacunkiem, ale nie na kolanach, a odmienne tropy splata w przemyślaną wypowiedź.

Co imponuje mi najbardziej, to to, że "Meridian 68", aranżacyjnie całkiem bogaty, porywa już wtedy, gdy na emocjach grają przede wszystkim głosy. Tak dzieje się w rozsławionym przez Euromajdan, nagrywanym gdy na Ukrainie było całkiem gorąco, "Plywe kacza po Tysyni" i prześlicznym "A w tomu sadu". Miło po raz kolejny przekonać się, że eklektyzm Dagadany to świadomy wybór, niczego nie maskuje i nie przykrywa.