Red Emprez: Wejść do rzeki z aligatorami... w mięsnym stroju Gagi



FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Red Emprez: Wejść do rzeki z aligatorami... w mięsnym stroju Gagi

"Śpiewanie po angielsku to trochę strzał w stopę, jesli chodzi o playlisty radiowe, które obecnie powinny mieć 1/3 polskojęzycznych piosenek. Trudno, Red Emprez ma sens po angielsku".

Red Emprez na scenie funkcjonują już kawał czasu. Mają umiejętność łączenia ognia z wodą, czyli publiki mrocznej i zupełnie niemrocznej. Ale nadal nie ma ich w szerokim polskim mainstreamie. Czy nowa płyta jest szansą na przełamanie złej passy? O "Reborn" rozmawialiśmy z Michałem Franczakiem, klawiszowcem i kompozytorem grupy.

Czytaj wywiad poniżej.

Noisey: Czyli po nieskończonych, zdaje się, perturbacjach nowy album w końcu jest..?
 …skończony, dopieszczony i zmasterowany. Zajęło to w sumie półtora roku. Od jesieni 2014 do tegorocznego maja, ale to juz koniec zmagań, jedna z tych chwil, gdy życie znowu jest piękne.

Reklama

Dla wielu słuchaczy zaskakującą będzie bardzo konkretna zmiana brzmienia, czy wręcz całościowa zmiana kierunku muzycznego…
Nie zgodziłbym się, że to zmiana drastyczna. Jasne, znacznie mniej jest tutaj agresji, industrialowych wstawek, mocniejsze eksperymenty wokalne też występują raczej szczątkowo, ale nadal jest to nostalgiczno-energetyczna elektronika. Może nie przypomina numerów takich, jak "Circle" z naszej drugiej płyty "On the Leash", ale wcale nie jest tak daleka od "Caress Me" z pierwszego albumu. To co jest nowością, to duża spójność tego materiału, który udało się utrzymać (mniej lub więcej) w ramach stylistyki synthwave i new retro wave. Nadal kręcą nas numery, które włącza się do jazdy samochodem, mozesz nazwać to "muzyką drogi". Jazda autem w nieznane najlepiej definiuje cały synthwave. No, może dodałbym do tego klasyczny jasny werbel z bramkowanym pogłosem, vintage-owe niestabilne syntezatory i teledyski na taśmie VHS.

Co było inspiracją dla nowych brzmień? 
Tak jak stare albumy były inspirowane minimalistycznym elektro Fisherspooner czy Tigi (choć minimalistyczne te dwa projekty nie są), tak na ten materiał wpłynął oczywiście i film "Drive", Kavinsky i zespoły takie, jak Desire, FM-84 czy ze starszych - Duran Duran i cała cukierkowa fala lat osiemdziesiątych. Słodyczy na płycie udało nam się uniknąć, bo nie lubimy przesadzać, nawet jeśli czasami ocieramy się o kicz. Od początku zakładaliśmy, że ta płyta będzie bardziej piosenkowa, mniej agresywna, szukaliśmy takich rozwiązań, które są w stanie udźwignąć melodyjność bez wpadania w banał. W efekcie tych poszukiwań synthwave w naszej muzyce pojawił się naturalnie. Nie jest to do końca pop, mamy za to sporo tricków w zanadrzu, by podtrzymać uwagę słuchaczy. Po kilku numerach już wiedzieliśmy, że ta płyta będzie utrzymana w tej stylistyce, mimo, że niczego z góry sobie nie narzucaliśmy.

Reklama

W międzyczasie mieliście "epizod akustyczny", możesz powiedzieć o tym coś więcej?  Dlaczego nie zdecydowaliście się na granie w taki sposób?
Ciągle planujemy, co zrobimy z numerami akustycznymi, które udało nam się zarejestrować między drugim, a aktualnym albumem. Powstało około "pół" płyty - 6 numerów. I mieliśmy pomysły na kolejne trzydzieści, jednak - przyznać to trzeba - nie gramy na gitarach, a powiększać składu nie chcieliśmy, więc poruszanie się w brzmieniach akustycznych w chwili, gdy większość brzmień trzeba emulować okazało się karkołomnym zadaniem. Tworzenie z każdym kolejnym numerem było coraz wolniejsze i bardziej frustrujące.

W pewnym momencie usiedliśmy do aranżacji elektronicznej i znów się zszokowaliśmy, jak łatwo przychodzi nam działanie w tej stylistyce. To był moment przełomowy, gdy zostawiliśmy etap akustyczny za sobą, praktycznie bez żadnego oficjalnego wydawnictwa. Co nie znaczy, że tak będzie na zawsze. Nie pozwolimy jednak, żeby eksperymenty po raz kolejny zablokowały nam to, co naprawdę lubimy i w czym czujemy się jak ryby w wodzie, czyli rejony elektroniki. Raczej należy spodziewać się, że ścieżka akustyczna albo akustyczno-elektroniczna, będzie naszym alternatywnym projektem, który - jeśli czas pozwoli - zacznie żyć własnym życiem obok Red Emprez, pod osobnym szyldem.

Nadal szukacie wydawcy, czy ktoś już was przytulił?
Wysłaliśmy płytę do polskich wydawnictw, ale ostatecznie wydaliśmy ją samodzielnie. Nie ma co ściemniać – zainteresowanie takim projektem z ich strony nie było szalone, a jedna z propozycji była taka: "tworzycie świetny materiał, aranżacje na klasę światową, ale zacznijcie tworzyć po polsku". Fajnie, tylko Red Emprez nigdy nie było polskojęzycznym zespołem i nie mamy zamiaru go w taki zamieniać. Zresztą nie widzimy powodu - no bo czy język angielski jest za elitarny, niezrozumiały, nie przekazuje emocji, które trafiają w gust naszej publiki tak, jak polskie piosenki? Wiele polskich zespołów, które tworzy angielskie piosenki się z tym nie zgodzi. Jasne, że śpiewanie po angielsku to trochę strzał w stopę, jeśli chodzi o playlisty radiowe, które obecnie powinny mieć 1/3 polskojęzycznych piosenek. Trudno, Red Emprez ma sens po angielsku. Jeśli będziemy tworzyć coś po polsku, a są takie plany, to też będzie to powstawało pod innym szyldem.

Reklama

Chillwave/synthwave i okolice trzymają się mocno za naszymi wschodnimi granicami: w Rosji czy na Ukrainie. Myślisz, że i u nas jest klimat na takie granie?
Jeśli są w Polsce fani Kavinskiego, Chvrches, jeśli przy muzyce lat osiemdziesiątych widać tłumy na parkietach, jeśli ludzie skaczą do Billie Jean czy Simple Minds, to twoje pytanie uznaję za retoryczne. Muzyka sprzed trzech dekad ma duży i ponadczasowy potencjał. Swego czasu wyrugowała wszelkie inne gatunki z popu, po prostu je wymiotła ze stacji radiowych i parkietów. To czysty, emocjonalny przekaz z dużą dawką lukru, to prawda, ale bardzo strawny. Zatem klimat na taką muzykę jest i to nie tylko u nas, czy za wschodnią granicą. Czy uda się jednak z nią przebić zespołowi, którego członkowie nie byli nigdy w Modern Talking? To już inna kwestia.

Nie martwicie się tym, że prawdopodobnie mocno przetasuje się wam fanbase?
Nie bardzo. Po pierwsze - nasi fani zawsze najmocniej reagowali na nostalgiczno-ejtisowe "Caress Me", więc nowa płyta powinna im przypaść do gustu. Z sygnałów po premierze widać, że tak właśnie jest. Po drugie - od ostatniego wydawnictwa minął naprawdę szmat czasu ["On the Leash" chłopaki wydali w 2009 roku - przyp. red.]. W tym momencie nie chodzi o samo zachowanie bazy starych fanów, którzy często poszli już w innych kierunkach. Tu chodzi o zbudowanie swojej publiki od nowa. Stąd też tytuł - "Reborn". W tym sensie można powiedzieć, że znowu jesteśmy debiutantami.

Gracie koncert z Agressivą i Closterem. Myślisz, że nowe produkcje Red Emprez jeszcze jakkolwiek licują z tym co oni grają?
A kiedykolwiek licowały? Ani oni nie grali jak my, ani my nie graliśmy jak oni. Jednak zarówno ich, jak i nasza publika to fajne, otwarte osoby, które lubią emocje, zarówno te przekazywane w ich brzmieniach, jak i naszych. Może to kwestia niskiego wokalu Adama, może pewnej słodko-gorzkiej stylistyki, lekkiego mroku w aranżacjach. Nigdy nie byliśmy w stu procentach true-goth i nigdy do tego nie aspirowaliśmy. A jednak nigdy nas to środowisko nie odrzuciło, wręcz przeciwnie - wiele zawdzięczamy ludziom związanym ze sceną gotycką – zarówno organizatorom imprez czy koncertów, jak i fanom. Polubili nas mimo naszych czasem zupełnie niegotyckich eksperymentów, co nas bardzo cieszyło, bo od momentu powstania zespołu nie wyobrażaliśmy sobie, że będziemy robić cokolwiek innego niż to, co nam sie podoba. Umizgi "pod publiczkę" powodują, że traci się autentyzm, a muzyk na scenie gra rolę, której nie czuje. To nie dla nas.

Jak cię znam, to pewnie pomimo tego, że nówka dopiero gotowa, twoja szuflada z pomysłami pęka pewnie w szwach. Macie już z Adamem koncepcję na kolejną studyjkę? Znowu poczekamy pięćset lat?
W szufladzie pomysłów aż nadto. O części już wspomniałem. Oprócz tego, że przymierzać będziemy się do następnej płyty Red Emprez, chcielibyśmy powydawać pod innym szyldem numery, które do tej stylistyki nie pasują, ale naszym zdaniem warto je pokazać publice. A kolejna rzecz to wspomniany projekt polskojęzyczny, do którego właściwie mam już jedenaście numerów, czy raczej melodie, zwrotki i refreny, które trzeba zaaranżować. Ale o nim jeszcze nie chcę mówić. Czy zobaczymy nowe rzeczy za 500 lat? No może optymistycznie, za 250… (śmiech)

Obaj macie normalną pracę. Myślisz, że bylibyście dalej, gdybyście na sto procent poświęcili się Red Emprez? Czy może jednak w naszym kraju stawianie tylko na muzykę to zbyt wielkie ryzyko?
Nie większe niż wejście do rzeki z aligatorami w mięsnym stroju Lady Gagi (śmiech). Wierzymy w to, że można zachować balans między pracą a sztuką i od lat jakoś się to sprawdza. Na szczęście. Inaczej pewnie byśmy nie rozmawiali…

Zdjęcia: Gosia Żuk