SZA - Ctrl

FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

SZA - Ctrl

"Kto z kim przestaje, takim się staje", głosi polskie przysłowie. Dla SZA dołączenie do ekipy TDE okazało się jak wygrana na loterii.

Do szczęśliwego końca często prowadzi bardzo zawiła, pełna trudnych chwil, a nawet łez i nagłych odwrotów droga. Jeśli uznamy, że dla SZA "Ctrl" stanowi swoisty pamiętnik oraz przypomnimy sobie jej perypetie wydawnicze w ostatnich miesiącach, możemy tej teorii po raz kolejny w pełni się ukłonić. Bo ten album miał się ukazać już dawno, dawno temu, a na początku tego roku nie tylko przełożono datę oficjalnej premiery, co wręcz spekulowano o odejściu artystki z TDE i poszukiwaniach nowej artystycznej oraz wydawniczej ścieżki. W końcu jednak życie, życie jest nowelą i czerwiec przyniósł jedno z najbardziej wyczekiwanych wydawnictw na scenie R&B. Oczywiście ostatecznie w oficynie, której zawierzyli m.in. Kendrick Lamar, Schoolboy Q czy Isaiah Rashad.

Reklama

Niby wiadomo było, czego się możemy po "Ctrl" spodziewać, bo SZA swoimi epkami, pojedynczymi singlami i tuzinem doskonałych gościnek, zaznaczyła bardzo wyrazisty styl, który wiele osób odnosiło wprost do twórczości Eryki Badu dwie dekady temu. Tylko że właśnie wzbogacony, odświeżony o to wszystko, co w międzyczasie zmieniło się w R&B, hip-hopie i soulu.

Niespodzianki jednak są, bo za takie należy uważać chociażby to, że gospodyni w utworach, w których wspomagają ją zacni goście (Lamar, Rashad i Travis Scott), nie zostaje w ogóle w tyle, lecz jest równorzędną partnerką. To żywy dowód, iż łączenie tak w warstwie bitowej, jak i czysto wokalnej R&B z hip-hopem zawsze się obroni, o ile zachowany jest smak, o ile skonfrontuje się style artystów, da im pole do popisu na równi. No i rzecz jasna, o ile są to współprace na zasadzie rzeczywistej chemii, a nie tak częstego układu dodawania nazwisk, by zyskać jak najszerszy rozgłos. Na "Ctrl" wszystko wypada świetnie, a moim faworytem jest "Pretty Little Birds", bo to kolejna już kooperacja SZA z Isaiahem Rashadem, która wskazywać może na to, że w kwestii wrażliwości i spojrzenia na życie są oni bliźniętami.

Niespodzianką jest też to, że w warstwie muzycznej mamy znacznie więcej alternatywnych elementów, niż można było się spodziewać. I że nijak nie wpłynęło to na brzmienie całości, która jest R&B pełną gębą, czarną muzyką najwyższych lotów. Najlepszy dowód? Chyba wskazałbym "Prom". Redaktorzy serwisu "Pitchfork" stwierdzili wręcz, że "Ctrl" niejako przesuwa granice tego gatunku, czyni go jeszcze szerszymi, pod czym mogę się w pełni podpisać.

Co jeszcze może ujmować w tym albumie? No przede wszystkim sama SZA, której głos jest niepodrabialny, a image i teksty wskazują na bycie typową dziewczyną z sąsiedztwa. Potwornie wrażliwym, ale jednak lekkoduchem, gałganem o gołębim sercu, ale i zdolnością do rzucenia się na kogoś z otwartymi pięściami, gdy tylko się ją zrani albo trzeba będzie ruszyć na odsiecz kumpeli. Jestem dziwnie przekonany, że każdy zna takie dziewczyny, w głębi duszy cholernie je lubi. W głębi duszy współczuje im, gdy śpiewają o niespełnionych uczuciach, a - i to będąc facetem - wspiera dobrym słowem, gdy bezlitośnie rozlicza się z głupotą oraz samolubnością głąbów, których spotkała na swojej drodze. A to wszystko dlatego, że SZA jest potwornie autentyczna, szczera, gra w otwarte karty, znaczone uczuciami bliskimi każdemu z nas.

No i w zasadzie tylko jedno na "Ctrl" mi się cholernie, ale to cholernie nie podoba. Dlaczego kapitalnie wyprodukowane (future soul najwyższych lotów) "Wavy (Interlude)" z Jamesem Fauntleroyem to tylko niewiele ponad minutowy przerywnik?! Ten kawałek powinien mieć przynajmniej 3 zwrotki i trwać kilka minut. Tak się po prostu nie robi!

"Ctrl" ma dużą szansę, żeby za kilka lat być stawiane za wzór współczesnego R&B. Tak jak jej koledzy z TDE wyznaczają w dużej mierze kurs tego, co dzieje się w rapie na amerykańskiej scenie, tak SZA nagrała album, który może stać się dla was muzycznym przewodnikiem i najbliższym przyjacielem.