FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Moderat - Live

Po co wydawać koncertowy album z muzyką elektroniczną? Jeśli zadajecie sobie takie pytanie, "Live" Moderata może być na nie najlepszą odpowiedzią.

Czasem trudno mi zrozumieć zasadność wydawania płyt koncertowych, a już w szczególności wtedy, kiedy robią to producenci muzyki elektronicznej. Często jednak okazuje się, że to najlepszy sposób na przedstawienie organiczności tej muzyki, choć akurat Moderat dają temu dowód także w studyjnych wersjach swoich utworów. Dzięki ich najnowszemu wydawnictwu możemy bardzo mocno poczuć klimat jaki panuje na sali, kiedy - na przykład - "Nr. 22" wprowadza w atawistyczny trans tysiące słuchaczy. A kto choć raz był na koncercie Moderata wie, że jest to przeżycie graniczne.

Reklama

Ich "Live" zbiera czternaście produkcji, w tym ich największe (można użyć tego słowa?) przeboje, z "Rusty Nails", "Bad Kingdom" czy "Damage Done" na czele. Od razu pozwolę sobie na odrobinę malkontenctwa z poczucia poważnego braku "Therapy" i "Let In The Light" na trackliście. Podejrzewam jednak, że to wybór czy raczej rezygnacja świadoma. Nie wszystko z koncertów Moderata - jak na przykład ostatnia ze wspomnianych produkcji - zagrana z płyty, nawet jeśli zarejestrowana w najlepszej jakości, pozwoli poczuć odpowiedni klimat bez towarzystwa świateł i wizualizacji. Moderat dobrali więc taki repertuar, który sprawdzi się na krążku bez całej wizualnej otoczki.

Zabrakło zatem paru ulubieńców, ale to co dostajemy w zamian, to znakomite odbudowanie koncertowej atmosfery. Słuchając czasem zaledwie śladowo różniących się od wersji studyjnych koncertowych wykonań "A New Error" albo "Remindera", śledzimy całą grę napięć i rozładowań jaką Moderat tworzą podczas swoich koncertów. Wrażenia dodatkowo potęgują zarejestrowane odgłosy z publiczności - krzyki, westchnienia, ekstaza na dropach. Ponadto, choć jak wspomniałam większość utworów przeniesionych jest na koncert w wersji niemalże jeden do jeden, to trio jednak bawi się w delikatne eksperymenty i improwizacje. Zdarzają się też błędy - chociażby intonacyjne, nadające smakowitego "brudu" nagraniom. Entuzjastów autentycznego koncertowego brzmienia powinno ucieszyć, że płyta nie została z nich wyczyszczona.

"Live" Moderata to jednak propozycja przede wszystkim dla fanów, wiernych fanów, twórczości berlińskiego tria. Takich którzy lubią niemal studiować brzmienie ulubionych produkcji, którzy kochają swój zespół i chcą poznawać go z każdej możliwej strony. Także dla tych, którzy na koncercie Moderata już byli i chcieliby mieć cząstkę tej atmosfery w swoim domu. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby w słuchaniu albumu odnalazł się ktoś, kto przez "Live" poznaje twórczość Moderata. Wyjąwszy wspomniany na samym początku "Nr.22". Tu zbudowali takie transy, takie hipnotyczne ośmiominutowe misterium, że weźmie wszystkich - nawet, jeśli Moderata wcale nie lubicie…