FYI.

This story is over 5 years old.

Vice Blog

Droga od ultraortodoksyjnej Żydówki do nagiej modelki i artystki

Zaczęłam czuć się dobrze w mojej skórze. Zaczęłam czuć się pewniej z moim ciałem

Piwnica w Bushwick wypełniona była szmerem rozmów młodych artystów i wykonawców w srebrnych tank topach i kwiecistych spódnicach. Zapadła cisza, gdy kobieta z długim, czarnym warkoczem usiadła na wielkim krześle. Aby zakomunikować, że jej występ już się zaczął, pochyliła się nad modlitewnikiem i zaczęła kołysać.

– Zostałam wychowana na aideleh maideleh – dobrą, pokorną i nieśmiałą Żydówkę – przemówił z głośnika monotonny, kobiecy głos w czasie, gdy kobieta kołysała się w przód i w tył nad swoją książką. – Nazywam się Sara Erenthal. Jestem artystką.

Reklama

Przedstawienie było intensywne i bardzo osobiste. Jej wydobywający się z głośników głos, układał się w melodyjnie brzmiące zdania, tworzące historię o tym, że będąc ultraortodoksyjną Żydówką uczoną, że bycie skromną jest jej najważniejszym obowiązkiem jako kobiety. Erenthal wyliczyła surowe prawa, których musiała przestrzegać: zasłonięte kości obojczykowe, pończochy, spódnica 15 cm za kolano. Erenthal wstała i dotknęła mającego na sobie kostiumu, jej pierś się unosiła i opadała gwałtownie.

– Moje włosy zawsze związane w warkocz – rozbrzmiewał głos, gdy Erenthal chwyciła swoje włosy. – Tego najbardziej nienawidziłam.

Podczas gdy twarz pozostawała bez wyrazu, Erenthal opisywała dzieciństwo napiętnowane zakazem nagości, nawet podczas przebierania się oraz skromny kostium kąpielowy na obozie, gdy chciała popływać, nazywany sukienką do pływania.

– Myślałam, że odejście jest niemożliwe – powiedziała. – Powiedzieli nam, że jeśli odejdziemy, nie przetrwamy.

Zdjęcie: Flickr/Disparte

Erenthal zaczęła rozplątywać warkocz, a głos opowiadał o jej odejściu ze społeczności, jej samotności, pierwszym razie. Opisując swoją pierwszą parę dżinsów, trudności w znalezieniu własnego stylu, problemy w pokazaniu po raz pierwszy skóry i pozwoleniu dotknięcia swojego ciała – zaczęła się rozbierać.

Unosząc nożyczki, Erenthal odcięła warkocz i zaczęła mówić, jak wszystko z czasem uległo poprawie.

– Zaczęłam czuć się dobrze w mojej skórze. Zaczęłam czuć się pewniej z moim ciałem – powiedział głos, a Erenthal rozpięła i zdjęła spodnie. – Pewnego dnia pomyślałam, że potrzebuję pracy – Erenthal zdjęła top. – Jako artystka musiałam znaleźć kreatywny sposób, aby związać koniec z końcem – zdejmując stanik, Erenthal opisywała, jak zaczęła pracować jako modelka, pozująca nago w szkole plastycznej. – To było dziwne uczucie, siedzieć tak, wystawiona na widok przed grupą nieznajomych, bojąc się, że moje niedoskonałości zostaną ocenione – powiedziała, zdejmując resztę ubrań. – Ale musiałam to zrobić dla własnego dobra. Musiałam pozbyć się tego piętna, tego wstydu związanego z nagością. Czułam się całkiem dobrze – opowiadała Erenthal, całkowicie naga. – Czułam się taka silna. Jednak mój umysł wciąż był gdzieś indziej. – Krzyżuje ręce na swoich piersiach.

Reklama

Ściągając to, co pozostało z peruki, i ukazując rozjaśnione blond włosy, Erenthal stała przed lustrem, a głos wydobywający się z głośnika opowiadał o tym, że teraz stara się patrzeć na swoje niedoskonałości jak na coś unikalnego. Seks sprawia jej przyjemność jak nigdy wcześniej. Jednak jej przeszłość wciąż ją dogania.

– Zdarzają się chwile, gdy czuję wstyd… Wciąż nad tym pracuję – wyznała Erenthal, unosząc ręce na znak zwycięstwa, w aplauzie.

Zdjęcie: Flickr/Disparte

Wcześniej tego dnia odwiedziłam Erenthal w jej mieszkaniu, gdzie towarzyszyła jej ekipa filmowa nagrywająca film dokumentalny o ludziach takich jak ona, którzy opuścili ultraortodoksyjny świat. Określani skrótem OTD – „Off the Derech" (derech znaczy w języku hebrajskim „ścieżka"), ciludzie dokonują wielkich zmian. Brak świeckiej edukacji w ultraortodoksyjnych szkołach sprawia, że trudno im osiągnąć stabilizację finansową i wielu z nich cierpi z powodu odrzucenia przez rodzinę. Droga od ultraortodoksyjności do życia świeckiego jest trudna, pełna problemów w tak podstawowych kwestiach, jak znalezienie mieszkania czy zbudowanie normalnej relacji z osobą odmiennej płci. Członkowie tej społeczności są w grupie wysokiego ryzyka, jeśli chodzi samobójstwa. Dwa tygodnie temu 29-letnia Faigy Mayer, przedsiębiorczyni w dziedzinie technologii, która odeszła z Belz Hassidic, odebrała sobie życie, dołączając do dużego grona samobójców pochodzących z tej społeczności.

Reklama

Mimo tych wyzwań, a może właśnie dzięki nim, jednostki te utworzyły własną grupę. Niektórzy, tacy jak Shulem Deen i Leah Vincent, spisali wspomnienia o walce o samodzielne życie. Inni, jak Sara Erenthal, zaczęli tworzyć sztukę.

Zdjęcie: Flickr/Renata Bystritsky

Erenthal jest niska, ma piwne oczy i tlenione blond włosy, które, gdy się spotkałyśmy, były upięte ciasno przy głowie – jak większość z jej dzieł, jest to zawłaszczenie jednego z najgorszych ograniczeń z jej dzieciństwa. Miała na sobie widoczny spod szarego tank topu stanik w cętki i rybaczki, ukazujące tatuaże z henny, które sama namalowała na nieogolonych nogach. Jeden przedstawiał Żyda, drugi młodą dziewczynę. Sztuka Erenthal ma geometryczny charakter, symbolizuje, że pojawiające się postacie są ze sobą powiązane, tkwią uwięzione w swoich abstrakcyjnych obrazach.

Erenthaldorastała w sekcie Neturei Karta – odłamie judaizmu nieznanym nawet dla większości Żydów. Ultraortodoksyjni, lecz nie chasydzi, Neturei Karta są antysyjonistami i do tego stopnia sprzeciwiają się Państwu Izraelskiemu, że ich przywódca uczestniczył w konferencji w Teheranie na temat Holokaustu, w której brali udział również David Duke i Mahmud Ahmadineżad. Rodzina Erenthal przeprowadziła się z Izraela do Nowego Jorku i zamieszkała na Brooklynie, gdy Erenthal szła do szkoły średniej.

Siedząc na werandzie swojego mieszkania w Crown Heights, paląc skręcanego papierosa, Erenthal opowiadała o tym, że była młoda, gdy po raz pierwszy wyobrażała sobie swoją ucieczkę. Jej ojciec był porywczy i nie bez przyczyny Erenthal bała się Boga.

Reklama

– Byłam całkiem porządnym dzieckiem, choćby po to, żeby uniknąć bicia przez mojego ojca – wspominała. Pamięta żarliwe modlitwy, w których pytała Boga, dlaczego dał jej takie ciężkie życie. Lecz jej sytuacja się nie poprawiała, więc przestała się modlić – jednak wciąż udawała.

Od samego początku narzucany na Erenthal system wychowania jej nie pasował.

– Jestem urodzoną artystką – tłumaczyła. – Przyszłam na świat jako osoba, która chce robić rzeczy po swojemu. Nie rozumiałam, dlaczego wszystko musi być tak ortodoksyjne.

Zdjęcie: Sara Erenthal Art

Chociaż bardzo chciała uciec, wydawało się to niemożliwe. Często mówiono jej, że jeśli spróbuje odejść, skończy martwa lub uzależniona od narkotyków. Dopiero perspektywa aranżowanego małżeństwa w wieku 17 lat – po tym jak rodzina przeprowadziła się znowu do Izraela – skłoniła Erenthal do opuszczenia domu. Dalecy krewni zgodzili się jej pomóc, nakłonili do napisania wiadomości do rodziców: „Przepraszam, nie mogłam już tego znieść, muszę odejść, nie martwcie się o mnie, poradzę sobie".

Nie było łatwo. Chwilami Erenthal kwestionowała wszystko. „Na czym polega życie?" – zastanawiała się. „Dlaczego musi być tak ciężkie?". Brak rodziny wzmocnił poczucie odosobnienia, całymi nocami nie mogła spać, płakała.

– Jednak bardziej niż tęsknotę za domem czułam ulgę, że jestem z dala od rodziny – wspominała Erenthal. Odkąd pamiętała, zawsze chciała uciec. – Nigdy nie czułam się kochana ani tego, że komuś na mnie zależało. Musiałam sama troszczyć się o siebie.

Reklama

Po kilku latach spędzonych na zrzucaniu swojej religijnej skóry, Erenthal dołączyła do IDF, po czym przeprowadziła się ponownie do Nowego Jorku.

Gdy Erenthal potrzebuje wyrazić emocje, maluje, ale szczegóły jej wczesnych prac, tak jak jej przeszłości, są niejasne. Tak bardzo chciała pogrzebać czasy swojego dzieciństwa, że w pewnym momencie zapomniała, jak mówi się w jidysz. To, że chce być artystką, że jest artystką, dotarło do niej podczas podróży po Indiach, gdy miała dużo wolnego czasu dla siebie.

– Stało się to tak naprawdę wtedy, gdy pewien podróżnik spytał, czy może kupić jeden z moich rysunków – wspominała.

Będąc outsiderką, Erenthal nie ukończyła żadnej szkoły plastycznej, ale w Nowym Jorku wiedzie się jej dobrze. Większość jej obrazów zawiera tę widoczną wrażliwość obecną w jej przedstawieniu w Bushwick. Tak jak obraz wiszący na ścianie podczas jej występu przedstawiający dwie kobiety, obie z piwnymi oczami, trzymające się za ręce, jedna z długim warkoczem, druga z krótkimi włosami i kolczykiem w uchu. Obraz nazywa się „Moja współczesność wspiera moją przeszłość". W innym przedstawieniu Erenthal w peruce z czarnym warkoczem maluje rękoma zamoczonymi w czarnej farbie, a w tle za nią leci, w którym występuje – jest naga, krzyczy, obwiązana filakteriami.

Używanie przez Erenthal chasydzkiej metaforyki zdaje się przedłużać moment jej wyzwolenia, a nawet tworzy nowy symbolizm, przez który można postrzegać ultraortodoksyjne społeczności.

Charakter jej prac polega na tym, że wszystko, co jest zbędne, zostało usunięte. Potwierdza to zupełny brak emocjonalności, z którym Erenthal opowiada swoją historię. Gdy spytałam, kiedy zniknął jej gniew, uśmiechnęła się i powiedziała jedno słowo: „Sztuka". Sztuka jest dla niej pewnego rodzaju terapią:

– Za każdym razem, gdy coś tworzę, z czymś się rozprawiam.

Nowa Erenthal mieszka z trzema współlokatorkami w Crown Heights. Nie wierzy już w Boga, lecz nadal obchodzi niektóre żydowskie święta (szczególnie te związane z jedzeniem) i zaprasza na nietradycyjne szabatowe obiady.

– Jak młoda osoba czułabym się o wiele lepiej, gdybym wiedziała, że wszystko się ułoży – dodaje.