FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Co się stało z polskim jazz rapem?

Polska szkoła jazzu. Fenomen na skalę światową. Nasuwa się pytanie, dlaczego z jej dobrodziejstw w pełni nie korzystają rodzimi producenci hiphopowi?
N
tekst Noisey

Poniższy fragment pochodzi z artykułu Noisey Polska

Poszukiwania może warto rozpocząć od… Michała Urbaniaka, który przecierał szlaki polskim hiphopowcom, dzięki swojej serii "Urbanator". Był to jeden z kluczowych momentów, a może nawet ten najbardziej kluczowy, w polskich koneksjach jazzu z rapem.

Nie reprezentuję ani polskiego jazzu, ani polskiego hip-hopu. Od 1973 roku, czyli od kiedy na stałe zamieszkałem w Nowym Jorku, moja muzyka jest z nim związana. Moje ukochane miasto, mój ukochany Manhattan. Urbanator, Manhattan Man. Marzenia młodego chłopaka z Łodzi zostają spełnione. Od roku 1987 miałem czarnych nowojorskich poetów występujących z moim zespołem. W 1989 roku założyłem zespół Urbanator, w którym był raper. Zawsze miałem mocną sekcję rytmiczną z muzykami z Jamaica, Queens lub z Harlemu. Pierwsza płyta została nagrana w latach 1989-1991. Od tamtych czasów pracuję z raperami i DJ-ami w Nowym Jorku. Bywając w Polsce nawiązałem kontakty z polskimi hiphopowcami i… planuję z nimi projekt "Urbanator International". Zdradzę, że album jest w trakcie nagrywania.

Reklama

Każda część "Urbanatora" była szeroko komentowana w mediach i zdobyła olbrzymie grono wiernych fanów. Niespodzianką jest więc fakt, że Urbaniak po wielu latach ciszy od ostatniego projektu potwierdził prace nad nowym przedsięwzięciem. Jakie są szanse na dobry materiał? Wydaje się, że całkiem spore, tym bardziej że jest duża szansa na to, że kilku graczy z tego felietonu znajdzie się ostatecznie na trackliście. Którzy? O tym nie wypada jeszcze pisać, więc póki co niech to pozostanie tajemnicą.

Już nie przedłużając i przechodząc do sedna… Warto odświeżyć sobie kilka pozycji, które swego czasu mocno namieszały na polskim rynku muzycznym. Kilka płyt, kilku wykonawców, kolejność chronologiczna. Tak będzie najlepiej i chyba najbardziej sprawiedliwie.

O dwóch legendarnych albumach Starego Miasta powiedziano w zasadzie wszystko. Jedną z największych porażek całego polskiego hip-hopu jest to, że ten nigdy nie doczekał się kolejnego albumu Dizkreta i spółki. A szkoda, bo zarówno "Stare Miasto" jak i "Minuty" to niezaprzeczalne klasyki polskiego rapu. Dwie płyty, które skutecznie pokazywały, że w ówczesnej Warszawie zdominowanej przez uliczne brzmienia można robić ciekawy i pozytywny hip-hop czerpiący z dokonań The Pharcyde i A Tribe Called Quest.

To nie koniec. Resztę przeczytasz na Noisey Polska