Po siedmiu latach koncertowania i nagrywania zacząłem postrzegać swoją osobę jako "sławną", a przynajmniej w przyjętych przez siebie kategoriach sławy. Moje sny stały się rzeczywistością, choć w dalszym ciągu nie potrafiłem odnaleźć się w nowym środowisku. Nie mogłem sobie poradzić i popadłem w coś, co można nazywać kryzysem tożsamości. Czarne myśli wywołały mocne skonfundowanie. Nie wiedziałem już, czy to co mam jest tym, czego naprawdę pragnąłem i potrzebowałem w swoim życiu, a chwilami miałem nawet problemy, by stwierdzić co jest faktycznie realne.
W trakcie tego osobistego załamania potraktowałem muzykę jako formę terapii, a ona pomogła mi pokonać wewnętrzny ból, który czułem. Słuchałem w kółko tej samej ambientowej piosenki, by odizolować się od rzeczywistości. Na nowo pokochałem przestrzeń.
Po takim opisie z niecierpliwością wyczekuje tego, co spotka nas na "Boo Boo". Na razie jednak rozsiądźcie się wygodnie, zrelaksujcie i odpłyńcie przy pastelowych dźwiękach "Girl Like You". Znajdziecie tę piosenkę powyżej.Śledźcie Lauren na Twitterze.Z biegiem czasu poczułem się gotowy do pracy nad nowym materiałem. Wiem, że idea przestrzeni bez muzyki, była tym co pchało moją twórczość do przodu. Wśród artystów, którymi się wtedy inspirowałem znajdziecie niemalże każdego, od Travisa Scotta po Daft Punk, od Franka Oceana po Oneothropix Point Never, Kashifa i Gigiego Masina. Doszedłem do wniosku, że wspólnym mianownikiem dla twórczości tych artystów było ich przywiązanie uwagi do poczucia przestrzeni lub jego braku. Mając to w głowie, postanowiłem stworzyć popowe nagranie. Ten pomysł przekuł się w "Boo Boo".