Osiem zapomnianych musicali, które musisz zobaczyć

FYI.

This story is over 5 years old.

Obiektywnie zajebiste rankingi

Osiem zapomnianych musicali, które musisz zobaczyć

Kochacie "Chicago", "Grease", "Hair"? My też. Ale tym razem sprawdźcie mniej znane oblicza gatunku reanimowanego ostatnio przez "La La Land".

"Trzy małe swingi" (1957)

Autor tego polskiego tytułu powinien dostać Pulitzera. A przynajmniej zrobić szaloną karierę w copywritingu. "Three Little Bops" były swego czasu znane w Polsce również jako "Trzy małe jazzmanki". Krótkometrażowy film wchodzący w skład warnerowskich "Zwariowanych melodii" to pastisz klasycznej bajki, w którym świnki grają w jazzbandzie, a duży zły wilk tradycyjnie robi dużo zamieszania. Siedem minut swingu od Shorty'ego Rogersa w połączeniu z dowcipną kreskówką gwarantuje przednią zabawę.

Reklama

"Boy Friend" (1971)

Ekranizacja scenicznego musicalu Sandy'ego Wilsona to dość zaskakująca pozycja w filmografii czołowego brytyjskiego prowokatora Kena Russella, tym bardziej że nakręcona zaraz po słynnych "Diabłach". "Boy Friend" powinien się spodobać fanom "La La Landu". To utrzymana w stylistyce retro historia młodej aktorki zmuszonej wybierać między karierą a miłością. Fantazje bohaterki ilustrują przepiękne sekwencje wokalno-taneczne (taniec na płycie gramofonowej, ach!), niektóre sparafrazowane później przez Coenów w "Big Lebowskim". Film stanowi zarazem hołd dla Hollywoodu lat 20. i 30. Występującą w roli głównej Twiggy nagrodzono Złotym Globem, a na drugim planie widzimy tu także naszego Władka Sheybala.

"Upiór z raju" (1974)

Glamrockowy pastisz "Upiora w operze", inspirowany również "Faustem" i "Portretem Doriana Graya". Film De Palmy nigdy nie przebił się do masowej świadomości z siłą "Rocky Horror Picture Show", nigdy też nie zyskał tak kultowego statusu, jak "Tommy" Russella - niemniej w niczym tym tytułom, bliskim mu estetycznie i "duchowo", nie ustępuje. Czysty odlot.

"Breaking Glass" (1980)

Nowofalowa wersja "Narodzin gwiazdy" od Briana Gibsona, późniejszego twórcy "Tiny" i "Szalonej kapeli". Na poły biograficzny film obrazuje drogę zbuntowanej punkówy do sławy, od zapyziałych londyńskich pubów po duże sceny. W głównej roli występuje Hazel O'Connor, a ścieżka dźwiękowa wyprodukowana przez Tony'ego Viscontiego stanowi zarazem debiutancki album wokalistki, która od tamtej pory wypuściła ponad dwadzieścia płyt. Legenda głosi, że Lady Gaga swój sceniczny image wzorowała w dużej mierze na bohaterce Hazel z "Breaking Glass". Film nie do przegapienia dla miłośników ejtisów w wydaniu wyspiarskim (młodzi Jonathan Pryce i Jim Broadbent oraz epizodyczny Paul McCartney też nie do pogardzenia).

Reklama

"Ten od serca" (1982)

Miał kosztować dwa miliony dolarów, ale budżet rozrósł się do dwudziestu pięciu milionów, co doprowadziło Francisa Forda Coppolę na skraj bankructwa i omal nie zrujnowało mu kariery. Twórca "Ojca chrzestnego" miał już wcześniej na koncie jeden przychylnie przyjęty musical ("Tęcza Finiana"), ale świeżo po "Czasie apokalipsy" świat nie był gotowy na quasi-broadwayowski spektakl o parze kochanków, którzy rozstają się w piątą rocznicę związku, przypadającą akurat na Dzień Niepodległości, i spędzają szaloną noc w Las Vegas z nowo poznanymi osobami. Co zdumiewające, w filmie śpiewa tylko jedna ekranowa postać, i to tylko raz (Nastassja Kinski wykonująca "Little Boy Blue"). Co jeszcze bardziej zdumiewające, ścieżkę dźwiękową do tego ekstrawaganckiego dzieła skomponował Tom Waits, nominowany zresztą za swą pracę do Oscara. Pokochacie lub znienawidzicie, ale musicie obejrzeć.

"Powrót Kapitana Niezwyciężonego" (1983)

Wbrew temu, co może sugerować tytuł, nie jest to sequel, tylko oryginalny film stanowiący parodię kina superbohaterskiego. W roli herosa borykającego się depresją i alkoholizmem występuje sam Alan Arkin, natomiast arcyłotra odgrywa z właściwym sobie wdziękiem Christopher Lee. Sporo świadomego kiczu, kampowe numery musicalowe, must-see dla wielbicieli kina klasy B. No i argument dla popkulturystów nie do przecenienia - to był ulubiony film Terry'ego Pratchetta.

Reklama

"Absolutni debiutanci" (1986)

Swego czasu absolutna klapa artystyczna i finansowa, po trzech dekadach zasługuje na rehabilitację. Sporo wdzięku zachowało to londyńskie love story z napięciami rasowymi w tle - ogląda się to dziś trochę jak brytyjską odpowiedź na "Lakier do włosów". Przyjemne piosenki, świetna scenografia, duch wyspiarskiej popkultury lat 50., młodziutka Patsy Kensit, zjawiskowa Sade, David Bowie ze swym wielkim przebojem "Absolute Beginners". Fair enough.

"Szczęście rodziny Katakuri" (2001)

Wyobraźcie sobie remake "Dźwięków muzyki" od Takashiego Miike, gdzie zamiast zakonnic tańczą zombiaki, a rodzinna sielanka w pięknych okolicznościach przyrody zakłócana jest co i rusz a to przez samobójstwo, a to przez śmierć zawodnika sumo, który umiera podczas seksu ze swoją nieletnią dziewczyną. Tak, tytułowa familia Katakuri, prowadząca pensjonat w górach, nie ma łatwego życia - ale mimo to, kiedy tylko może, umila je sobie tańcem i śpiewem. Rewelacyjny miks komedii, horroru i musicalu.