Onar: Gdybym teraz nagrywał bounce, czułbym się jak w różowym dresie i cylindrze z zającem

FYI.

This story is over 5 years old.

wywiad

Onar: Gdybym teraz nagrywał bounce, czułbym się jak w różowym dresie i cylindrze z zającem

U Onara dużo się ostatnio dzieje, więc wzięliśmy go na spytki do prawdopodobnie najbardziej klimatycznej kawiarni na Ursynowie. No bo gdzie indziej?

Zdjęcia: mat. prasowe

Na początku listopada wydał swój kolejny solowy krążek, a już w grudniu ukaże się  winylowa reedycja klasycznego materiału, który stworzył lata temu z Pezetem pod szyldem grupy Płomień 81. U Onara dużo się ostatnio dzieje, więc wzięliśmy go na spytki do prawdopodobnie najbardziej klimatycznej kawiarni na Ursynowie. Co pomaga mu nie zostać zgredem? Jaka jest jego największą życiowa wada? No i czemu nie będzie się bił na wersy z 18-letnimi raperami? O tym wszystkim (i wielu innych rzeczach) niżej.

Reklama

Czytaj wywiad poniżej.

Noisey: Spotykamy się, gdy masz jeszcze 33 lata. Mawia się, że to wiek chrystusowy, swego rodzaju cezura. Coś zmieniło się w twoim podejściu do życia i muzyki przez ostatni rok?
Wiesz co… Kurcze, nie było jakiejś szczególnej zmiany. Inaczej z ostatnimi pięcioma latami czy też może trzema z hakiem, od narodzin syna. To był taki moment zmiany, ale też bez przesady, bo nie wywróciłem wszystkiego do góry nogami i nie stałem się z tej okazji mnichem. Zmienia to jednak  postrzeganie i wartościowanie rzeczy - tego, co chcesz robić, co masz i doceniasz, a co jest dla ciebie mniej ważne. Ostatni rok nie był spektakularny w porażki czy zwycięstwa, które przełożyły się na postrzeganie rzeczywistości czy hip-hopu. Jest ok. Fajnie, że udało mi się wydać nowy album, bo po nim zawsze przychodzą refleksje. Ostatnią wydałem w 2014, więc zleciało od płyty do płyty. Jest po prostu przyjemnie.

Wiesz, wszystko się w 2016 roku fajnie zgrywa. To, o ile się nie mylę, już także 15. rok w solowej karierze…
W latach jestem kiepski. Gdy ktoś mnie pyta o jakąś płytę to googluję. Nie mam pamięci do dat, nie pamiętam, kiedy kogoś poznałem czy gdzie byłem na wakacjach. Gdybyś mnie teraz spytał, kiedy wyszedł "Superelaks" albo druga płyta Płomienia, to bym nie odpowiedział. Ale tak, to niewątpliwie kawał czasu.

Kiedy patrzysz wstecz na ten kawał, to jest zadowolony?
Ja ogólnie staram się być zadowolony, nie żałować rzeczy. Popełniałem pewnie wiele błędów, które kosztowały mnie pójście w takie, a nie inne zaułki albo jakieś problemy. Staram się cieszyć, co mi da zamartwianie się i zgredzenie? Żona mnie zawsze opierdala, że mam nie być zgredem i mam się cieszyć tym, co mam. Skupiam się na tym, co jeszcze fajnego mogę zrobić.

Reklama

Raper po trzydziestce kojarzy się u nas z własnym labelem albo przynajmniej brandem odzieżowym, opcjonalnie jakąś poboczną działalnością, która chcąc, nie chcąc jest promowana rapem. Ty nie stworzyłeś żadnej mocnej marki. Nie chodziło ci nic takiego po głowie?
Nie, nie, poza tym moją największą wadą jest brak uporczywego dążenia do celu. Czasem małe porażki sprawiają, że zmieniam postrzeganie i cel mi ucieka. Gdybym w niektórych momentach bardziej się zawziął, był bardziej pracowity lub też spotkał innych ludzi na swojej drodze, to może by się to zmieniło. Parcia na label jednak nigdy nie było, bo nigdy nie byłem na tyle silny. Myślę o sobie jako o wolnym strzelcu, który uwielbia pisać kawałki i robić płyty.

Mimowolnie przypomniałeś mi o rozmowie z Pelsonem, który łączy nagrywanie z pracą za barem. Nie miałeś takiej myśli: "ok, robię rap, daje mi to frajdę, ale mógłbym robić coś jeszcze poza muzyką"?
To nie jest tak, że tylko piszę zwrotki i nic w życiu więcej nie robię. Mam rodzinny biznes z moją żoną, zupełnie niezwiązany z muzyką czy show-biznesem, który daje dużo zajęcia, ale też realne zyski. Czasem jestem po ludzku zmęczony, przede wszystkim tempem - że ludzie muszą wszystko i szybko wydawać, że musi się cały czas coś dziać, że trzeba zakładać kolejne firmy… Wtedy wydaje mi się, że jestem już starszy i nie mam takiego superparcia. Wracając jednak do poprzedniego pytania - pewnie gdybym stworzył coś swojego osiem czy dziesięć lat temu, to inaczej by to wyglądało. Zakładanie firmy odzieżowej wydaje mi się w tym momencie totalnie chybione. Rynek hiphopowy jest zapchany. Trzeba zrobić coś innego, specyficznego i charyzmatycznego, by przekonać do siebie ludzi. Podobnie jest z raperami. Mam ugruntowaną pozycję, sprzedaję mniej czy więcej płyt, jestem rozpoznawalny, mam na koncie single, które ludzie znają. Gdybym nie miał ksywki i lat za sobą to bałbym się również wejść w rynek muzyczny. Raczej nie nagrywałbym tak chętnie.

Reklama

Pogadajmy teraz o kwestii ciekawej, ale przemilczanej. Masz syna, masz rodzinę. Wydatki wzrastają. Logiczne wydaje się więc podejście materialne do rapu. Zajawa zajawą, ale życie - życiem. Powiedziałbyś, że Twoja kariera to pewien projekt biznesowy?
W nowym singlu nawinąłem, że jestem raczej kiepskim biznesmenem (śmiech). Do swoich płyt jednak nie dokładam. Mam wsparcie finansowe ze sponsoringu, choćby przy robieniu klipów, ale najpierw muszę zainwestować swoje pieniądze. Dobrze, gdy się zwracają. Powiem tak: nie wydaję albumów, żeby robić pieniądze, ale pieniądze się pojawiają. Spoko, gdy materiał się sprzedaje, są koncerty, dobrze działa streaming. To docenienie miesięcy pracy. Wiadomo, nie jest to ciężka robota w kopalni czy szpitalu, ale zawsze trzeba się poświęcić. Na "Zachrypnięte Gardło" nie było parcia rynku, a jestem miło zaskoczony odbiorem.

No właśnie, nawijasz o siedmiu chudych latach. Często pojawiało się zwątpienie na zasadzie: "finito, pierdolić to"?
Zawsze się pojawia, kiedy nie działasz odtwórczo, musisz być kreatywny i robisz coś, co jest dla ciebie wartościowe. Staram się nie nagrywać płyt pod wpływem chwili, są one dokumentacją danego etapu. Nie nagrywam też kawałków naćpany ani najebany, to świadome ruchy. Wkładam w to dużo czasu i zaangażowania, spotykając się ze ścianą niezrozumienia, bo ludzie nie potrafią skumać. Naturalnie, że zaczynasz myśleć, czy ma to sens, czy warto, czy znowu nie będzie tak jak poprzednio. Jeśli jednak nie zrobisz czegoś nowego, to niczego się nie dowiesz. Jasne, łatwiej się nagrywa po sukcesie komercyjnym niż porażce… Czy to w ogóle dobre słowo?

Reklama

Porażka jest dość relatywna, zależy jaką miarą mierzymy.
W przypadku sporej liczby raperów widzę coś na kształt sinusoidy. Płyta i single szybują, po czym jest załamka. Zmieniają się słuchacze, sytuacja na rynku, ważny staje się czas, w którym wydajesz materiał. Czasem więc nie chodzi o porażkę, a zły moment dla ciebie. Wydaje mi się, że to jest wpisane w tworzenie.

Co tu dużo mówić - napatrzyłeś się. Jeden boom na rap, drugi boom. Teraz jest dużo trudniej? Nie mamy nadprodukcji raperów w stosunku do rzeczywistości na scenie?
Chyba nie. Skoro raperzy znajdują słuchaczy, to widocznie jest dla nich miejsce. Kwestia oczekiwań - jeśli wystarcza ci, że trafiasz do tysiąca czy dwóch tysięcy odbiorców, to w porządku. Są też tacy nowi raperzy, którzy trafiają do paru milionów. Fajnie, że są, że wszystko się rozwija. Niewielu jednak do mnie przemawia. Nie jestem zamkniętym łbem z gadką: lata 90. były najlepsze, bo były najlepsze. Sprawdzam, co dzieje się we Francji, w Niemczech czy w Stanach i tam też nie znajduje aż tak wiele dla siebie. Pewne eksperymentalne rzeczy, często hybrydowe, mi siedzą.

W Polsce odczuwam zaś zmęczenie przeklejką, klonowaniem. Niższy budżet zawsze odbija się na poziomie artystycznym. Młodzi nie mają pomysłu na siebie, mają za to np. na francuski trap. Biorą pięć albumów, przesłuchują i robią po swojemu. Może to poszukiwanie drogi i za trzy lata dwóch z dziesięciu gości znajdzie swój styl i to oni będą kreować gałąź na naszym rynku.

Reklama

Utkwiło mi to, co powiedziałeś przy okazji komentowania po latach beefu z Tede. Mianowicie, że młodzi nie starają się gryźć nawzajem, tylko gryzą starszych.
Prościej jest raperowi zadbać o fejm i wyświetlenia ksywy, gdy mówi, że Onar czy Pelson są tacy i tacy niż gdyby miał gadać o raperze XYZ, którego nikt nie zna. Nikt chyba nie oczekuje jednak, że będę prowadził z takimi osobami beefy. Z całym szacunkiem - nie wiem, kim są, nie miałbym argumentów. Jak miałem konflikt z TDF-em, to wiedziałem o nim bardzo dużo w kwestii rapowej, wiedziałem też, jaki jest poza muzyką. Jaki to człowiek. Mogliśmy to rozgrywać i wbijać szpile. Młodsi to dla mnie ksywy, których nie znam, nie wiem nawet czy maja legalne płyty. Tu nie chodzi o bycie ignorantem - zmiana pokoleniowa jest normalna, dzieje się w każdej muzyce.

Nienormalne byłoby, gdyby istnieli tylko weterani. Sam trafiam do młodszych słuchaczy, widzę to po profilach w social media, ale rozumiem, że 15-latkowie wola słuchać swoich 18-letnich idoli, a nie 35-latka. Z drugiej strony: co 17-letni raper może mi powiedzieć o życiu? Przeżyłem dwa razy więcej niż on, wydałem osiem razy więcej krążków, rynek znam z każdej strony. A czemu kąsają? Być może dlatego, że mieli swoich idoli, którzy się zmienili i zaczęli wydawać albumy, które im się nie podobają. Dochodzi kwestia polskiego słuchacza, który na YouTubie komentuje ci, z kim masz nagrywać, z kim masz nie nagrywać i dopytuje się, co w ogóle odjebałeś, że masz danego gracza na goścince… Stary, czemu masz mi mówić, co mam robić? Nie kumam.

Reklama

Rozmawiamy na Ursynowie, bardzo ważnym w twojej twórczości, a już szczególnie na "Zachrypniętym Gardle". To tu popełniałeś błędy, to tu dorastałeś. Trudna miłość?
Jak nawijam u Dixonów - to nasz dom, nawet jeśli tu nie śpimy. Obecnie mieszkam obok Ursynowa. Dorastaliśmy w wyjątkowo ciężkich czasach i jest to na pewno zależne od samej dzielnicy, chociaż oczywiście były bardziej hardkorowe miejsca - te ze starej Warszawy jak Mokotów, Śródmieście czy Praga. Czasy były smutne, brudne, ale dla nas piękne, bo przypadły na rozwój kultury, którą współtworzyliśmy, tak jak koledzy z Molesty, 2CW, Mor W.Y., Hemp Gru. Dobre czasy nieposiadania niczego, walczenia o swoje miejsce i marzenia. Nie zmianę samochodu na nowszy, tylko więcej kolorów wokół. Byliśmy często nierozumiani - zrozumienie przyszło z czasem. Na Ursynowie hip-hop zawsze miał się dobrze, niedaleko był też mur służewiecki…

Czasy silnego wpisania muzyki w dzielnicę chyba się już pomału kończą. Globalizacja.
Nie tylko. Brakuje po prostu szacunku do wielu rzeczy. Kiedy miałem 13 lat i przychodziłem na podwórko, to dostawałem w ucho po kiepskiej odzywce, a można było przecież dostać w pysk czy stracić pieniądze. Nie chodzimy w szerokich spodniach i nie siedzimy na ławce, ale mamy wpojone zasady, których teraz nie ma. Wiele wartości zostało zatraconych. Nie demonizujmy jednak raperów, lecz świat, który żyje teraz i tu, chociaż faktem jest, że nie przesiaduje się już na osiedlach. Siedzi się w domach i mieszkaniach rodziców - my siedzieliśmy na murku. Nie byliśmy wyjątkowymi blokersami, zabijaliśmy za to nudę zajawkami. Nie chodzi nawet o melanże, lecz deskorolkę, rysowanie, naukę graffiti, grę w piłkę. To było nasze życie. Moim zdaniem za jakiś czas nastąpi przesilenie internetu i grodzonych osiedli. Nie będzie takiego zamknięcia.

Reklama

Mimo tego optymizmu z naszej rozmowy i z odsłuchów nowego krążka wnioskuję, że w ogólnym rozrachunku jesteś mocno rozczarowany rzeczywistością.
Pewnie jestem, ale też godzę się z nią. Nie chcę być sfrustrowanym grzybem, który siedzi w domu i jest wkurwiony na to i na tamto, uważa, że wszystko jest nie takie. Mentalnie jestem trochę oldskulowcem i niektóre rzeczy mi się zwyczajnie nie podobają. Nie kumam np. Warsaw Shore, stary. Żaden ze mnie wyrwany z kosmosu grzybem, ale to jest nienormalne. Nie rozumiem beki, nie rozumiem dawania takich wzorców, wiem tylko, że jest show, jest target. Są jednak bardzo wartościowe rzeczy obok, które pozwalają mi nie zwątpić w gówno, które mnie osacza. Superfajne filmy, superfajne płyty, superfajne bistra w Warszawie, gdzie możemy się spotkać i coś dobrego zjeść. Życie jest piękne.

Wracając jeszcze do "ZG" - lepiej Ci się nagrywało samemu? Bałeś się niedopasowania?
Nie jestem kolesiem, który do dwunastu utworów zaprasza jedenastu facetów. Faktycznie lubię robić swoje, teraz mam czterech gości, dwóch kolejnych nie weszło przez czas…

Zdradzisz, kto się nie wyrobił, zaliczając standardową polską obsuwę?
(śmiech) Jak ktoś napisze u siebie: "miałem pojawić się na nowej płycie Onara", to wtedy będzie wiadomo. Możliwe, że kiedyś coś zrobimy, więc nie chcę smrodku, że X czegoś nie zrobił i musi się teraz tłumaczyć przed słuchaczami. I tak przesuwałem album. Najpierw miał być przed wakacjami, potem we wrześniu, potem w październiku. Nie było bicza z datą. Mimo wydawania w Stepie, sporo załatwiałem sam, no i pewnie lekko wkurwiłem producentów, bo jestem męczybułą.

Gdybyś powiedział, to najpewniej pojawiłoby się sporo komentarzy na fanpage'u. Z tego, co zauważyłem, jesteś bardzo sumienny w odpisywaniu.
Staram się! Po "Autodestrukcji" czy płycie z Miuoshem co drugi komentarz był bluzgiem, więc się nie wyświetlałem. Miałem bluzgać de facto anonimowych ludzi, którzy mi cisną z fałszywych kont? Kiedy są normalne wiadomości ze słowami wsparcia, to moim obowiązkiem jest odpisanie, jeśli mam na to czas. Komuś chce się napisać do mnie, więc mnie powinno się chcieć mu odpisać.

Szacunek za szacunek. Zastanawiałeś się nad tym, ilu twoich fanów wyłapie nawiązania tekstowe i muzyczne nie tylko do rapu, ale ogólnie polskiej muzyki? Solówka ma sporo follow-upów.
Sprawdzam czujność. Wydaje mi się, że ten krążek doceni raczej starszy słuchacz. Jemu nie muszę nic przypominać, bo był obok i słuchał tamtych płyt razem że mną. Jeśli jednak mogę dać komuś lekcję, zachęcając do zgooglowania, to tym lepiej. Dla mnie i Pezeta hasła Molesty są tak kultowe, że moglibyśmy lecieć wszystkie zwrotki z pamięci. Jestem ciekaw, czy w obecnych czasach powstaną takie albumy, które będą aż tak oddziaływały.

Skoro już zahaczyliśmy temat przeszłości, to go pociągnijmy. Czemu nie ma cię w "Antologii Polskiego Rapu"?
Trzeba zapytać autorów. Pamiętam, że ktoś się do mnie odzywał w tej sprawie, ale byłem w bardzo zlej formie. Mieliśmy się umówić i w końcu się nie umówiliśmy. Nie wiem, czy to jakaś forma kary. "Antologię" miałem w ręce i powiem Ci bez fałszywej skromności - moja ksywka jest bardziej znana niż niektórych opisanych gości. Szanuję decyzję, nie obraziłem się, za to słyszałem o jednej osobie, która się oburzyła. Gdybym miał się tym przejmować… Jestem na płytach i singlach. Wystarczy.

Co do wspomnianych płyt i singli - nie sadzisz, że w tym momencie mógłbyś sporo ugrać, wjeżdżając na nowo w stylistyce bounce'owej?
Może, może, tylko czułbym się z tym… No, widzisz jak teraz wyglądam - czułbym się jakbym założył różowy dres i, kurwa, cylinder z zającem. Nie byłoby to komfortowe i fair wobec samego siebie. Wcześniej byłem młody, miałem zupełnie inne spojrzenie. Liczyło się to, co zrobię w perspektywie kilku dni, a nie w przyszłym roku. Zostawiam pole innym, chociaż szczerze nie widzę nikogo, kto uderzałby dokładnie w te rejony stylistyczne. Najbliżej pod względem tekstowym jest chyba Gang Albanii, za to pod względem fikcji - sporo nastoletnich raperów, którzy gadają o hajsie i udają, że trzymają palec na spuście, chociaż nie mieli pistoletu w ręce.

Na koniec muszę spytać o to, czy jest jakaś rzecz, której powinienem Ci życzyć czy może nie ma, bo stawiasz na "go with the flow"?
Żebym miał mniej chwil zwątpienia, bo one mnie spowalniają i zakładam betonowe buty. A poza tym - zdrowia, uśmiechu i pozytywnego podejścia.