FYI.

This story is over 5 years old.

Fail

Najsmutniejsze osiedle w Krakowie pokazuje, co jest nie tak z rozwojem Polski

Mieszkańcy Ruczaju uważają swoją dzielnicę za „pomnik głupoty i chciwości"

„Ruczajanie budzą się w poniedziałkowy poranek. Ich betonowe życie znów nabiera rumieńców. Dziś pochmurno i do 12 stopni. Rano przed oczami możliwa gustowna ekranowa kratka" – pisze twórca fanpage'a „Więcej betonu na Ruczaju" i zaprasza nas do „eksperymentalnego osiedla bez grama zieleni", bajkowo zasnutego smogiem o poranku.

Czarny humor mieszkańcom Nowego Ruczaju służy jako narzędzie miejskiego ruchu oporu. Fanpage prowadzony przez krakowskiego dziennikarza Tomasza Zielenkiewicza przedstawia świat upchany betonowymi blokami, poprzetykany betonowymi chodnikami, nielicznymi placykami dla dzieci, z za małym parkingiem zamiast parku. „W gratisie: widok z okna na ekrany akustyczne", odgradzające osiedle od drogi (ta też ma prześmiewczy profil o nazwie „Autostrada Skawina.pl").

Reklama

Użytkownicy fanpage'a śmieją się, że u nich stalowe żurawie są pod ochroną, a roślinność akceptowana tylko w małych dawkach i pod warunkiem, że w betonowych doniczkach. I że takie rzeczy to tylko w „promocyjnej cenie 6/7/8 tysięcy za m², i z udupiającym kredytem na 20/30 lat w pakiecie". Obecnie wrzucają zdjęcia z przykładów wycinki drzew po wprowadzeniu tzw. Lex Szyszko, ironizując, że „beton jest prawie tak samo kojący jak zieleń, a bonusem jest też doskonała sposobność do obserwacji śmietników", wcześniej zasłoniętych przez drzewa.

Nie jest jednak obowiązkiem deweloperów dbanie o sensownie zaprojektowaną tkankę miejską – ich celem jest wypracowanie zysku. Dlatego społeczność, która skupia się wokół profilu i jego autor, zwracają się do urzędników. Przez media tradycyjne, społecznościowe i przez projekty obywatelskie proszą o „wolny rynek, ale z szacunkiem dla człowieka" i plan zagospodarowania przestrzennego, który po pierwsze funkcjonuje, a po drugie uwzględnia choć częściowo potrzeby mieszkańców. „My nawet nie oczekujemy parku, niech miasto zostawi chociaż placek zieleni, którego nie zabetonują" – ironizuje Zielenkiewicz.

Ponoć lepiej się żyje w starszej części Ruczaju, zbudowanej głównie z „wielkiej płyty": normy, dotyczące nasłonecznienia i zieleni, stosowane na osiedlach z czasów PRL-u, okazały się korzystniejsze, od tych wynikających ze spontanicznej zabudowy deweloperskiej. PRL-owskie bloki rosły zazwyczaj wraz z miejską infrastrukturą: przedszkolami, szkołami, przychodniami, czasem z takimi ekstrawagancjami, jakimi obecnie okazują się tereny zielone, czy place zabaw.

Reklama

Zjawisko nie dotyczy tylko Ruczaju czy Krakowa, ale całej Polski. Nowa klasa średnia, jej oczekiwania, kredyty hipoteczne, brak regulacji marży deweloperów, masowe powstawanie osiedli grodzonych, rozlewanie się miasta – wszystkie te elementy miały wpływ na nową tkankę miejską. Jednocześnie znikł zawód urbanisty: każdy może wykonać opracowanie studium. Rola planisty przestrzennego i architekta jako zawodów zaufania publicznego straciły na znaczeniu.

Na miejscu dzisiejszej betonowej pustyni, rosła wcześniej tylko zieleń: dzikie sady, łąki. Jeden ze starszych mieszkańców wspomina na jednym z portali „łąki pachnące wiosną i latem tak, że można było szaleć, przestrzenie, po których można było spacerować godzinami". Dodaje, że nie jest przeciwnikiem zabudowy tych terenów, „ale naiwnie [myślał], że powstanie nowoczesna dzielnica, gdzie nowatorska architektura będzie harmonijnie komponować się z zielonym charakterem tej części Krakowa". Dzisiejszy Ruczaj uważa za „pomnik głupoty i chciwości".

Co właściwie poszło nie tak na Ruczaju? – pytam dr. Michała Wiśniewskiego, historyka architektury i współzałożyciela Instytutu Architektury. Jak mówi, „blisko 20 lat temu przygotowany został plan urbanistyczny dla nowej uniwersyteckiej dzielnicy Krakowa", która miała być „miejscem wyjątkowym, wzorcowy przykładem nowej dzielnicy oraz motorem dla dalszego rozwoju przestrzennego miasta". Plan z dużą dbałością wyznaczał dominaty widokowe i łączył zieleń z nową uniwersytecką zabudową. Po drugiej stronie drogi miała w zrównoważony sposób powstać nowa dzielnica mieszkaniowa.

Reklama

Jednak ogromne potrzeby lokalowe sprawiły, że w okresie akcesji do Unii Europejskiej Ruczaj stał się dla Krakowa najważniejszym miejscem ekspansji urbanistycznej. „W 2003 roku zmieniono prawo o planowaniu przestrzennym. W tych kluczowych latach miasta pozbawiono podstawowego narzędzia do budowania ładu przestrzennego, a po 13 latach Kraków ma plany dla mniej niż połowy terenu" – oburza się Wiśniewski.

Oczywiście przygotowywanie planów wiąże się z konfliktami, doszedł też problem terenów odrolnionych. „Te tereny zaczęły przejmować firmy deweloperskie i – wykorzystując lukę w prawie – występowały o „warunek zabudowy, czyli protezę prawną" – mówi historyk. „WZ pozwala na dużo więcej i nie musi być zgodny z obowiązującym studium. Zniknął praktycznie zapis o gęstości zabudowy, a w miejscach gdzie kiedyś można było budować niewysokie budynki zaczęto wznosić dziesięciopiętrowe bloki". Wśród nowej, w wielu przypadkach grodzonej zabudowy, brakuje podstawowych usług, ponieważ budynki usługowe nie miały szans przynieść porównywalnej stopy zwrotu.

„Dzisiaj dociera do nas skala popełnionych błędów. To co możemy robić, np. jako aktywiści miejscy to wywierać wpływ na samorządy aby przygotowywały plany miejscowe, a później możemy im patrzeć na ręce. Możemy też zgłaszać pomysły i lobbować, np. u radnych na ich rzecz", mówi Wiśniewski. Do tego trzeba jednak samoorganizacji mieszkańców, a o to może nie być łatwo. Zielenkiewicz opisuje typowego mieszkańca swojej dzielnicy: „Każdy przyjeżdża swoim samochodem, parkuje, jak ma gdzie, idzie do domu, bo tam czekają dzieci, odebrane z prywatnego przedszkola. Kolacja i spanie, bo rano do pracy. Nie znamy się nawzajem. Ludzie są egoistyczni, samowystarczalni, zamknięci. I zmęczeni. Budowanie dzielnic w ten sposób niesie za sobą coś gorszego, niż brak parku. To budowanie społeczeństwa egoistów i braku więzi".

Jednak coś się zmienia. Ostatnio z inicjatywy mieszkańców, w ramach akcji „Wysadzamy ekrany", rozpoczęto sadzenie roślin, które mają oplatać ekrany akustyczne. „Przypomnę, że przy okazji konsultacji społecznych zieleń ochronna pojawia się zawsze" – mówi Grzegorz Niemczyk. Do akcji dołączyli się pracownicy jednej z korporacji i już około tysiąca sadzonek, głównie pyłochłonnych pnączy. Coś kiełkuje i może rozsadzi beton od środka.