Pamiętacie superprzebój białej angielskiej grupy 10cc Dreadlock Holiday? Bohater tej piosenki usilnie przekonywał, że nie tylko lubi reggae, co wręcz je kocha. Ale to było dawno temu, a dokładnie w 1978 roku, kiedy świat zachwycił się muzyką i przesłaniem Boba Marleya. Dziś, po niespełna 40 latach od tamtego momentu, reggae gra się nie tylko na Jamajce, ale dosłownie wszędzie. A kto spośród artystów o jasnej karnacji – zarówno solistów, jak i zespołów – jest najlepszy w te muzyczne klocki?Alborosie: Dready jak spaghetti. W najlepszym jamajskim sosieNaprawdę nazywa się Alberto D'Ascola, pochodzi z miasteczka Marsala na Sycylii i w tym roku będzie świętował 40. urodziny. Fanów muzycznej „jamajszczyzny" zachwycił w 2007 roku porywającym singlem Kingston Town, a od tego czasu wydał 6 autorskich krążków. Najnowszy Freedom & Fyah ukazał się wiosną 2016 roku. Popularny Pupa Alba długością dredów ustępuje dziś chyba tylko Damianowi „Jr. Gongowi" Marleyowi. A jego popularność wśród słuchaczy reggae w Europie, ale chyba nie tylko, można porównać jedynie do tej, jaką cieszy się Gentleman. Zresztą panowie przyjaźnią się. Prywatnie i zawodowo - sporo wspólnie koncertują i nagrywają. Razem wystąpili też w muzycznym filmie W drodze do Jah (2014). W Polsce Alborosie koncertował kilka razy – ostatnio w 2016 roku podczas Ostróda Reggae Festival.The Black Seeds: Czy kiwi lubią roots?Rodacy chyba nieco bardziej znanej formacji reggae z Nowej Zelandii, czyli Fat Freddy's Drop, weszli niedawno do studia, żeby nagrać swój siódmy album. Zanim się ukaże, warto poznać bogaty i ciekawy dorobek załogi z Wellington, w której skład wchodzą również oczywiście rdzenni Maorysi, od dawna zakochani w jamajskich brzmieniach. A na czym polega wyjątkowość zarówno samych Czarnych Nasion, jak i fenomen sceny reggae z Antypodów (reprezentowanej ponadto przez takie kapele, jak m.in. Katchafire czy Salmonella Dub)? Wystarczy sprawdzić ich ostatni, najlepszy album Dust And Dirt (2012) z nieco psychodelicznym i mocno relaksującym graniem, które spodoba się przede wszystkim mniej ortodoksyjnym słuchaczom karaibskich rytmów.
Reklama