Jérémy Souillart, bo tak naprawdę nazywa się artysta, sam swoją muzykę kwalifikuje jako elektronikę french touch zmieszaną z australijskim chillwavem. Poza komponowaniem Souillart uwielbia bowiem surfing w Australii (skąd pochodzi, choć dziś mieszka w Paryżu) i - wierzcie lub nie - naprawdę to w jego muzyce słychać. Co więcej, ten klimat idealnie koresponduje z typowym brzmieniem francuskiej elektroniki. Skojarzenia z Daft Punk, w niektórych momentach, będą więc jak najbardziej na miejscu.
Reklama
Do współpracy nad "Panoramą" Møme zaprosił szereg wokalistów, których głosy urozmaicają syntetyczne brzmienie. I jednocześnie mocno różnicują zestaw kompozycji z płyty. Dajmy na to "Aloha" z Merryn Jeann to jakby Major Lazer z Mø tylko lepiej. Refren oparty na bardzo solidnym, jakby lekko tchniętym egzotycznym pulsem, bicie. Zwrotka zaś jak z krainy łagodności i chilloutowych kompilacji z wczesnych lat dwutysięcznych. Kontrast jest spory, ale subtelność producenta sprawia, że wszystko to się bardzo ładnie ze sobą klei. Perełką jest "Alive" z Midnight to Monaco. Jasne brzmienie, podbite funkującą gitarką à la - nomen omen - Daft Punk. Melodyka tylko lekko podszyta melancholią i ten zaskakujący tekst: "Suicide is not for me, doesn't suit my style". Stworzyć piosenkę o samobójstwie, przy której chce się tańczyć, klaskać i skakać z bananem przyklejonym do twarzy - duża rzecz.Debiutancki longplay Møme to zatem mikstura miękkich, przestrzennych alternatywno-popowych kompozycji, podszytych mocno chillwavem i, że użyję profesjonalnej terminologii, bangerów. Silnie inspirowanych disco spod znaku Giorgio Morodera. W idealnych proporcjach, skonstruowanych z takim smakiem i wyczuciem, że totalnie i głęboko wchodzimy w świat producenta, te jego australijskie fale i ten jego francuski tacz, estetycznie wprost zachwycający.