Mesajah - Powrót do korzeni

FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Mesajah - Powrót do korzeni

Doskonała produkcja i kilka utworów, które od razu wpadają w ucho (i na długo tam zostają) - jeśli jesteście fanami jamajskich brzmień, to bez wahania powinniście sięgnąć po najnowszy krążek Mesajah.

Mesajah ma znakomity głos. Wiadomo. Zresztą nie od wczoraj. Tak jak to, że jego komercyjna kariera rozwija się w znakomitym stylu. Co tu dużo mówić - w ciągu kilku lat popularny Manolo stał się jednym z najlepiej rozpoznawalnych wykonawców reggae w naszym kraju. Dziś, po dość niespodziewanym sukcesie na tegorocznym Festiwalu w Opolu (wygrana w Konkursie Premier z piosenką "Wolne"), były wokalista supergrupy Natural Dread Killaz serwuje nam czwarty już autorski materiał. Nagrał go - tradycyjnie już - wraz z grupą Riddim Bandits oraz żeńskim duetem wokalnym I Grades. I znów nie schodzi poniżej wysokiego poziomu, który wyśrubował poprzednim albumem "Brudna prawda".

Reklama

Trochę więc szkoda, że na tym krążku niby wszystko jest jak trzeba (a więc świetne wokale, dobre teksty oraz perfekcyjna produkcja), ale jakby brakuje tego efektu "wow", który sprawa, że dostajemy ciarek na skórze i esemesujemy do znajomych, żeby szybko sprawdzili tę muzyczną "petardę". Bo na "Powrocie do korzeni" niby wszystko (pięknie) gra, ale na tak bardzo podobnych do siebie nutach, że ten tuzin utworów nawet smakoszowi "jamajszczyzny" (nie tylko w naszym swojskim nadwiślańskim wydaniu) zleje się w jedną całość. Szkoda. Ale chyba również wiem, w czym tkwi problem…

Mająca być tu walorem zamierzona spójność brzmieniowa nowego materiału Manolo zaznaczona jest już w tytule. I rzeczywiście - zadeklarowany tu powrót do klasyki jamajskiej muzyki ma rzeczywiście odbicie w "korzennym" brzmieniu krążka. Nie trzeba czujnego ucha do karaibskich rytmów, by odnaleźć tu jak najbardziej świadomą stylizację roots reggae z przełomu lat 70. i 80. A więc najlepszego czasu dla tzw. gitarowego reggae, które rozpropagował na całym świecie Bob Marley i jego The Wailers. A także Peter Tosh (w solowym wcieleniu) oraz wykonawcy tego kalibru, co Black Uhuru czy Burning Spear.

Nawiązanie do stylu tego ostatniego artysty słychać chociażby w "Zielarzu" - krocząca równo sekcja basu i bębnów pięknie napędza ten utwór, który okraszają swoim chórkiem - jak zwykle bezbłędne - zjawiskowe dziewczyny z I Grades. Ich partie wokalne, tak bardzo kojarzące się ze słynnymi I Threes Boba Marleya, to ozdoba tej płyty - albumu napędzanego również udziałem wybitnych gości. Takich jak Damian Syjonfam ("Ty i ja"), Cheeba (a także Wlazi i Yanaz w "Jesteś tym kim jesteś"), czy paXon ("Druga strona lustra").

Jednak najmocniejszym momentem na płycie jest właśnie singlowy utwór "Wolne", który wystaje ponad całość materiału lekkim, idealnie relaksującym, bo wakacyjnym/weekendowym (niepotrzebne skreślić) klimatem. A kiedy dodamy do tego pięknie grającą sekcję rytmiczną i fajnie brzmiące klawisze otrzymujemy gotową receptę na przebój. I choć może nie na miarę "Każdego dnia", "Szukając szczęścia" czy "Lepszej połowy", czyli "killerów" z poprzednich albumów Manolo, ale to hit zdecydowanie powyżej średniej z premierowego zestawu piosenek.

Jednocześnie "Powrót do korzeni" to idealny materiał do zagrania na koncertach, które są największym żywiołem niezwykle sympatycznego wokalisty supergrupy Natural Dread Killaz. Więc choć trochę narzekam na jednowymiarowość tego krążka, to już wypatruję - z uśmiechem od ucha do ucha - kolejnych występów Bandytów Riddimu i ich lidera w moim mieście. Na nich nigdy nie jest nudno, oj nie!