Meek, Oh Why? - Rękopisy nie płoną

FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Meek, Oh Why? - Rękopisy nie płoną

EP-ka "Rękopisy nie płoną" pokazuje, że przed młodym reprezentantem Asfaltu jeszcze długa droga. I dobrze by było, żeby z niej nie zbaczał, gdyż podąża w dobrym kierunku.

Jeśli o którejś wytwórni w naszym kraju można powiedzieć, że sumiennie dba o swój katalog, a przy tym potrafi zaryzykować, to z pewnością o Asfalt Records. W ostatnich latach specjalnością zakładu stało się wyciąganie nawijaczy z kapelusza i próba zbudowania ich w ramach labelu. Tak oto powstał jakiś czas temu Sarius (niekoniecznie mocny sprzedażowo, ale robiący małą furorę umiejętnościami i wizją) i tak oto nie powstał przed laty Pablo Hudini, który przemknął niezauważony i nikt za nim nie płakał. Przypadek Meek, Oh Why?-a jest o tyle ciekawy, że wspomniany twórca współpracuje z Tytusem już trzeci rok i nadal - mimo trzech pozycji w dyskografii - trudno oszacować jego potencjał. Nowe EP, "Rękopisy nie płoną", udowadnia za to, że raper-trębacz przestaje wreszcie takohemingłejować i znajduje pomału pomysł na siebie.

Reklama

Wyzbywanie się naleciałości związanych z innym raperem to najczęściej proces, który charakteryzuje się większą lub mniejszą woltą, zazwyczaj w warstwie tekstowej. Pewne motywy idą w kąt, by zrobić miejsce na środki, które nie były dotąd brane na warsztat. Mikołaj zastosował jednak inną taktykę, bodaj najbardziej ryzykowną: pozostawił bohaterów, których słuchacze poznali wcześniej i zaczął eksperymentować na żywym organizmie. Te starania mogły zostać skwitowane westchnieniem z gatunku: "no tak, niby próbował, ale nadal ględzi tak samo i o tym samym", ale efekt się broni, ponieważ reprezentant Asfaltu, startujący na nowo, zrobił użytek z pióra, którym może się pochwalić zaledwie paru gości w branży.

Pióra - co warto dodać - złożonego z trzech poziomów. Podstawę stanowi umiejętność tworzenia spójnych i logicznych historii nie tylko w obrębie utworu, ale też całego wydawnictwa (bo przecież "Rękopisy" mają swój koncept i ściśle się go trzymają). Spójność i logiczność nie jest jednak uzyskiwana łopatologią, lecz dzięki drugiemu poziomowi, na który składa się cała gama charakterystycznych dla niego wytrychów. Najważniejsze z nich to niedopowiedzenie, przebijające spod każdego z tekstów, a także kreatywne powtarzanie kolejnych fraz, jak choćby w otwierającym "To musiało się stać" czy kawałku "Niby księżniczka, niby buc". Wierzchołek to zaś sprawienie, by całość nie okazała się pretensjonalną i jednowymiarową kanonadą językową, która niczemu nie służy. I to również można docenić, gdy prawie w połowie krążka, w romantycznym utworze "Pieśniarka i król", pojawia się nieprzystające do tematyki picie taniego wina, a wszystkie siedem utworów balansuje na granicy sennego majaczenia i popiwszego drink-talku.

W zasadzie jedynym zarzutem staje się dość arogancki dobór bitów. Brakuje wyważenia, a może nawet docenienia siły, którą raper czerpie z dobrych podkładów. Niezaprzeczalne walory w kwestii pisania wersów celowo marginalizują muzykę; każdy z dźwięków robi tutaj za tło i to niezależnie od swojego poziomu głośności. W pierwszej części materiału mamy do czynienia z miszmaszem. Raz wyskoczy jakiś zbłąkany zaśpiew połączony z miarowym dudnieniem, zaraz pojawią się brawa wprowadzające quasi-cloudową stylistykę i pitch, a dalej czai się już przeciąganie struny. Sensu w tym niewiele. Kolejne partie nie zapadają w pamięć, bo brzmią jak niezachęcający rozgardiasz. Dalej mamy zmianę o 180 stopni, która pozwala wrzucić parę innych kamyczków do ogródka autora. Trzy ostatnie utwory są albo tak minimalistyczne, albo wyciszone, że nie ma rady: jeśli coś ma je uratować, to już nie tekst, lecz jego realizacja na majku. Tyle że piętą achillesową Meek, Oh Why?-a jest właśnie flow. Pal licho, że wyłącznie mówiony, bez szaleństw. Gorzej, że jest kombinacją niepewności i uporczywego zaznaczania-puentowania każdej linijki. Długo nie da się nagrywać na schemacie wers-przerwa - do poprawki.

Niespełna rok temu pytał odbiorców "Kim ja jestem?". Dziś już nie musi, bo zaczyna nabywać tożsamość, co z pewnością wyjdzie na dobre zarówno jemu, jak i labelowi. A i słuchacz powinien z czasem docenić, że Meek, Oh Why? przestał robić go - nomen omen - w trąbę.