Łukasz Warna-Wiesławski (89, Unsound Festival): Obok hotelu Forum nie da się przejść obojętnie

FYI.

This story is over 5 years old.

Ludzie z cienia

Łukasz Warna-Wiesławski (89, Unsound Festival): Obok hotelu Forum nie da się przejść obojętnie

O fenomenie miejsca utrzymanego w klimacie produkcji Lyncha opowiedział nam Łukasz Warna-Wiesławski, booking manager 89.

Muzyka, jak każda inna gałąź przemysłu, ma to do siebie, że pomysł gdzieś z tyłu głowy artysty dzieli od gotowego produktu stosunkowo długa droga. Teraz zastanów się, ile razy pomyślałeś o wszystkich osobach zaangażowanych w proces powstawania muzyki: producentach, menadżerach, bukerach. Oni wszyscy dbają o to, żebyś mógł pójść do sklepu, wziąć z półki płytę, a po jej przesłuchaniu, kiedy stwierdzisz, że z chęcią zobaczyłbyś ten zespół live - żeby koncerty trafiły tam, gdzie jest na nie potrzeba. Zbyt często się o nich zapomina, więc my postanowiliśmy z nimi porozmawiać. Oto Ludzie z cienia - niezastąpieni, choć dla wielu niewidoczni. 

Reklama

Łukasz Warna-Wiesławski to jeden z członków stałej ekipy organizującej festiwal Unsound. W trakcie festiwalu jest często pierwszą osobą, z jaką mają styczność przybywający licznie na festiwal przedstawiciele mediów, gdyż jednym z obszarów, za które odpowiada jest właśnie współpraca z mediami. Od niedawna Łukasz zajmuje się również doborem artystów występujących w klubie 89. Znajdująca się w podziemiach krakowskiego hotelu Forum miejscówka to wspólna inicjatywa Forum Przestrzenie oraz Unsoundu. Klub, którego działalność zainaugurowano dwoma poranno-południowymi imprezami podczas ostatniej edycji festiwalu, otwarcie odwołuje się do historii tego miejsca. A znajdowały się tu wcześniej ekskluzywny Crazy Dragon, w którym bawiły się nie tylko krakowskie elity, a następnie klub ze striptizem o wdzięcznej nazwie Paradise. 89 z nietkniętym od lat 90. ubiegłego wieku wystrojem wnętrz przyciąga najbardziej cenionych artystów niezależnej sceny elektronicznej, przynosząc małą namiastkę Unsoundu każdego tygodnia. Jak tworzy się takie miejsca? Co daje stała współpraca z menadżerami i artystami? Między innymi o tym opowiedział nam Łukasz w naszej rozmowie.

Noisey: Cofnijmy się do roku 1989. Wtedy na dobre rozpoczął działalność hotel Forum, a razem z nim klub, w którym mieści się obecnie 89. Podejrzewam, że większość unsoundowej ekipy nie mogła raczej wtedy z racji wieku imprezować w klubowych przestrzeniach. Skąd więc wzięła się u was fascynacja tym miejscem? Bo odpada raczej kwestia sentymentalna…
Łukasz Warna-Wiesławski: Miejsce jest na tyle niesamowite, że nie trzeba odczuwać do niego sentymentu. Pochodzę ze Szczecina, urodziłem się w tym samym roku, w którym otwarto budynek. Szczerze powiem, że nie miałem pojęcia o hotelu Forum, dopóki nie zacząłem pracować dla Unsoundu w 2012 (wtedy jeszcze zdalnie). Nie da się obok niego przejść obojętnie. Począwszy od jego frapującej bryły, przez wyjątkowy klimat sal z żyrandolami i korytarzy, po wszystkie ukryte w nim zakamarki, każdy element nadaje tanecznym wydarzeniom Unsoundu charakteru. Szkoda tylko, że przez znaczną większość roku wiszą na nim bannery reklamowe.

Reklama

Podczas festiwalu Unsound wielokrotnie eksplorowaliście różne przestrzenie hotelu Forum - była kuchnia, sale bankietowe, lecz po klub położony w podziemiach sięgnęliście dopiero podczas ostatniej edycji. Dlaczego dopiero teraz?
Opowiadamy otwarcie o legendzie Crazy Dragona, który był najbardziej ekskluzywną dyskoteką w Krakowie przełomu lat 80-tych i 90-tych, ale jeszcze w trakcie Unsoundu 2014 działał tam klub go-go. Marzyło mi się wtedy, żeby zrobić tam imprezę ballroomową. Teraz mam taką możliwość, a szczęśliwie między zamknięciem Dragona a otwarciem 89 wnętrze niemalże się nie zmieniło.

Klub utrzymany jest w stanie, w jakim funkcjonował on w ubiegłym tysiącleciu - są więc wykładziny nie tylko na podłodze, ale też na ścianach, skórzane kanapy i bar na planie koła. Czy samo miejsce przed obecnym otwarciem wymagało dużo prac adaptacyjnych?
Wykładzina jest też na suficie! Miejsce wymagało właściwie tylko odświeżenia, nie musieliśmy niczego wymieniać, tylko porządnie wyczyścić i pozbyć się duchów miejsca zaklętych w dywanie.

W programie 89 widzimy wiele nazwisk i pseudonimów, które na scenie undergroundowej elektroniki znaczą naprawdę dużo. Dlaczego w Polsce tak trudno jest zobaczyć w klubowych warunkach artystów takich jak Powell czy Jlin?
Stawki są wysokie, euro jest drogie, a ludzie wolą słuchać Kiasmosu. A poważniej, topowi artyści będący obecnie w "awangardzie" muzyki elektronicznej są wystarczająco rozpoznawalni globalnie, by rzadko grywać za trzycyfrowe sumy, ale jednocześnie nie są za bardzo promowani w kraju i często pozostają tu niemalże anonimowi, nie wpasowując się w żadną z mód. Okazjonalne recenzje w prasie lifestylowej czy muzyka prezentowana w studenckich rozgłośniach nie mają za bardzo siły przebicia. Na festiwalu łatwo jest zapełnić salę, masz gości z zagranicy, lokalnych fanów, publikę szukającą czegoś nowego. Na poziomie lokalnym jest to dużo trudniejsze. Płyta roku w The Wire czy śp. Juno Plus znaczy niewiele. To, że np. Powell i jego koledzy z Diagonalu nie są bożyszczami sceny klubowej w naszym kraju, który z jednej strony za niemalże narodowy gatunek uważa post-punk, a z drugiej nie może się nasycić mrocznym, industrialnym techno, jest dla mnie wielką zagadką. Ściągamy go do Krakowa po raz czwarty, ale dotychczas występował tylko na Unsoundzie i rok temu na OFF-ie. Może to jest ten moment, kiedy w końcu zaskoczy. Regularne imprezy to duża szansa na rozbudzenie ciekawości. Sytuacja nie jest też najgorsza dla twórców grających techno - Zenker Brothers chwalili się, że to ich szósty czy siódmy raz w Polsce w ostatnich miesiącach.

Reklama

Myślę, że jedną z przypadłości organizatorów eventów jest to, że zwyczajnie boją się zaryzykować, zagrać all in w otwarte karty. Łatwiej jest sięgnąć po sprawdzone, ale przez to też wyświechtane projekty, jak wspomniany przez ciebie Kiasmos. Jak w tym wszystkim zachować balans tak, by jednocześnie mieć wyraz i nie rozmieniać się na drobne, a z drugiej strony nie narażać artysty na sytuację, w której gra do prawie pustej sali?
Nie ma w tym nic dziwnego, że promotorzy boją się zaryzykować. To bardzo droga zabawa. Dużo łatwiej jest mówić o odwadze prowadząc stosunkowo niewielkie miejsce i rozmawialibyśmy pewnie zupełnie inaczej, gdybym musiał co tydzień szukać dwóch headlinerów, którzy zapełnią salę na 500 czy 1000 osób. Zachodzimy w głowę jak połączyć unsoundowy klimat z pełnym klubem i staramy się żeby program był jak najciekawszy, ale powiem szczerze, że też często musimy się obejść smakiem i zrezygnować z naprawdę fajnych pomysłów, bo to w większości jednak niewielkie internetowe bańki. Chcielibyśmy robić więcej footworku, gqomu, grime'u, rzeczy tropikalnych i tych dziwnych połamanych hybryd, których jeszcze nikt nie nazwał, ale spędzalibyśmy wtedy noce sam na sam z artystą (i z debetem na koncie). Balansować nie jest łatwo, ale też nie jest to niewykonalne, czego mam nadzieję 89 jest przykładem. Dużo słuchamy, dużo czytamy i choć marzy mi się wiele naprawdę undergroundowych nazwisk z różnych scen, to house i techno w różnych formach miksuje tylu ciekawych artystów, że i tak mamy spore pole do popisu.

Reklama

Jakim kluczem kierujecie się więc dobierając artystów występujących w 89?
Zapraszamy artystów prezentujących wysoki poziom, robiących ciekawe rzeczy i pasujących do profilu festiwalu, ale jednocześnie mamy na uwadze to, co jest w kraju popularne żeby nie pójść z torbami. Bardzo trudno jest balansować między tymi dwoma kryteriami i trochę nie możemy się doczekać końca mody na mroczne techno, ale na szczęście i na jego polu znajduje się wielu świetnych twórców, więc nie musimy iść na kompromis. Startujemy również z ofertą koncertową, również utrzymaną w klimacie okołofestiwalowym.

Co twoim zdaniem przyciąga obecnie ludzi na imprezy klubowe w największym stopniu? Dobre bookingi? Renoma miejsca? A może jednak poczucie, że w danym miejscu można w zupełnie niezobowiązujący sposób spędzić czas?
To wypadkowa naprawdę wielu czynników i wszystkie z nich muszą grać harmonijnie. Nie wystarczy sam booking, nie wystarczy samo miejsce czy jego dobry klimat.

W muzyce elektronicznej należy też chyba zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. W zasadzie w domowych warunkach trudno jest stworzyć system audio na chociaż odrobinę zbliżonym poziomie do warunków klubowych. To jest atut, ale też spory problem dla wielu organizatorów - bardzo wiele imprez zostaje skopanych przez słabe nagłośnienie. W waszym przypadku zauważyłem pochwały, między innymi od Kevina Martina. Jak więc nagłaśnia się eventy klubowe, by wszyscy byli zadowoleni? 
To jest bardzo trudny temat. Wielu osobom wydaje się, że wystarczy wstawić Funktion-One i sprawa będzie załatwiona. Ten soundsystem jest nawet często ogłaszany jako niemalże headliner imprezy, co zawsze strasznie mnie rozczula. Trzeba cierpliwości, profesjonalnej pomocy i sprzętu dobrze dobranego do przestrzeni. Dobrze byłoby też, gdyby miejsce miało naturalnie dobrą akustykę, ale wiadomo, że najlepsze zjawiska w muzyce klubowej rodzą się najróżniejszych miejscach wymagających adaptacji.

Reklama

Unsoundowa ekipa jeżeli chodzi o adaptację różnych miejsc raczej nie ma sobie równych. Właśnie - na ile w waszych kuratorsko-bookingowych staraniach pomaga marka Unsoundu? To słowo klucz, które otwiera drzwi do topowych artystów z waszej działki?
Pomaga niezmiernie. Nie otwiera może wszystkich drzwi, ale przez lata działania festiwalu wypracowaliśmy sobie bardzo dobry kontakt, zarówno z artystami, jak i ich agentami oraz managerami. Stale wymieniamy maile z pomysłami i pracujemy nad specjalnymi projektami. Nie powinno dziwić, że sporo z nazwisk grających w 89 jest kojarzonych z Unsoundem - chętniej gra się w lubianym środowisku.

Jaką rolę w prowadzeniu takiego miejsca ma właśnie stała kuratorska współpraca z menadżerami i samymi artystami? Rozprawmy się z mitem, który wciąż wiele osób uważa za prawdziwy, że wystarczy tylko odpowiednia liczba zer na kontrakcie, by "ściągnąć" danego artystę na swoją imprezę. A najciekawsze bookingi, szczególnie w działce bardziej undergroundowej, wynikają przecież z zupełnie czegoś innego, co w skrócie można chyba nazwać zaufaniem artysty do organizatora danego eventu…
Wielką. Gdybyśmy byli nową, nieznaną jeszcze firemką, to na sto procent program nie wyglądałby tak atrakcyjnie jak w tej chwili. Świadomość tego, że wszystko przygotujemy profesjonalnie, znamy dorobek artysty i wiemy w jakim kontekście go zaprezentować jest bardzo ważna. Nawet jeśli tych zer w kontrakcie nie będzie zbyt wielu, są inne korzyści, choćby wizerunkowe. Stała współpraca to również ciekawe propozycje wychodzące od samych artystów, którzy wiedzą, że ich pomysł zostanie rozpatrzony i ma szansę na realizację. O kwestie finansowe trzeba by jednak zapytać również drugą stronę, w końcu to jednak często czyjś jedyny zawód i czasem można przeczytać w internecie żale o nietrafionych bookingach.

Reklama

Organizację festiwalu cechuje zupełnie inna specyfika działań. Działając jako klub trzeba zabookować 5-6 wydarzeń w ciągu miesiąca. Jakie różnice zauważasz w waszej pracy od kiedy ruszył klub 89?
Czasem i więcej. Tempo skoczyło kilkukrotnie! W klub jest zaangażowana tylko część zespołu festiwalowego, więc pracy jest więcej, deadline'y gonią bezlitośnie, stres ciśnie regularnie pod koniec tygodnia, ale też dużo częściej czujemy tę uzależniającą satysfakcję, gdy wszystko idzie po myśli.

Otwierając 89 nie obawialiście się, że cotygodniowe imprezy mogą rozproszyć uwagę odbiorców, która dotychczas skupiała się na jednym, głównym evencie w ciągu roku, jakim był festiwal?
Myśleliśmy o tym, ale to tylko stawia przed nami wyzwanie żeby tegoroczny festiwal był jeszcze bardziej wyjątkowy. Imprezy cotygodniowe to dla nas jednak raczej dobra okazja, by oswoić publikę z naszą muzyką i tym bardziej przyciągnąć ją w październiku do Forum.

Czy w takim razie imprezy organizowane w 89 trafiają do podobnego kręgu odbiorców co sam festiwal?
Pojedyncze imprezy to zupełnie inna bajka. Na festiwal przyjeżdża publiczność z całego świata, bardzo wielu Polaków dojeżdża z innych miast. 89 walczy jednak przede wszystkim o publikę lokalną. Wiele osób w Krakowie nie zna naszej muzyki albo nawet nie kojarzy festiwalu, ale wiemy, że też może się u nas dobrze bawić i staramy się, żeby nie czuli żadnego dystansu. Pokutuje trochę opinia, że na Unsoundzie prezentowana jest muzyka bardzo niszowa i często trudna czy też bardzo mroczna, z czym kompletnie się nie zgadzam. Pojedynczymi i tańszymi imprezami łatwiej jest do tego przekonać.

Reklama

Jednym z waszych pomysłów na wydarzenia w 89 jest cykl All Night Long, w którym oddajecie stery na całą noc jednemu didżejowi/projektowi. Czy bookując artystów do tego cyklu kierujecie się jakimś specjalnym kluczem?
Przede wszystkim dobieramy artystów z doświadczeniem i sporą wyobraźnią. To musi być ktoś, kto potrafi zbudować odpowiednią narrację i nie wystrzela się z najlepszych pomysłów w pierwszych dwóch godzinach. Na te imprezy zapraszamy absolutnych weteranów, magików konsolety i ludzi, którzy prowadzą swoje wytwórnie płytowe oraz mają bardzo szerokie gusta.

Didżej grający przez całą noc może dokładnie rozplanować i rozciągnąć dawkowanie emocji i "zmęczyć się" razem z tańczącą publicznością. To zupełnie nowy poziom interakcji na linii artysta-widz i zdecydowanie większe pole do eksperymentowania z graną muzyką… Trudno jest przekonać didżejów do takiej wizji? Widziałem bardzo pochlebne reakcje, chociażby ostatnio Zenker Brothers, więc pomysł chyba podoba się zapraszanym do niego artystom? 
Wszyscy, których o to pytaliśmy byli niesamowicie wkręceni w pomysł. Niektórzy, jak Kode9 nawet sami wyszli z taką propozycją. To wyjątkowa frajda dla DJ-a, który może w końcu zrealizować wszystkie swoje pomysły i zagrać rzeczy, na które zwyczajowo nie ma czasu. Szczególnie ciekawe są początki takich występów. Rozpoznawalni artyści rzadko bookowani są na wczesne godziny. Wtedy można usłyszeć ich nieklubowe inspiracje, dużo muzyki eksperymentalnej. Wspomniany już Kode9 zaczął od Japan, Kenjiego Kawaii, gamelanowej orkiestry…

Inną cyklicznie odbywającą się imprezą jest zainaugurowany niedawno Crazy Dragon, w którym staracie się powrócić muzycznie do czasów, w których przestrzeń w podziemiach Forum zajmował klub właśnie o tej nazwie. Jakie plany i cele stawiacie sobie, jeśli chodzi o ten cykl?
Chcemy stworzyć imprezę o szerszym zasięgu, bardzo inkluzywną. Jedną ze strategii promocyjnych jest wyjście do osób po 45. roku życia, tych, które pamiętają jeszcze Crazy Dragona i możliwe, że brylowały na jego parkiecie. Cykl tworzymy wspólnie z Eltronem Johnem, którego nie trzeba przedstawiać żadnemu miłośnikowi muzyki klubowej w Polsce. Razem z nim chcemy stworzyć aurę nawiązującą do najlepszych nowojorskich klubów, jak i do nieokiełznanej euforii czasów transformacji, coś dla młodszych, jak i starszych gości. Mamy w kraju świetnych DJ-ów, specjalistów od house'u, disco oraz italo - będziemy ich zapraszać wspólnie z Markiem, mając nadzieję, że stworzymy razem coś wyjątkowego.

Sam też występujesz w 89 jako Rusałka. Jakie to uczucie bookować samego siebie? Czujesz się trochę osobą do zadań specjalnych?
Jestem w bardzo interesującej sytuacji mogąc zabookować samego siebie, ale nie nadużywam swojej pozycji i traktuję Rusałkę, jako projekt, który uzupełnia różne niewygodne, czy to muzycznie, czy to czasowo, okienka. Zagram gqom o piątej rano, popuszczam ambient do pustej sali, mam co zaprezentować przed nietechnonormatywnymi gośćmi, więc jednocześnie dopycham programy nie obciążając zbytnio budżetu, a przy okazji stawiając sobie różne wyzwania.

Na koniec zapytam jeszcze o punkt kulminacyjny w waszych działaniach, czyli sam festiwal. Kiedy możemy spodziewać się jakichś informacji odnośnie tegorocznej edycji Unsoundu? 
Podaliśmy już daty: 8 do 15 października. Więcej informacji tradycyjnie wiosną.