FYI.

This story is over 5 years old.

Vice Blog

Wyszłam za faceta, który siedział za gwałt

Mój mąż spędził trzy lata w więzieniu oraz kolejne trzy na warunkowym

Fot. Wikimedia Commons

2001 r. – Gretschen* za około pół roku pozna swojego przyszłego męża, Davida, który właśnie został oskarżony o napaść seksualną. Policja znalazła na poboczu samochód, w którym znajdowali się David oraz jego znajoma. Oboje byli pijani i półnadzy. David zaczął uciekać, ponieważ przestraszył się, że otrzyma zarzut kierowania pod wpływem. Oskarżono go jednak o „penetrację przy pomocy ciała obcego w czasie gdy ofiara była nieświadoma". „Ciałem obcym" miała być jego ręka.

Reklama

David spędził trzy lata w kalifornijskim więzieniu oraz kolejne trzy na warunkowym. Już do końca życia będzie figurował w aktach jako przestępca seksualny. Od feralnego incydentu minęło czternaście lat, ale para w dalszym ciągu słono za to płaci, począwszy od problemów z mieszkaniem, po trudności w założeniu rodziny.

Gretschen szczególnie przejmuje się wprowadzeniem nowego prawa, które utrudnia przestępcom seksualnym swobodne podróżowanie za granice. Prawo jest wymierzone w tych, którzy dopuścili się przestępstw na małoletnich (David tego nie zrobił), ale nie brakuje ludzi, którym odmawiano możliwości podróżowania bez względu na wiek ich ofiar.

Poniżej Gretschen omawia swoje małżeństwo, relacje z sąsiadami oraz to, co może przynieść im przyszłość.


O wszystkim opowiedział mi po kilku miesiącach trwania naszego związku. Miałam wtedy 18 lat, on 22. Byłam bardzo młoda, nic dziwnego więc, że doznałam lekkiego szoku. „Nie ma opcji, żebyś poszedł za to siedzieć. Byliście po prostu głupimi dzieciakami. Nie stanowisz zagrożenia. Nie jesteś żadnym potworem ani świrem, który chowa się po krzakach i podgląda ludzi w parku" – mówiłam mu. Sądziłam, że sprawa rozejdzie się po kościach.

Nic z tych rzeczy.

David poszedł do więzienia jakieś półtora roku po tym, jak się poznaliśmy. Przyznał się do winy, żeby wreszcie zakończyć proces i oszczędzić cierpienia swoim bliskim – w szczególności mi i jego mamie. W czasie, kiedy odsiadywał wyrok, ja kończyłam studia. Odwiedzałam go w weekendy, ale powiedział, żebym się o niego nie martwiła i skupiła na szkole.

Reklama

Do dziś powtarza, że pobyt w więzieniu był prosty. Najtrudniejsze jest życie na wolności, ponieważ nie wie, czego się spodziewać. To niekończące się pasmo zmartwień. Za każdym razem, kiedy podjeżdżamy po dom, boimy się, że spotkamy pikietujących sąsiadów. Serce zamiera mi, ilekroć słyszę dźwięk dzwonka. Strach stale nam towarzyszy.

Nigdy nie zaprzyjaźniliśmy się z nikim z sąsiedztwa. Cenimy sobie prywatność. Policja przyjeżdża do nas raz na jakiś czas, żeby sprawdzić, czy David stosuje się do reguł i nie zmienił miejsca zamieszkania. Boimy się, że ktoś wreszcie zwróci uwagę na powracającą rokrocznie policję i zacznie się zastanawiać nad tym, co dzieje się w naszym domu.

Przez pierwsze trzy lata po tym, jak David wyszedł na wolność, jego zdjęcia nie znajdowały się na stronie z danymi przestępców seksualnych. Jeżeli ktoś chciałby się czegokolwiek o nim dowiedzieć, musiałby iść na komisariat. Potem okazało się, że to zwykłe niedopatrzenie i jego zdjęcie zostało nagle opublikowane na stronie. Następnie zostaliśmy poinformowani, że nasze miejsce zamieszkania nie może znajdować się bliżej niż 600 metrów od szkoły. Tak się złożyło, że kupiliśmy i zamieszkaliśmy w domu usytuowanym 615 metrów od najbliższej placówki. Bogu dzięki, że nie musieliśmy się przeprowadzać.

Za każdym razem przytrafiało nam się coś innego.

Bardzo chcieliśmy zostać rodzicami. Prawo ulegało kolejnym zmianom i widzieliśmy, jak traktuje się ludzi z wyrokami za przestępstwa tego typu. David nie doświadczył tych wszystkich szykan i trudności, ale przerażała go ich perspektyw. Doszliśmy do wspólnego wniosku, że wychowywanie dziecka w takim zamieszaniu byłoby nieodpowiedzialne. Wyobraź sobie, że musisz wyjaśnić małemu, dlaczego tata nie ma prawa odbierać go ze szkoły oraz czemu nie może zapraszać do domu innych dzieci.

Reklama

Kupiliśmy ogromną mapę i powiesiliśmy ją w moim gabinecie. „Wiesz co? Mamy cztery małe siostrzenice, które mieszkają w promilu piętnastu kilometrów od nas. Nasi najbliżsi przyjaciele przychodzą do naszego domu ze swoimi dziećmi. Bądźmy najfajniejszą ciocią i wujkiem, jakimi potrafimy być i zajmijmy się zwiedzaniem świata" – powiedziałam. Tak też zrobiliśmy. Odwiedziliśmy Karaiby i Europę. Mieliśmy zaplanowaną na sierpień wycieczkę do Grecji.

Nowe prawo okazało się dla nas dość nieprzyjemne. Kiedy dowiedzieliśmy się, że władze informują inne kraje o naszych podróżach, postanowiliśmy rozegrać to inaczej. Mieszkamy niedaleko granicy z Tijuaną. Wpadłam na pomysł wylotu z tamtejszego lotniska. Kłopoty zaczęły się, kiedy wróciliśmy do Stanów. Mój mąż nie złamał prawa, ale straż celna strasznie się do niego przyczepiła podczas odprawy. Wypytywali o to, jak opuścił USA i do jakich państw się udał. Kilka razy zdarzyło się, że przejrzeli wszystkie jego rzeczy, dokładnie sprawdzali walizki i urządzenia elektroniczne. Takie męczenie ludzi za każdym razem, kiedy wracają do domu, jest trochę przykre.

Wszystkie te sytuacje sprawiły, że czuliśmy się postawieni pod ścianą. Zastanawiamy się nawet nad wyprowadzką z kraju. Nie wiem tylko, czy to dobre rozwiązanie. Jesteśmy bardzo zżyci z naszą rodziną, ja prowadzę własną działalność. Pod względem finansowym żyje nam się całkiem nieźle. Możemy zostać w Kalifornii, zacisnąć zęby i liczyć, że pewnego dnia prawa ulegną zmianom, albo dać sobie spokój i wyjechać. Takie życie to rodzaj kary, która nigdy się nie kończy.

* Gretschen mówi, że David i jego domniemana ofiara uprawiali seks za obopólną zgodą. Policja źle zinterpretowała sytuację, kiedy dziewczyna wysiadła z samochodu, żeby zwymiotować i przewróciła się na ziemię. Prokuratorzy twierdzą, że przez cały czas była nieprzytomna, a David dopuścił się „napaści seksualnej na zupełnie bezbronnej osobie".

Imiona zostały zmienione.