Robert Randolph & the Family Band - Got Soul

FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Robert Randolph & the Family Band - Got Soul

Na piątym albumie studyjnym rodzina Randolphów nie traci nic ze swej elektryzującej mocy.

Wśród młodego pokolenia czarnej sceny gitarowej niewielu jest artystów tak utalentowanych, a zarazem tak ostentacyjnie staroświeckich, jak Robert Randolph. Może jeszcze Gary Clark Jr., choć jemu zdarza się eksperymentować z hip-hopem, natomiast Randolph, wirtuoz elektrycznej gitary stalowej, konsekwentnie trzyma się tradycji gospelowo-bluesowego grania w ramach jam-bandu współtworzonego z siostrą Leneshą (wokal), bratem Marcusem (perkusja) i kuzynem Danyelem Morganem (bas i wokal).

Reklama

Na "Got Soul" składają się nie tyle piosenki sensu stricto, ile zbiór dzikich riffów, popisowych solówek i kościelnych chórków. Utwory płynnie przechodzą jeden w drugi, często niemal niezauważalnie, aczkolwiek nawet schemat obrany przez Randolphów ma swoje wyróżniki.

Natchnione "Find a Way" i "Be the Change" sugestywnie oddają specyficzny klimat baptystycznego Południa, podczas gdy "Love It What It Do" z gościnnym udziałem Dariusa Ruckera to już czyste Nashville, również lirycznie ("Love me like your favorite song / like you love your whiskey strong").

Nawet jednak gdy muzycy sporadycznie wyłamują się z konwencji, jak w utrzymanym w szaleńczym tempie "Lovesick", paradoksalnie i tak największe wrażenie sprawiają wtedy, gdy z niej nie wychodzą, a po prostu robią swoje, dają się nieść interpersonalnej, genetycznej chemii, która szczególnie uwydatnia się w kawałkach instrumentalnych, jak "Heaven's Calling" czy "Travelin' Cheeba Man". Gra nie toczy się tu wszak o wynalezienie koła, lecz o wyciśnięcie jak najpotężniejszej emocji z kliszy gatunkowej - stąd też cover standardu "I Thank You" z repertuaru Sama & Dave'a, a przerabianego już szeroko, od Isaaca Hayesa po ZZ Top, generuje nie mniejszą satysfakcję niż oryginalne kompozycje zespołu.

Dla kogo jest więc ta płyta? Odpowiedź przynoszą wersy zamykającego ją, intensywnie funkującego numeru "Gonna Be Alright": "Talking to the black man and the white man too / and the policeman and LGBTQ". Owszem, naiwne to jak pierwsze lepsze reggae, ale nie za ambitne teksty kochamy tę familię - i nie za eksperymenty.

Elementu zaskoczenia szukajcie zatem gdzie indziej, a tutaj podkręćcie basy na cały regulator i zwyczajnie poczujcie ten groove. Albo zakończcie przygodę z Randolphami już na etapie tej recenzji.