FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Kaz Bałagane - Radio Gruz

Dzieło brzmi może trochę na wyrost w przypadku polskiego ulicznego rapu, ale przecież zawsze są wyjątki od reguły. Taki mamy tutaj.

​Wyobraźcie sobie sytuację, że nagrywacie album, wobec którego oczekiwania są tak wygórowane, że z góry wiecie, iż możecie i tak nie podołać. Płyta w końcu już się pojawia, opinie o niej są skrajne, ale bierzecie sobie do serca chęć odkucia się i udowodnienia, że ktoś się mylił.

Kaz Bałagane, czyli jeden z najciekawszych i zarazem najlepszych polskich raperów ostatnich lat, już raz w tym roku mocno zaatakował ze swoim "Źródłem"​. Zdania o albumie były różne, ale wydana w Step Records płyta wcale nie była taka zła jak mówią o niej niektórzy. Wręcz przeciwnie, chociaż trzeba przyznać, że jej replay value w stosunku do poprzednich dzieł warszawskiego rapera, rzeczywiście jest o wiele mniejszy.

Reklama

Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. "Radio Gruz" to zdecydowanie najlepszy materiał, który wyszedł spod ręki Bałagane i zarazem jeden z najlepszych w polskim rapie… w ostatnich latach. Nie, nie jest to stwierdzenie górnolotne, chociażby z tego powodu, że mało komu udało się zachować wypracowywany przez lata street credit przy maksymalnej przebojowości swojej muzyki. Ta jest natomiast maksymalnie dopieszczona i pokazująca konsekwencję artysty w kreowaniu swojego wizerunku.

Minęły już czasy kiedy to Mordziaty dzielił swój rap i produkcję mniej więcej po równo. Bitmejkerem jest ponadprzeciętnym (na "Radiu Gruz" odpowiada tylko za "Intro"), ale być może właśnie dzięki temu wie gdzie i u kogo ma szukać odpowiednich podkładów. Nie byle jakich, bo maksymalnie stylowych, jakich próżno szukać w innych rodzimych ulicznych produkcjach opartych z reguły na samplowaniu tandetnego pianina. Liczy się chwytliwość, przebojowość, pogoń za trendami i przede wszystkim ten świetny cukierkowy feeling, którego nie powstydziłyby się największe gwiazdy zza oceanu. Brzmi ciekawie? Jak najbardziej, bo to, co pozostawili tutaj Olek, Johnny Beats, APmg, Worek i reszta to absolutnie klasa światowa. Co najważniejsze - wszystko utrzymane jest w jednym klimacie i przede wszystkim na najwyższym poziomie.

O ile dobre podkłady czasami niosą słabego rapera, to na "Radiu Gruz" mamy do czynienia z sytuacją, kiedy to niepodrabialny styl rapera po prostu sobie po nich płynie. Nie ma tutaj aż tylu historii o blokach jak to bywało kiedyś u Kazka, chociaż taki "Żar" spokojnie wpisuje się w ramy idealnego storytellingu warszawskich bloków. Tym razem jest trochę więcej luksusu, reminiscencji, kobiet i… jedzenia.

"Poka Fejs" i "Brunetki" to jedne z tych numerów, które powinny być grane na każdej zakrapianej imprezie, podczas której lokalsi próbują bawić się w prawdziwych hustlerów, a odbiegając od szowinistycznych standardów, to takie "Chaczapuri" jest najlepszym numerem zahaczającym o jedzenie od czasów dinalowych "Bułek z Szynką". Poszczególne numery można wymieniać i opisywać, bo wyjątkowość w opowiadaniu historii przez gospodarza nie podlega jakiejkolwiek dyskusji, ale warto też pamiętać o jednym. Ta masa kozackich linijek nie byłaby tak świetna, gdyby nie fakt, że wiele kawałków zostało ubarwionych genialnymi wręcz refrenami. To w jaki sposób Red czy Smolasty uzupełniają się z Bałagane, po prostu imponuje. Niespotykane wręcz na naszym podwórku.

Dzieło brzmi może trochę na wyrost w przypadku polskiego ulicznego rapu, ale przecież zawsze są wyjątki od reguły. Można rzucać klasycznymi przykładami sprzed lat, jak i również największymi w ostatnich miesiącach, czyli Pro8l3mem i Kazkiem. Ten drugi nie dość, że ubrał swoje najbardziej brutalne historie w przebojowy i imprezowy uniform, to na dodatek pokazał, że legalnie wydane "Źródło" było tylko dobrym wstępem do tego wydanego własnym sumptem dzieła. Nie powinno być na odwrót?