Jamie xx: Każdy utwór na płycie reprezentuje inne miejsce z naszej podróży

FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Jamie xx: Każdy utwór na płycie reprezentuje inne miejsce z naszej podróży

Nowy album The xx ukaże się już w ten piątek. O nowym materiale porozmawialiśmy z Jamie Smithem przed warszawskim koncertem grupy.

Zdjęcia: Francesca Allen

Fenomen grupy The xx w przypadku debiutu zadziwił chyba nawet sam zespół - trójkę (a początkowo czwórkę) przyjaciół, którzy wychowali się razem na jednym z osiedli południowego Londynu. Światowa sława, tysiące fanów na każdym kontynencie i setki wywiadów w przypadku wielu zespołów wystawiają znajomość trwającą od najmłodszych, dziecięcych lat na ogromną próbę. Uderzająca skromność i twarde stąpanie po ziemi pozwoliło The xx pozostać tą samą, rozumiejącą się bez słów paczką kumpli.

Reklama

Teraz zespół powraca z trzecim długogrającym albumem, zatytułowanym "I See You". To zwrot w zupełnie innym, bardziej taneczno-klubowym kierunku, który dobrze znamy z płyty Jamiego xx "In Colour" sprzed dwóch lat. Mały przedsmak nowego materiału dała nam krótka, złożona zaledwie z sześciu występów, rozgrzewkowa trasa koncertowa. W dniu warszawskiego koncertu spotkaliśmy się z Jamie Smithem, który z charakterystyczną dla siebie, lekką dozą nieśmiałości opowiedział nam o powstawaniu płyty "I See You".

Noisey: Wasza niedawna krótka trasa to powrót do koncertowania po dłuższej przerwie. Tęskniliście za byciem na scenie jako zespół?
Jamie xx: Chociaż sam pojawiałem się na scenie ostatnio dość często, to jako zespół rzeczywiście mieliśmy już głód koncertów. Myślę, że wzniesiemy to na kolejny, wyższy poziom, jeśli chodzi o radość czerpaną z występów na żywo. Tęskniłem za byciem w trasie z moimi przyjaciółmi. Kiedy występowałem solo, wszystko wyglądało inaczej. Teraz, kiedy znów dzielimy ze sobą scenę, możemy ze sobą rozmawiać i dzielić się naszymi wrażeniami. To naprawdę fajne uczucie.

Utwór, który otwiera waszą nową płytę ("Dangerous") brzmi zupełnie inaczej niż dotychczasowe nagrania The xx. Jest bardziej klubowy, słychać w nim więcej elektroniki. Jaka historia kryje się za tym kawałkiem?
Ten utwór powstał dość wcześnie. Tekst napisaliśmy chyba jeszcze podczas prac nad "Coexist". Później, kiedy zastanawialiśmy się już nad tym, jak chcielibyśmy, żeby brzmiał nasz nowy album, byliśmy naprawdę zadowoleni z brzmienia tego utworu. Chcieliśmy, żeby cały materiał poszedł właśnie w podobnym kierunku.

Reklama

Moje pierwsze odczucia po przesłuchaniu tego kawałka, mocno nasuwały skojarzenia z twoim solowym albumem. Sam powiedziałeś krótko po wydaniu "In Colour", że brzmienie tej płyty może sugerować, czego powinniśmy się spodziewać od kolejnego materiału The xx. Czy rzeczywiście te dwa albumy mają jakieś punkty styczne?
Myślę, że sposób, w jaki nagrywaliśmy materiał na moją płytę skierował nas na podobną ścieżkę również jako zespół. Tworzyliśmy muzykę jakby to był projekt, który nigdy ma nie ujrzeć światła dziennego. Nie narzucaliśmy sobie żadnych reguł. Wcześniej jako zespół trzymaliśmy się w studio wielu reguł. Teraz po prostu chcieliśmy kontynuować to, co sprawiało nam najwięcej radości…

Cały album jest dużym krokiem naprzód. Zmieniliście się jako zespół. Inny jest również koncept waszej nowej płyty. Jakie cele stawialiście sobie cele zanim zaczęliście nagrywać?
Naszym jedynym planem było zmienić całkowicie sposób nagrywania muzyki. Zamiast siedzieć w niewielkim studio w Londynie postanowiliśmy pojechać do miejsc położonych z dala od Londynu, w których nigdy wcześniej nie byliśmy i pomieszkać w nich razem. Traktowaliśmy to trochę jak wakacje, ale połączone z ciężką pracą. W Londynie wszystko wyglądałoby inaczej - przebywalibyśmy w naszych domach, wszystko byłoby bardzo rutynowe.

Które z tych miejsc spodobało się wam najbardziej? Marfa w Texasie? [Jamie miał na sobie czapkę z wyszytą nazwą tego miasta]
Można powiedzieć, że każdy utwór na płycie reprezentuje inne miejsce z naszej podróży. Przebywanie w każdym z tych miejsc było dla mnie tak samo ważne, a każde z nich podobało mi się na swój sposób. Na przykład utwór "Replica" reprezentuje Los Angeles. To pierwszy kawałek, który napisaliśmy zaraz po tym, jak dotarliśmy do LA. Będąc w Stanach zaplanowaliśmy sobie podróż samochodem z Seattle do LA. Podróż trwała około tygodnia. W jej trakcie słuchaliśmy muzyki, rozmawialiśmy. Kiedy dotarliśmy w końcu do LA był wieczór. Chwilę później zobaczyliśmy położony na wzgórzu dom, w którym mieściło się też studio. Wyobraź sobie, że byliśmy tak podekscytowani, że od razu poszliśmy do studia. Złapaliśmy za instrumenty i zaczęliśmy grać. Tak powstała "Replica". Mamy z tego okresu wspaniałe wspomnienia z każdego miejsca, w którym się pojawiliśmy.

Reklama

Ile utworów powstało w trakcie wszystkich sesji nagraniowych do "I See You"?
Myślę, że około 20-25. Części z nich nie udało nam się dokończyć, by umieścić je na na albumie, ale jestem pewien, że jeszcze do nich kiedyś wrócimy. Część utworów, które znalazły się w nowym materiale pochodzą z naszych wcześniejszych prac, starszych pomysłów…

Jakie było twoje pierwsze wrażenie, kiedy usłyszałeś nowy album w całości, kawałek po kawałku?
Najpierw słuchaliśmy wszystkich utworów bez ustalonej kolejności, a pierwszy raz mieliśmy kontakt z materiałem jako całością, kiedy odwiedziliśmy studio naszej wytwórni. Słuchając płyty pomyślałem sobie: "Wow, tu jest aż za dużo mnie! Jest tak mocno elektronicznie!". To brzmiało lepiej, niż się spodziewałem. Zupełnie inaczej odbiera się muzykę, kiedy dodatkowo siedzisz w pokoju z ludźmi, których bardzo szanujesz. Wyłapujesz elementy, których nie słyszałeś podczas nagrań w studio.

Skoro wspomniałeś o nagraniach, to jak wyglądał u was ten proces? Mieliście jakiś podział zadań w studio?
Zanim nagraliśmy ten album dużo rzeczy robiliśmy w pojedynkę. Tak często szlifowaliśmy różne swoje pomysły, by potem zespolić je w całość. Teraz natomiast dzieliliśmy się wszystkim, nie zastanawiając się, kto co będzie robił. Razem rozmawialiśmy o produkcji, wspólnie tworzyliśmy partię gitar, razem wymienialiśmy się pomysłami na teksty utworów.

Wszystkie teksty utworów pisaliście sami. Wcześniej powiedziałeś, że każdy kawałek w pewien sposób odnosi się do miejsca, w którym powstawał. Czy to samo możesz powiedzieć o tekstach piosenek?
Chyba nie do końca. Kiedy myślę o utworach, to oczywiście na klimat jaki oddają składa się również tekst, ale jest w nich też część, w której odbiorca ma swobodę interpretacji. Z drugiej strony każdy z tych tekstów w pewnym stopniu został natchniony miejscem, w którym powstawał. To było po prostu nieuniknione.

Reklama

Patrząc na to wszystko z perspektywy waszego pierwszego albumu, jak zmieniło się wasze podejście do tworzenia muzyki? 
Zdecydowanie czujemy się bardziej pewni siebie. Chociażby z tego powodu, że nie mamy już po siedemnaście lat. Przez te prawie dziesięć lat każde z nas nabrało tej pewności. Dorośliśmy, jesteśmy bardziej doświadczeni. Dzięki długim trasom i całym dniom spędzonym na graniu i tworzeniu poczuliśmy się bardziej muzykami, niż tylko dzieciakami z instrumentami.

W waszym pierwszym singlu z nowej płyty, "On Hold", użyliście rewelacyjnego sampla z kawałka Hall & Oates. Jak wygląda u ciebie selekcja sampli do późniejszego wykorzystania? Zdarza ci się, że gdzieś przypadkowo słyszysz jakiś kawałek i myślisz: "Wow! Jest super - muszę go wykorzystać!"?
Nie do końca (śmiech). Kolekcjonuję różne nagrania i słucham mnóstwo muzyki. W głowie mam pełno pomysłów na to, jakie kawałki mógłbym kiedyś wykorzystać. A co do "On Hold", to sam utwór powstawał przez kilka lat, bo wielokrotnie zmienialiśmy jego strukturę. Kiedyś siedząc w domu, przesłuchiwałem Hall & Oates i dla zabicia nudy i czystej zabawy postanowiłem spróbować coś z tym zrobić. Okazało się, że pomysł chwycił - to było czyste szaleństwo! Podobnie zresztą powstało "Loud Places" z mojego solowego albumu - coś co wydawało się zupełnie niepasujące do całości w końcowym efekcie zadziałało.

Zagraliście już kilka koncertów z nowym materiałem. Jesteście zadowoleni z tego, jak nowe utwory odbiera publiczność?
Tak, zdecydowanie! Te kilka koncertów było też dla nas wskazówką, jak powinniśmy grać, żeby być tak dobrzy, jak tylko potrafimy. Ludzie słyszeli te utwory po raz pierwszy i musieli przekonać się i polubić to, co robiliśmy na scenie.

W waszej koncertowej setliście podczas grudniowej trasy znalazły się też utwory z twojej solowej płyty. Od początku mieliście zamiar, by wpleść materiał z "In Colour" do występów The xx?
Wyjściowo to nie był na pewno mój plan. Ale ten czas, kiedy nowy album The xx jeszcze się nie ukazał, traktujemy jako okres przejściowy, więc miło było dołączyć parę kawałków z mojego albumu. Tym bardziej, że materiał ten miał duży wpływ na to, jak będzie brzmiała nowa płyta The xx.

Który z utworów z nowej płyty najbardziej chciałbyś już zagrać na żywo?
Nie mogę doczekać się, kiedy zagramy "Test Me", bo ten utwór naprawdę wiele dla nas znaczy, a w szczególności dla mnie. To pierwszy utwór, w którym śpiewam, więc muszę spróbować tego na żywo. To będzie dla mnie jednocześnie fajne i przerażające (śmiech).