FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

​Wild Books: Nie grozi nam kontrakt

Wild Books jest kontynuacją projektu, który powstał w pewnej sypialni, gdzie nagrywano kawałki na czteroślad, pukając nogą w tamburyn. Rok temu zespół grał na Openerze, ale nie grozi mu kontrakt
Ilustracja: Andy Lodzinski

Są kolejnym zespołem z warszawskiego podwórka, który nie tylko wygląda, ale i gra jak z innego, dalekiego kraju. Przez prawie dwa lata istnienia zdążyli wydać jeden album, który ukazał się na wszystkich możliwych nośnikach, a lada dzień pojawi się nowy materiał. To bardzo chwalebne, gdy żyjemy w czasach internetowych LP czy EP, które same w sobie są kuriozalnymi terminami. W czasach, w których coraz mniej zespołów chce utrwalać efekty swojej pracy na stałych nośnikach. Wild Books są analogowi nie tylko przez wydawanie na winylu i kasecie — ich piękne plakaty i grafiki przygotowywane są ręcznie i na sitodruku. Grają dużo koncertów, sukcesywnie objeżdżają Polskę, często przekraczając też wschodnią, jak i zachodnią granicę naszego kraju. Czuć w tym wszystkim serce i pasję. Chwalę to.

Reklama

VICE: Czym jest Wild Books?
Karol: Wild Books jest kontynuacją projektu, który jakiś czas temu Grzesiek rozpoczął w swojej sypialni, nagrywając tam rzeczy na czteroślad i pukając nogą w tamburyn.
Grzegorz: Teraz jest to dwuosobowy zespół.



No właśnie, zespół powstał jako jednoosobowy projekt, Grzegorzu zdążyłeś nawet kilka razy publicznie wystąpić. Co skłoniło cię, by zaprosić Karola?
G: Tak, wystąpiłem solo około 10 razy, ale nie lubiłem tych występów. Robiłem to, bo prosili mnie o to znajomi, którzy prowadzą kluby czy organizują koncerty.

Czyli byłeś „zapchajdziurą". Dlaczego nie lubiłeś tego grania?
G: Nie czułem się przygotowany, bo nie chciało mi się grać prób z samym sobą. Potrzebowałem trochę mobilizacji, dlatego zacząłem rozglądać się za perkusistą. Wtedy pewnego razu mijając Karola na schodach jednego z warszawskich klubów, zaproponowałem czy nie chciałby razem pograć. Z Karolem znaliśmy się wcześniej, w tym momencie około 10 lat.
K: Piękna historia… (szeptem)

Dlaczego nie zaprosiliście basisty? Czy im prostsza formuła, tym lepiej?
G: Wiesz, próbowaliśmy grać z basistami, np. Z Wolfim (Government Flu, Extra Lungs przyp. red), który jak sam wiesz, ma milion zespołów.
K: Wolfi mieszkał wtedy w Dreźnie i rzadko bywał w Polsce, a więc nie mógł się często pojawiać na próbach, a potem przeprowadził się jeszcze dalej, a plan był taki, by grać jak najwięcej. Poprzestaliśmy więc na dwuosobowym składzie, bo nie chcieliśmy się ograniczać.

Reklama

G: Ale nie wykluczamy, że kiedyś będziemy występować jako trio z basistą. Jeśli znajdzie się kiedyś ktoś, kogo bardzo lubimy i dogadamy się muzycznie i będzie miał czas i chęć.



Estetyka, w jakiej się poruszacie, jest dość popularna w USA, ale i na zachodzie Europy. Ktoś jednak mógłby zarzucić wam brak oryginalności, powielanie schematów – jak to skomentujecie?
K: Tak to prawda a właściwie muzyka ta jest popularna od końca lat 80. (w niezależnych środowiskach), ale wydaje nam się, że nie zrzynamy z nikogo bezczelnie. Myślę, że udało nam się wypracować naprawdę fajne brzmienie, z którego jesteśmy bardzo zadowoleni. Jeśli kogoś kopiujemy, to ja nie znam tych kapel.

Dlaczego nie macie managera?
K: Nie potrzebujemy go. Staramy się wszystko załatwiać sami, ale nie wykluczamy w przyszłości nawiązania współpracy z kimś odnośnie organizacji koncertów. Całą resztą wolimy zająć się sami.

No, okej a co by było, gdyby zgłosił się do was jakiś duży wydawca? Odmówilibyście?
G: Kłóciłoby się to z naszą filozofią. Wiesz, bycie w dużej wytwórni prócz oczywistych plusów wiąże się z wieloma minusami takimi, jak np. ingerencja w to, jak prowadzisz zespół, co grasz i jak wyglądasz. To nie dla nas.

Nie przeszkadza Wam to jednak występować na dużych festiwalach, których zaliczyliście kilka w tym dwa największe w Polsce. Gdzie wolicie występować — w małych ciasnych klubach czy na wielkich jak lotnisko scenach?
K: Wszystkie nasze koncerty są super!
G: Nie ma dla nas znaczenia czy gramy na wielkim festiwalu, czy w piwnicy. Jeśli zjawią się ludzie, którym będzie się podobać nasza twórczość, to będziemy szczęśliwi.

Reklama

Zauważyłem, że przywiązujecie dużą wagę do etyki DIY. Waszą debiutancką płytę w wersji winylowej wydaliście na spółkę z Instant Classic. Czy to była konieczność?
K: Płyta najpierw ukazała się na kasecie i CD w Instant Classic. Jednak naszym marzeniem było, by ukazała się również na winylu. Pierwotnie nikt nie był tym zainteresowany poza nami i mozolnie gromadziliśmy na ten cel fundusze. A w pewnym momencie Instant Classic i Extinction Records zaproponowały nam spółkę.
G: Innych propozycji nie było sam, więc widzisz, że kontrakt nam nie grozi! (gromki śmiech)



Wracając na chwilę do tych dużych festiwali na jednym z nich (Opener Festival) na scenie zawiesiliście flagę Akcji Antyfaszystowskiej. Zresztą nie był to pierwszy i ostatni raz, kiedy pojawiliście się w obecności tego typu haseł. Dlaczego?
K: Tak, stało się tak, ponieważ jesteśmy przeciwni nie tylko faszyzmowi i rasizmowi, ale również innym formom dyskryminacji jak seksizm czy homofobia.
G: Ostatnio zamieściliśmy na naszym Facebooku oświadczenie na temat stanowiska wobec przyjęcia uchodźców wojennych.
K: Ma dla nas duże znaczenie gdzie, z kim i dla kogo gramy.

Fotografia: Mikas

Pozostając na chwilę przy polityce. Byliście na wyborach? Na kogo głosowaliście? Co myślicie na temat przyszłości, jaka nas czeka przez najbliższą kadencję?
G: Tak, byliśmy na wyborach. Głosowaliśmy na RAZEM.
K: Moją nadzieję budzi fakt, że był to też impuls, aby oddać głos na kogoś rozsądnego, kto będzie teraz zbierał siły na kolejną nierówną walkę.
G: Ktoś kiedyś powiedział, że nadchodzą właśnie dobre czasy dla punk rocka.

Czyli będzie o czym śpiewać?
K/G: TAK! (śmiech).

Fotografia: Cienie. Dominika