FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

​Jak przetrwać podróż tanim busem do Berlina?

Odłożyłeś trochę pieniędzy na wymarzony wyjazd do mekki muzyki techno: Berlina. Twój budżet jest napięty niczym sznurówki w zakupionych specjalnie na tę okazję adidasach, przez co jedyne na co mogłeś sobie pozwolić to autobus za złotówkę

W końcu odłożyłeś trochę pieniędzy na wymarzony wyjazd do Polskiej Ibizy, mekki muzyki techno, ojczyzny Berghajmu, a przy okazji stolicy Niemiec: Berlina. Twój budżet jest napięty niczym nierozciągnięte sznurówki w zakupionych specjalnie na tę okazję adidasach, przez co jedyne, na co mogłeś sobie pozwolić, to zarezerwowany kilka miesięcy wcześniej bilet za złotówkę na autobus. Większość osób, z którymi o tym rozmawiałem, wspomina ten przejazd źle, żeby nie powiedzieć traumatycznie. Kamil, miłośnik piwa i berlińskiego falafela, na pytanie o rady na podróż odpowiedział tylko: „Polecam, kurwa, nie być wyższym niż metr siedemdziesiąt, bo jest mało miejsca. To przejebane 10 godzin".

Reklama

Kiedyś pracowałem rozwożąc auta z wypożyczalni samochodów – swoje busami się najeździłem. Od tych małych, niewiele większych od dostawczaków, po naprawdę duże, ojczyźniane Tytaniki – i powiem szczerze, że mało już co mnie zaskoczy. Widziałem ludzi śpiących w każdej możliwej pozycji, chłonąłem zapachy o jakich się nawet nie śniło pracownikom kanalizacji z 25 letnim stażem, a przy tym nie korzystałem ani razu z ubikacji w pojeździe. Przez rok takiej pracy stałem się istnym autobusowym ninją. Podróżowanie na kółkach to nie jest prosta sztuka, a jej świętym Graalem jest 10-godzinna wyprawa do Berlina (jeżeli jesteś szczęściarzem i mieszkasz bliżej zachodniej granicy – trochę krótsza). Oto kilka porad ode mnie i innych weteranów budżetowych podróży.

Rozważ inne opcje

Nie zachęcam do podróży autobusem. Jeżeli jesteś sknerą – nie bądź, i dołóż te parę złotych do pociągu. Jak nie masz pieniędzy oraz nie gonią cię terminy – to przełam się, jedź stopem.

Bądź na czas

Piszę poważnie. Większość dalekobieżnych autobusów dziś kursuje wedle ścisłego rozkładu jazdy z elektronicznym dozorem i po zamknięciu drzwi otworzą się one tylko na kolejnym przystanku. Proste nie? To też nie zrozumiem tych wszystkich luzaków, którzy wpadali na peron w ostatnim momencie, a gdy tylko odkrywali, że wrota do karocy nie otworzą się specjalnie dla nich, nie kryli swojego oburzenia. Zawsze było coś frustrującego w widoku ludzi dobijających się do drzwi. Raz autobus został nawet ostrzelany butelkami przez dworcowych imprezowiczów. Oczywiście byli głęboko zaskoczeni, że nie poczekał on, aż zakończą swój przystankowy melanż.

Fot. Wikimedia Commons

Reklama

Przygotuj coś na uspokojenie

Mi wystarczały zwykle słuchawki i film bądź też muzyka, ale każdy ma swoje sposoby. Karolina, partnerka Kamila, na pytanie jak sobie radzi z podróżą do Berlina autobusem z miejsca odpisała: „Xanax. Xanax, żeby przespać te 10 godzin. Najgorsze 10 godzin na świecie i to tym kursem nocnym". Kacper natomiast proponuje rozwiązanie mniej farmaceutyczne i doradza niewprawionym: „W Polskim Busie zastosowałem manewr, który pozwolił mi przespać prawie całą drogę. Kupiłem bilet na nocny przejazd, chyba ok 23. Przed wyjazdem wziąłem gorącą, rozluźniającą kąpiel, w której chlapnąłem browara. Ubrałem się w bawełniane dresy i ruszyłem na autobus. Na 10 minut przed odjazdem zjarałem gibona i zająłem miejsce na samym przedzie, gdzie jest więcej miejsca na nogi. Zdjąłem buty, rozwaliłem się na dwóch siedzeniach, przykryłem kurtką i puściłem muzykę filmową na mp3. Budziłem się ze dwa razy po drodze. Raz jak była jakaś turbo burza i drugi, jak było przetasowanie ludzi w Poznaniu. Kolejna pobudka to już szerokie kilkupasmowe drogi na obrzeżach Berlina".

Zajmij miejsce

Jeżeli choć raz jechałeś autobusem, nie tylko do Berlina, to wiesz jak duże znaczenie ma gra o trony naprzeciw przedniej szyby. W większości autobusów miejsca są przygotowane dla ludzi, którzy mają parówki zamiast nóg, a tych gdzie nasza odnóża traktowane są humanitarnie, w całym autobusie rozlokowano osiem. Plan taktyczny Bartka, podróżnika: „Najpierw ZAWSZE wpierdol się pierwszy, żeby zająć miejsce z przodu, nad kierowcą, bo tam jest najwięcej miejsca na nogi, a te 4 miejsca zawsze pierwsze idą się jebać. Jeśli nie uda ci się usiąść z przodu, to usiądź nad schodami, bo tam też możesz rozłożyć nogi (tymi przednimi schodami lub tymi środkowymi, koło kibli). Jak ci to nie wyjdzie, to wybierz miejsce, za którym nikogo nie ma. Wtedy szybko rozłóż fotel, połóż się i udawaj, że śpisz – prawdopodobnie nikt nie zwróci ci uwagi i nie usiądzie za tobą. Gdy żadna z tych rzeczy się nie powiedzie, to celuj raczej w przednie lub środkowe części autobusu. Tam łatwiej złapać wifi (niestety, z tyłu się rozłącza)". Możecie ignorować jego rady twierdząc, że to zbyt cebulowe, ale jeszcze przed drogą powrotną dojdzie do rewizji waszych poglądów.


Reklama

Tylko dobre rady. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Znaj etykietę

W końcu nie chcesz być TYM gościem lub TĄ typiarą, która naprzykrzała się innym całą drogę. Zacznijmy od kwestii podstawowej: zdjęcia butów. W lecie stosuję pewien podstęp i chwilę przed wejściem do autobusu zakładam na stopy najlepszy wynalazek ludzkości, czyli japonki (oczywiście). Tym sposobem oszukuję samego siebie, a moje wyrzuty sumienia stają się nieco mniejsze, bo stópki miałem na wierzchu jeszcze przed wejściem do busa. Magda, którą złapałem akurat w drodze powrotnej, mówi mi: „Jadę i umieram, bo założyłam wczorajsze skarpetki, przez co nie mogę dołączyć do polskiego rytuału zbiorowego ściągania butów…". Kolejna zasada, z którą trzeba żyć: jedzenie może śmierdzieć, ale nie hałasować. Nawet gdybyś na pokładzie podłączył mikrofalówkę i w niej odgrzewał w ryby, to nikt ci nie zwróci uwagi. Po prostu. Spróbuj jednak szeleścić paczką chipsów, to prędko ściągniesz na siebie nienawistne spojrzenia współtowarzyszy podróży. Najważniejsze: nie próbuj zwrócić komukolwiek uwagi. To jest tak duże faux pas, jak śpiewanie złej przyśpiewki na stadionie.

Drobne sprawy, wielka różnica

Rozmawiając z Olą, ta podrzuciła mi świetny patent na nocne kursy. Bierze ze sobą pustą poszewkę na jaśka i wypycha ją rzeczami. W ten sposób ma na czym spać i nie bierze nieporęcznej poduszki. Moim stałym towarzyszem podróży jest komplet zatyczek do uszu, które pomagają mi choć trochę oddzielić się od świata zewnętrznego, pełnego płaczu dzieci. Jeszcze inna Karolina radzi, by trzymać bagaż z daleka od łazienek, bo jej został raz ochlapany przez nieszczelny zbiornik. A także by przed przystankiem położyć rzeczy na siedzeniu obok i spać na nich, co jest skutecznym sposobem na niechcianych towarzyszy podróży. Od siebie doradzam trzymać wszelkie jedzenie w plastikowych pojemnikach i dobrze je schłodzić przed samą podróżą, bo pomimo klimatyzacji nieraz okazywało się, że cukierki stały się słodkimi ślimakami.

Miłego stania w kolejce do wiadomego klubu.