Tomasz Budzyński: Opowiadam historię miłosną

FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Tomasz Budzyński: Opowiadam historię miłosną

"Dostojewski napisał, że piękno zbawi świat. Sztuka jest skierowana do wszystkich ludzi, a nie do określonych opcji politycznych, które się nienawidzą i zwalczają".

Mogłoby się wydawać, że w ostatnich miesiącach Tomasz Budzyński powiedział już praktycznie wszystko. W 2015 roku był współautorem trzech ("Toń" Armii, Rimbaud i "Źródło" 2 Tm 2,3) bardzo różnych (ale równie ciekawych) płyt; niedawno udzielił też szczerego książkowego wywiadu "Miłość" przeprowadzonego przez Tomasza Ponikło. Wokalista legendarnej Siekiery szerszej publiczności pokazał się także w programie "Dezerterzy" Łukasza Orbitowskiego. Nam Budzy opowiedział między innymi o wartościach życiowych, muzyce, współczesnej popkulturze i… NBA.

Reklama

​​Noisey: Ostatni raz rozmawialiśmy po premierze "Moru" Trupiej Czaszki - rozpocząłem wtedy wywiad od kwestii radykalizmu, a dziś chciałbym wrócić do tego wątku. Przyznałeś, że "Mor" jest najmocniejszą płytą, jaką do tej pory nagrałeś - po ubiegłorocznej premierze "Rimbaud" to stwierdzenie już chyba jednak nieaktualne. Mocny wydźwięk miał również wywiad-rzeka "Miłość", w której wiele twoich opinii wydaje się być bardzo zdecydowanych (specjalnie nie używam słowa radykalnych). Czy nie jest tak, że im starszy jesteś, tym więcej pewności w działaniu i tym więcej furtek - artystycznych i światopoglądowych - pozwalasz sobie otwierać? 
Tomasz Budzyński: Mam już 54 lata, a co za tym idzie pewnego rodzaju doświadczenie życiowe i artystyczne. Furtki, o których mówisz, dotyczą głównie muzyki i malarstwa zajmującego mi ostatnio coraz więcej czasu (śmiech). Jeżeli chodzi o światopogląd, to ponad dwadzieścia lat temu otworzyły się dla mnie drzwi prowadzące ku wtajemniczeniu w chrześcijaństwo. Wszedłem na tę tajemniczą drogę, która stała się przygodą mojego życia. To nie są teorie, tylko fakty, wobec których nie mogę przejść obojętnie. Chrześcijaństwo nie jest jakimś tam światopoglądem, ale doświadczeniem Boga. Na nowej płycie Armii jest mówiący o tym utwór "Cud". Chodzi mi o to, że w życiu każdego z nas zdarzają się sytuacje, które są słowem Boga dla nas i wobec których trzeba zająć konkretne stanowisko. Nie da się przed tym uciec albo wymigać - to są punkty zwrotne i być może trzeba wtedy przewartościować całe swoje życie. Oczywiście można się tak znieczulić, że nie widzi się ani nie słyszy już niczego. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach wielu ludzi traktuje życie jak jakąś grę komputerową, gdzie następuje powolna utrata tożsamości. Ta alienacja jest wielką pułapką, ponieważ  prowadzi do skrajnej formy egoizmu, a na końcu do jakiejś psychozy. Czemu oni łykają tyle pigułek antydepresyjnych? Skąd ten strach?  Kościół od ponad dwudziestu lat uczy mnie życia tu i teraz. Muszę być przytomnym, żeby czuwać i nie zasnąć - Chrystus przechodzi czasem bardzo blisko i chce Cię uwolnić z więzienia. Niestety, jak się jest "graczem" można to przegapić.

Reklama

Gdy wydawałeś swoją debiutancką książkę "Soul Side Story", mówiłeś że od początku chciałeś napisać ją sam. "Miłość" natomiast ma formę wywiadu-rzeki. O ile pierwsze wydawnictwo przypominało opartą na wspomnieniach gawędę przy kominku, o tyle rozmowa z Tomaszem Ponikło uzewnętrznia twoją bardzo osobistą stronę. Praca nad którą z tych pozycji była dla ciebie trudniejsza?
Znacznie trudniejsza była "Miłość". "Soul Side Story" pisałem kiedy chciałem i o czym tylko chciałem. Wspominałem w niej stare czasy i często opowiadałem o wszystkim z przymrużeniem oka. Jeśli chodzi o powstawanie najnowszej książki, to przez kilka dni odnosiłem się do kwestii, od których nie ma ucieczki. Bo pytania o miłość są trochę pytaniami o sens życia - warto je sobie zadawać. To sprawy kluczowe i dobrze jest o nich mówić. To sprowadza człowieka na ziemię, bo tu już trzeba wejść we własną historię, a nie bujać w wirtualnej przestrzeni. Takie lądowanie, pomimo czasem bolesnej konfrontacji z samym sobą, jest zawsze wartościowe.

Robert Brylewski mówiąc o osobistych historiach zawartych w jego autobiografii "Kryzys w Babilonie" przyznał, że w trudnych życiowych momentach dobre rady innych ludzi pomagały mu wrócić na prostą i on teraz liczy, że jeśli ktoś będzie miał podobne problemy, to będzie mógł z jego opowieści zaczerpnąć coś dla siebie. Myślałeś o "Miłości" w kategoriach drogowskazu? 
Wydaje mi się, że mógłbym prowadzić kursy przedmałżeńskie (śmiech). A tak poważnie, to ja chcę tylko podzielić się moim doświadczeniem i dodać odwagi - chcę powiedzieć, że Bóg kocha człowieka, a miłość jest możliwa. Doświadczam tego na co dzień w swojej rodzinie, w relacjach z żoną i dziećmi. Opowiadam historię miłosną.

Reklama

Starałeś się przekazać dzieciom swoje muzyczne fascynacje?
Nie musiałem im niczego przekazywać - po prostu słyszały muzykę, która leci w domu od rana do wieczora. Tak samo było z grą na instrumentach, nigdy ich do niej nie przymuszałem. Gitara stoi na widocznym miejscu, dzieci brały ją kiedy chciały i tak same się nauczyły grać. Teraz mój siedemnastoletni syn Stasiek gra ze mną koncerty, ostatnio nawet wystąpił z Armią. I tutaj znowu dochodzimy do szerszej kwestii niż tylko przekazywanie muzycznych fascynacji.

To znaczy?
Do wychowania dzieci i przekazania im wiary. Dla mnie rodzina jest najważniejsza, mówię tu o chrześcijańskiej rodzinie, gdzie człowiek może naprawdę wzrastać i gdzie może zaistnieć miłość i jedność. Dzieci muszą doświadczyć miłości, muszą ją na własne oczy zobaczyć. Wychowanie dzieci polega na tym, aby kochać swoją żonę. Nie chodzi o prawienie jakichś morałów czy uczenie pacierza, tylko świadectwo życia. Dzieci są doskonałymi obserwatorami i nic się przed nimi nie ukryje. Poza tym co ma być do ukrycia? Kłótnie za zamkniętymi drzwiami? Co za hipokryzja! U nas wszystkie drzwi są otwarte. Kłócimy się przy dzieciach, ale i przy dzieciach prosimy się nawzajem o przebaczenie. To jest doświadczenie śmierci i zmartwychwstania. To jest skała na której stoi Dom.

Miłość polega na służeniu drugiemu. Jeżeli kochasz swoje dzieci, to się nimi interesujesz - wiesz co robią, co oglądają  i co  czytają. Wiesz o tym bo masz dla nich czas; przebywasz z nimi i rozmawiasz. Ktoś, kto pracuje po 18 godzin dziennie nie kocha swoich dzieci - nawet nie wie, że je ma, a swój czas poświęca nie drugiemu człowiekowi, tylko zarabianiu pieniędzy. Tacy ludzie w zasadzie nie zakładają rodzin i nie mają dzieci. To jest jakaś karykatura życia, patologia. Życie tylko dla siebie w konsumpcyjnej kulturze nadmiaru.

Reklama

​​Od razu przyszedł mi do głowy utwór "Człowiek nie jest sam" z twojej solowej płyty "Osobliwości".
Człowiek nie chce być sam. Samotność jest piekłem, właśnie dlatego demon chce zniszczyć rodzinę, bo tam człowiek nie jest sam. Dzisiejsza kultura, w której żyjemy, przypomina równię  pochyłą, a na samym dnie tego upadku znajduje się samotny człowiek. Samotny w ciemności i w kompletnym bezsensie życia. Europa wyrzekła się chrześcijaństwa i ma dziś wielki problem, bo tej pustki nie da się niczym zapełnić. Dlaczego współczesny człowiek, który niby wszystko posiada, jest taki nieszczęśliwy? Skąd u człowieka cywilizowanego, jak powiedział Ricoeur, taka krucha psychika? Skąd plaga samobójstw w świecie dobrobytu i nadprodukcji? Ale skoro człowiek nie ma po co, a właściwie dla kogo, żyć… Ludzie autentycznie cierpią. W rodzinie można kochać i być kochanym - doświadczyć sensu, bo sens życia ludzkiego łączy się z miłością - byciem dla innych.

Dziś obserwuję to bardzo niepokojące zjawisko, gdzie młodzi ludzie nie chcą się żenić, nie chcą zakładać rodzin, nie chcą mieć dzieci. Widzę bardzo poważny kryzys tak zwanej męskości. Nawet męska moda jest zniewieściała. Młody chłopak boi się wziąć na siebie jakąkolwiek odpowiedzialność. Jest to też ogólny kryzys wiary i ojcostwa, bo aby chłopak stał się mężczyzną, musi mieć ojca. W dzisiejszych czasach niestety nie jest to zagwarantowane. Ojciec zniknął. Chcę zwrócić uwagę, że w filozofii gender nie istnieje coś takiego jak ojciec. A ta figura jest bezwzględnie potrzebna do normalnego rozwoju dziecka.

Reklama

W wywiadzie z Łukaszem Orbitowskim kilkakrotnie użyłeś określenia trzeba skoczyć w przepaść. To bardzo mocne słowa.
Należy postawić sobie pytanie - co podtrzymuje twoje życie? Bóg czy pieniądze? A może twój rozum? Chcesz to sprawdzić? Jeżeli nie zaryzykujesz, to nigdy się nie dowiesz. Chrystus w Ewangelii mówi "idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim". Szatan zaraz powie, że przecież to jakieś szaleństwo… a może jednak nie zginiesz ? Może twoje szczęście wcale nie zależy od tego ile masz pieniędzy i dóbr. Chrystus mówi wiele innych rzeczy w tym stylu, jak chociażby "idź po wodzie". Tak powiedział do Piotra: "idź po wodzie". I on rzeczywiście szedł po wodzie. Jednak gdy zdał sobie sprawę z tego, co naprawdę się dzieje, gdy jego "rozsądek" nagle doszedł do głosu, zaczął tonąć. Tak jakby stwierdził: "przecież to co robię jest niemożliwe"! Chrystus podał mu rękę i spytał "czemu zwątpiłeś, człowieku małej wiary"? To są  codzienne słowa skierowane do każdego z nas, do mnie, do ciebie… czemu znowu zwątpiłeś?

Mimo wszystko, to dość trudne - człowiek przecież ma naturalny instynkt samozachowawczy.
Nikt nie mówił, że nasze życie ma być łatwe. Wręcz przeciwnie, życie ma być zmaganiem i walką aż do zaparcia się swojego "ja". A czego chce to "ja"? Ja chce królować, chce się wygodnie urządzić w życiu, chce być centrum wszechświata. Bądź wola moja - tak brzmi codzienna modlitwa. Dramat polega na tym, że w pewnym momencie to "ja" staje się bogiem a drugi człowiek wrogiem, bo egoistyczne "ja" urządza sobie życie zawsze czyimś kosztem.

Reklama

A nie uważasz, że nawet jeśli dla kogoś to ja jest Bogiem, to nie musi wcale drugiego traktować jak wroga? To aż tak zerojedynkowe?
Jeśli w centrum świata jest nasze "ja", to ten drugi zawsze będzie dla nas zagrożeniem, ponieważ tak żyjąc, wszystko ofiarujemy sobie. Egoizm totalny. Dzisiejsza kultura mówi to, co napisał kiedyś Sartre - "piekło to inni".  My mówimy zupełnie coś odwrotnego, mówimy - "drugi jest Chrystusem". W dzisiejszej kulturze nie ma miejsca na miłość, jedność czy przebaczenie, ponieważ drugi jest piekłem. Żeby odwrócić taki sposób myślenia, a co za tym idzie i życia, trzeba usłyszeć Ewangelię - Dobrą Nowinę. Trzeba spotkać Chrystusa! Nagle okazuje się, że wcale nie musisz tak kurczowo walczyć o swoje życie, a pieniądz, w imię którego ludzie robią te straszne rzeczy, przestaje być najważniejszy.

To nie są teorie - chrześcijaństwo nie jest teorią, tylko wydarzeniem. Jest historią miłosną, a każdy człowiek chce doświadczyć miłości. Bóg kocha człowieka, kocha go takim, jakim jest. Kocha mnie - grzesznika i nie brzydzi się mną. Nie ma takiego upadku, z którego Chrystus nie mógłby człowieka podnieść. Nigdy nie jest za późno, aby się opamiętać i zawrócić. Odwagi! Dlatego tak ważne były te Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. Dla Polski, która jest dziś podzielona i targana brutalną walką polityczną, było to wydarzenie wprost kolosalne - najważniejsze od dziesięcioleci. Chrystus przybył, aby pokazać nam, że można żyć w zgodzie. Trzeba być kompletnie ślepym, żeby tego nie zauważyć. Ciekaw jestem, czy nasi politycy wyciągnęli z tego jakieś wnioski… Idź  i patrz, bo "w twoim mieście był cud" [nawiązanie do utworu otwierającego płytę "Toń" - przyp. aut.]. Jest możliwe prawdziwe braterstwo, prawdziwa wspólnota! Chrystus, który był obecny w tych młodych ludziach, to sprawił. I to jest wydarzenie! Te fakty przemawiają głośniej niż wszelkie teorie i filozofie i na nich można opierać swoją wiarę. Miałem szczęście w tym uczestniczyć, a z 2Tm2,3 graliśmy na Błoniach dla ponad stu tysięcy ludzi. Widziałem to na własne oczy i jestem za to bardzo Bogu wdzięczny .To wszystko wydarzyło się naprawdę, a nie w wirtualnej rzeczywistości, dlatego współczesna kultura zachodnia, którą dziś rządzi antychryst, już nas nie oszuka.

Reklama

Czy w takim razie uważasz, że w dzisiejszej popkulturze w ogóle można znaleźć elementy kultury? Jedno drugiego nie wyklucza?
W dzisiejszych czasach obserwujemy wielki postęp techniczny, niestety nie idzie to w parze z postępem duchowym, bo Europa żyje tak, jakby Boga nie było. Kondycja duchowa jest wprost tragiczna, w zasadzie to można użyć słowa katastrofa. Ta kultura nie ma nam już nic do zaoferowania. Wystarczy pójść na międzynarodowy festiwal filmowy Nowe Horyzonty we Wrocławiu, aby zobaczyć w jakiej pustce tkwi na przykład artystyczne kino. Są oczywiście takie wyjątki jak "Koń turyński" Béli Tarra, ale to jest jakiś głos wołającego na puszczy. Nie znam się zbytnio na popkulturze, bo nie jestem jej odbiorcą. Mówię o pustce współczesnej sztuki, w której też odbija się życie, a raczej jakaś żałosna jego namiastka.

Nie można chyba powiedzieć, że jesteś elementem tej popkultury. Nie pojawiasz się w popularnych programach, żyjesz na uboczu mediów. 
Nie interesują mnie za bardzo popularne media, bo ich poziom przybliża się do jakiegoś dna. Ja to jestem tak naiwny, że ciągle myślę o misji, jaką powinny mieć publiczne radio i telewizja. Ale oni zamiast kształtować gust słuchacza, zniżają się do najniższych poziomów, aby schlebiać prostactwu. Jak chociażby radiowa Trójka, która w ostatnich latach stała się czymś wprost beznadziejnym. Podobno któraś szefowa wyraziła się, że Konkurs Chopinowski to nie ich target. Sorry, ale taki Jan Weber to chyba przewraca się w grobie… Słyszałem, że są organizowane jakieś kuriozalne protesty w obronie Trójki. Zastanawiam się, czego oni chcą bronić?  Nie przyłączę się do takiej akcji, ponieważ pamiętam czasy prawdziwej świetności tej stacji - ale to było bardzo dawno… Jakby co, to chętnie zostanę jej dyrektorem (śmiech)! Całe szczęście i Bogu dzięki, że jest jeszcze radiowa Dwójka.

Reklama

​​Jak w takim zapatrujesz się dzisiaj na punk rocka, z którego bądź co bądź twoja tożsamość artystyczna wyrasta?
Szczerze mówiąc to przebywam dziś trochę w innych rejonach artystycznych, ale czasem lubię sobie włączyć Bad Brains (śmiech). To nie są tylko sentymentalne wspomnienia, czego dowodem jest zespół Trupia Czaszka, w którym czuję się jak ryba w wodzie i gdzie zachowało się coś z tamtego ducha. Myślę tu tylko o estetyce, która była dla mnie w tych zamierzchłych czasach bardzo atrakcyjna. Nigdy nie byłem wyrazicielem tak zwanej punkowej ideologii, mnie pociągała ta dzika muzyka, poszarpana odzież i rozczochrane włosy (śmiech)! Spotykam się też tu i ówdzie z dawnymi kolegami, grałem nawet ostatnio  koncerty z zespołem Moskwa. Nie za bardzo się orientuję, co dzieje się dziś na scenie punkowej, ale moja córka puściła mi jakiś czas temu kawałek poznańskiego zespołu Deszcz i bardzo mi się to podobało!

Istnieje taki stereotyp, że artysta najbardziej kocha swoje ostatnie dzieło. Masz tak z "Tonią" Armii?
Im wyżej stawiasz sobie poprzeczkę, tym trudniej ją potem przeskoczyć (śmiech). Ale w twórczości nie chodzi o udowadnianie czegokolwiek. Muzyka to nie są jakieś wyścigi. Bardzo jestem zadowolony z wydania "Toni", a jeszcze bardziej z koncertówki "Tam gdzie kończy się kraj". Po trzydziestu latach grania nie są to jakieś starcze podrygi (śmiech). Jest czad! Cieszę  się z faktu, że mam też wiele projektów, w których mogę się wyrazić w inny sposób - na przykład Rimbaud. Dla mnie, jako artysty, współpraca z Trzaską i Jacaszkiem to wielki zaszczyt i krok naprzód.

Trzeba przyznać, że momentami na płycie Rimbaud jest zaskakująco - jak chociażby w przypadku falsetów.
Nie wiem. czy jest jakiś próg wokalnej ekspresji, jako piosenkarz staram się dawać z siebie wszystko, pomimo tego, że jestem już starszym panem. Od jakiegoś czasu zacząłem balansować na krawędzi, skąd już tylko krok od upadku i śmieszności. Ale co? Mam się rozłożyć na jakiejś wygodnej kanapie i przysnąć? Jak się słucha takiego Captaina Beefhearta z płyty "Trout Mask Replica" to widać, że prawdziwi artyści podejmowali czasem bardzo wielkie ryzyko.

Nie śpiewam po to, aby spełniać czyjeś oczekiwania ani nie gram pod publikę. To, co robię, nie musi się wcale wszystkim podobać, a  już na pewno nie znajdzie się na liście przebojów Trójki (śmiech).

Lubię słuchać jak ktoś dobrze śpiewa - do głowy przychodzą mi choćby Freddie Mercury czy Chris Farlowe. Taka muzyka sprawia mi wielką przyjemność, ale czasem muszę posłuchać też tej wścieklicy  Diamandy Galas albo wzdychania Meredith Monk. W ogóle ostatnio często chodzę na awangardowe koncerty, żeby  posłuchać moich kolegów. Najczęściej jest to ostry free jazz, jakaś wariacka szamotanina, walka z samym sobą i z publicznością. Zastanawiam się, dokąd to prowadzi i co z tej szamotaniny wyniknie… może przebiją się w końcu na druga stronę do królestwa gdzie rozbrzmiewa muzyka sfer (śmiech). Ale wolę już to niż oglądanie zespołu mocno siwiejących panów, którzy ubrani w  krótkie spodenki udają nastolatków. Uważam, że w pewnym wieku dobrze jest zachować jakąś… godność (śmiech).

Masz w planach jeszcze jakieś nowe projekty?
Mam kilka projektów, więc nie muszę się z niczym spieszyć. Chcę robić to, co w konkretnej chwili najbardziej mnie ciekawi. Poważnie myślę o nagraniu płyty tylko na głos solo. Chciałbym nagrać ją w starożytnych grobowcach w Mykenach w Grecji. Byłem tam dwa lata temu. Wszedłem zupełnie sam do środka i zacząłem śpiewać. To była spontaniczna wokaliza, pieśń bez słów. Po cichu podeszła moja żona i gdy skończyłem, powiedziała: "szkoda, że nikt tego nie nagrał". Postanowiłem więc tam wrócić i to zarejestrować. Nie wiem co z tego będzie, ale spróbuję. Myślę o tym poważnie i traktuję to jako swojego rodzaju  wyzwanie artystyczne. Z kolei 2Tm2,3 planuje też wydanie płyty czadowej - pierwszej od dziesięciu lat - bardzo podoba mi się ten pomysł. W aktualnym składzie Armii też gra się świetnie, więc pozostaje tylko czekać aż spotkamy się na próbach. Jestem niezwykle zadowolony z naszych  ostatnich koncertów, których efektem jest wydany wspomniany wcześniej album "Tam, gdzie kończy się kraj".

Podczas jednego z marszów KODu z głośników dobiegały dźwięki "Hej czy nie wiecie" Kultu. Co byś zrobił, gdyby któraś z frakcji politycznych sięgnęła po "Niezwyciężonego"?
Dla mnie sztuka pochodzi od Boga i jest czymś pięknym, dobrym i szlachetnym. Dostojewski napisał, że piękno zbawi świat. Sztuka jest skierowana do wszystkich ludzi, a nie do określonych opcji politycznych, które się nienawidzą i zwalczają. Politycy chcą nas podzielić szczując ludzi na siebie przy pomocy tych do cna zdziczałych mediów. Sztuka nie może się tak upodlić. Występowanie na takich politycznych wiecach uważałbym za zdradę swojego powołania, powołania artysty, który ma swoją sztuką służyć wszystkim ludziom. Poza tym  jako chrześcijanie nie jesteśmy ani z prawicy, ani z lewicy. Jesteśmy z nieba. Tam jest nasza ojczyzna.

Kilka tygodni temu ukazał się artykuł, w którym posądzano 2 Tm 2,3 o satanizm. Łatkę rocka chrześcijańskiego przypinano ci dość często, ale na satanizm chyba nikt wcześniej nie wpadł.
Jakakolwiek polemika z tym jest bez sensu. Niektórzy ludzie niestety muszą wszystko szufladkować, ale to jest spłycanie myśli i poważne zawężanie horyzontów. Ja się w takich szufladkach bardzo źle czuję, strasznie tam ciasno. Osobiście nie nagrałem niczego, z czego musiałbym się komuś tłumaczyć, albo się wstydzić.

No to czas na ostatnie pytanie - tylko dla zainteresowanych. Uważasz, że Golden State Warriors z Kevinem Durantem w składzie pozamiata resztą NBA?
Myślę że Durant, który jest zresztą moim ulubionym zawodnikiem, po prostu bardzo chce zdobyć wymarzony pierścień. Nie przepadam za LeBronem, ale mam wielki szacunek do Cleveland za odwrócenie losów tegorocznych finałów - po czterech meczach byłem pewny, że już po wszystkim. [Cleveland jako pierwsza drużyna w historii przegrywając 1-3 potrafiła dojść do stanu 4-3 i zdobyć mistrzostwo - przyp. aut.]. Brawo Irving! To on według mnie zasłużył na miano MVP finałów. To piękny sport!