Sampha - Process

FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Sampha - Process

W czasach taśmowej produkcji muzyki Sampha jest prawdziwym oryginałem. Debiutancki longplay wypuścił... siedem lat po premierowej epce.

Przytoczony fakt pewnej opieszałości w nagraniach nie oznacza wcale, że Sampha ten okres przeleżał w bezruchu na kanapie, oglądając telewizję i podjadając paluszki. Była przecież w 2013 roku kapitalna EP "Dual", było ogrom świetnych występów gościnnych (o części z nich więcej powiedział nam w wywiadzie kilka miesiący temu), było koncertowanie u boku SBTRKT-a, w końcu były też produkcje dla innych twórców - z FKA twigs i Katy B na czele.

Reklama

Przede wszystkim były jednak duże problemy, by nie rzec wprost - dramaty - w życiu osobistym, o których mieszkaniec Londynu opowiada na płycie bez ogródek i owijania w bawełnę. Warstwa tekstowa to zdecydowanie ciężki kaliber. Sampha śpiewa o zmarłych rodzicach, o przeróżnych obawach targających nim w okresie, gdy matka zmagała się z rakiem. Lyrikę na "Process" można traktować jako zapis trudnych czasów, gdy to muzyka stawała się najbliższym przyjacielem Samphy, jego konfesjonałem, towarzyszem samotności. Są też wspomnienia z dzieciństwa, okresu beztroski, ale skonfrontowane poniekąd z ostatnimi traumami.

Gospodarz do perfekcji opanował granie emocjami i osiąganie maksymalnego efektu minimalnymi środkami. Czasem wystarczy mu tylko pianino (fantastyczny, poruszający do cna singiel "(No One Knows Me) Like The Piano"), czasem dodatek hipnotycznych klawiszy i różnych przeszkadzajek, nadających kompozycjom oryginalne brzmienie. Warto podkreślić to, że Sampha nad całością produkcji czuwał rzecz jasno samodzielnie, zdając się na wsparcie Rodaidha McDonalda, związanego od dawna z labelem XL. I zgodnie z przewidywaniami trudno "Process" usadzić sztywno w gatunkowej szufladzie, bo tyleż w muzyce londyńczyka soulu, co i tego fascynującego r&b znanego z dokonań Keleli, FKA twigs albo Franka Oceana, jak i elektroniki w charakterystycznym dla Wyspiarzy wydaniu. Co najciekawsze - nie sposób odmówić Samphie umiejętności delikatnego, wysmakowanego flirtowania z popem.

"Process" to jeden z najciekawszych debiutów tej dekady. Płyta spójna, fantastycznie zaśpiewana, zmuszająca do refleksji i przypominająca, jak wiele może sobą nieść soul. Cieszy że stoi za nią skromny, odrobinę zamknięty w sobie i unikający medialnego hajpu oraz tanich skandali artysta, któremu od serca życzyć można, aby w przyszłości miał powody do nagrywania choćby trochę weselszych albumów. Bo smutek oczywiście może być piękny, ale na dłuższą metę jednak trochę męczy.