FYI.

This story is over 5 years old.

Ludzie z cienia

Gosia Płysa - Unsound Festival: Będziemy odkrywać nowe miejsca i przywozić stamtąd artystów

Jak stworzyć muzyczny festiwal niepodobny do żadnego innego?

Muzyka, jak każda inna gałąź przemysłu, ma to do siebie, że pomysł gdzieś z tyłu głowy artysty dzieli od gotowego produktu stosunkowo długa droga. Teraz zastanów się, ile razy pomyślałeś o wszystkich osobach zaangażowanych w proces powstawania muzyki: producentach, menadżerach, bukerach. Oni wszyscy dbają o to, żebyś mógł pójść do sklepu, wziąć z półki płytę, a po jej przesłuchaniu, kiedy stwierdzisz, że z chęcią zobaczyłbyś ten zespół live – żeby koncerty trafiły tam, gdzie jest na nie potrzeba. Zbyt często się o nich zapomina, więc my postanowiliśmy z nimi porozmawiać. Oto Ludzie z cienia - niezastąpieni, choć dla wielu niewidoczni.

Reklama

Gosia Płysa to współorganizator (razem z Matem Schulzem) krakowskiego Unsound Festival, niezwykle cenionego w Polsce i za granicą festiwalu promującego muzykę nieoczywistą i eksperymentalną. Projekt doczekał się swoich edycji między innymi w Nowym Jorku, Toronto, Adelaide i Londynie, zawsze odkrywając przed fanami muzyki inspirujące, często zapomniane industrialne przestrzenie miejskie. Unsound Festival wielokrotnie stwarzał okazję do wielkich muzycznych spotkań pomiędzy artystami, którzy wcześniej nie odważyli się ze sobą współpracować. Zeszłoroczny motyw przewodni Surprise udowodnił również, że nazwiska w lineupie wcale nie muszą być najważniejsze. Chwilę później cały świat obiegła informacja o rzekomym występie Buriala podczas show w Kopalni Soli w Wieliczce. Jak było naprawdę oraz czego możemy spodziewać się po tegorocznym motywie Dis-location - o tym opowiedziała nam kolejna bohaterka naszego cyklu.

Przeczytaj wywiad poniżej.

Gosia Płysa i Mat Schulz - współorganizatorzy Unsound Festival

Noisey: To jak w końcu było z Burialem? Wystąpił podczas zeszłorocznej edycji Unsounda?
Gosia Płysa: Nie mogę powiedzieć (śmiech). Zamysł występu był taki, żeby tożsamość artysty, który wystąpił, utrzymać do końca w tajemnicy. Nikt nie wie, czy to był on, czy nie. Na tym polega urok tego koncertu. Skłania to również do refleksji. Czy to w ogóle ma jakieś znaczenie? Motyw Surprise stawia pytanie o to, kim jest artysta. Czy świadomość, że to jest osoba o danym nazwisku wpływa na budowę jego artystycznej tożsamości, czy poruszamy się w sferze etykiet i nazw, czy sama muzyka i występ jest dla nas wystarczająca?

Reklama

Krótko zanim ogłosiliście myśl przewodnią zeszłorocznej edycji festiwalu, zupełnie przypadkiem zastanawiałem się ze znajomymi, czy w Polsce sprawdziłoby się coś podobnego i myśleliśmy tylko o pojedynczych niewiadomych, jak na przykład ma to miejsce na Glastonbury, a u was te niewiadome zdominowały lineup. Nie obawialiście się, że motyw Surprise może nie chwycić?
Oczywiście było takie ryzyko, ogłosiliśmy tylko połowę programu. Na pomysł wpadł Mat Schulz, dyrektor artystyczny festiwalu. Pierwsze reakcje były mieszane. Z jednej strony to świetny pomysł - "Czemu nie? Spróbujmy!". Z drugiej, pojawił się głos rozsądku, że to może okazać się zbyt dużym wyzwaniem i że publiczność nie do końca złapie ten koncept. Wszystko tak naprawdę zależy od tego, jaki jest program. Jeśli niespodzianki miałyby być średnio zaskakujące i mało spójne, nie miałoby to sensu. Cały festiwal był budowany wokół koncepcji programu, który pomimo zaskakujących i nieznanych nazwisk oraz niecodziennych kontekstów, zachowuje jednak wewnętrzną spójność. Pierwszym sygnałem od publiczności, zielonym światłem do działania było dla nas, kiedy chwilę po ogłoszeniu karnetów większość z nich została wyprzedana. Wtedy stwierdziliśmy, że ten motyw to dobry pomysł.

Braliście pod rozwagę całkowite utrzymanie w tajemnicy wszystkich artystów zeszłorocznej edycji?
Na początku chcieliśmy w ogóle nie ujawniać programu, ale stwierdziliśmy, że to jest trochę nie fair w stosunku do publiczności. Nie każdy jest fanem techno czy jazzu. Musiały być jakieś punkty zaczepienia dla widowni. Dobrze jest wiedzieć, w którą stronę pójdzie dany wieczór, chociaż staraliśmy się też, żeby były takie momenty, kiedy trajektoria wieczoru jest zbudowana w trochę inny sposób i nie jest to aż tak przewidywalne, a jednak zachowuje sens.

Reklama

Skąd wziął się pomysł, żeby każda kolejna edycja Unsoundu miała swoje hasło, czy też myśl przewodnią?
Motyw przewodni pojawił się po raz pierwszy w 2010 roku. Festiwal rozrósł się w porównaniu do lat wcześniejszych. To był moment, w którym pojawiło się dużo muzyki łączącej mroczne brzmienie z elementami klubowymi, tanecznymi. Zauważyliśmy dużo związków z filmami grozy, stąd pierwszy motyw Unsoundu - Horror. Tematy to nie tylko inspiracja dźwiękiem, ale też filmem, sztukami wizualnymi czy sytuacją socjopolityczną i tym, co dzieje się obecnie za kulisami branży.

Unsound to modelowy przykład festiwalu idealnie zrośniętego z miejską infrastrukturą. Koncerty często odbywają się w dość nieoczywistych i zapomnianych miejscach, jak chociażby krakowska fabryka tytoniu. Jak wyszukujecie te miejscówki, a następnie przekonujecie zarządców tych nieruchomości, by zgodzili się na udostępnienie przestrzeni?
W Krakowie jest sporo sal koncertowych, ale nie wszystkie nadają się do występów, jakie staramy się przygotować każdego roku. Trudno na przykład znaleźć ciekawą przestrzeń na duże wydarzenia klubowe. Hotel Forum był na naszym radarze od zawsze, nawet zanim zaczęły odbywać się tam jakiekolwiek wydarzenia. Nierzadko jest to duże wyzwanie, żeby przekonać administratorów, instytucje, czy związki wyznaniowe do tego, żeby zorganizować tam koncerty, ale z racji tego, że muzyka jest dostosowana do tych przestrzeni i zapewniamy całą logistykę, produkcję i zabezpieczenie, nigdy nie mieliśmy z tym wielkich problemów.

Reklama

Foto: Anna Spysz

Unsound to nie tylko Kraków, ale też kilka innych miast na mapie świata. Zagraniczne edycje Unsoundu najczęściej są realizowane przy współpracy z innymi festiwalami. To ułatwia organizację?
Wydarzenia poza Polską to wynik naszych kuratorskich poszukiwań oraz inspiracji innymi miejscami i scenami. Pierwsze serie koncertów opatrzone nazwą Unsoundu odbywały się jednak w australijskich klubach. Unsound stał się festiwalem w 2003 roku w Krakowie. Przełomowa była edycja nowojorska w 2009, dzięki której zmieniło się postrzeganie Unsoundu. Otworzyła nas na nowe miejsca. Wcześniej, w latach 2005 - 2007 organizowaliśmy też edycje objazdowe w Europie Centralnej i Wschodniej i teraz powracamy do tego regionu. Będzie się to przejawiało też w motywie przewodnim tegorocznej edycji - Dis-location, gdzie dwa najbliższe lata to ekspansja do krajów centralnej Azji, byłych republik radzieckich i prowincji rosyjskich, oczywiście we współpracy z tamtejszymi organizatorami. W większości wydarzenia, które są organizowane poza Polską, realizujemy we współpracy z lokalnymi instytucjami, przedstawicielami instytucji europejskich, albo niezależnymi kuratorami.


Zobacz wyjątkowy dokument THUMP o festiwalu Unsound!


Jak wygląda realizacja edycji zagranicznych od strony czysto logistycznej? Pracujecie głównie zdalnie, czy zawsze macie na miejscu swoich ludzi?
Stały zespół pracujący nad Unsoundem jest raczej niewielki. Nie jesteśmy dużą instytucją działającą na zasadzie franczyzy, więc nasze działania opierają się głównie na współpracy z niezależnymi podmiotami i organizatorami w różnych miejscach. Zawsze jednak przyjeżdżamy na miejsca wydarzenia i staramy się brać jak największy udział w przygotowaniach, jak podczas edycji nowojorskich, które są wyjątkowo wymagające. W Toronto, gdzie jesteśmy obecni od zeszłego roku i w Adelajdzie, gdzie w tym roku odbędzie się czwarta edycja, jest tak, że na miejscu znajduje się trzon produkcyjny, który zajmuje się całością, a my doglądamy tylko programu, elementów promocyjnych i wizerunkowych. Oczywiście bierzemy udział w monitorowaniu całego wydarzenia, ale nie musimy z naszym zespołem brać udział w produkcji i logistyce wydarzenia. Staramy się jednak, by zawsze jak największa reprezentacja Unsoundu brała udział w organizacji tych wydarzeń.

Reklama

Jak wygląda dobór artystów do festiwalu? Najpierw ustalacie motyw przewodni, a dopiero potem sporządzacie listę artystów, którzy pasują do waszej koncepcji, czy też w momencie, kiedy uda wam się pozyskać strategiczne nazwy, zastanawiacie się jak da się je połączyć pod wspólnym hasłem?
Wpływa na to wiele czynników. Sam motyw nie dyktuje nam wyboru wszystkich artystów. Motyw jest efektem obserwacji tego, co dzieje się w środowisku muzycznym i kulturze w danej chwili. Zależy nam na ujęciu tego, co jest najciekawsze i najbardziej aktualne w dzisiejszej muzyce, stąd w programie artyści naszym zdaniem ciekawi, choć nie do końca związani z tematem. Motyw przewodni to również inspiracja do tworzenia nowych projektów, bo to też kluczowa część tego, czym jest Unsound - czyli zamawianie projektów specjalnych i inicjowanie współpracy artystycznej pomiędzy twórcami, zwłaszcza takimi, którzy nie mieli wcześniej możliwości spotkania się. Trzeba być stale czujnym i reagować na to, co się dzieje wokół. Nie ma jednej metody na program.

Czy macie ustaloną proporcję pomiędzy projektami polskimi i zagranicznymi, czy sięgacie po projekty bez stosowania podziałów na Polskę i zagranicę?
Tak jak już wspominałam, zawsze staramy się pokazywać to, co jest najciekawsze w muzyce w danym momencie, ale też z racji tego, że Polska jest nam najbliższa, to śledzimy na bieżąco wszystkie projekty i prace. Korzystając też z tego, że Unsound jest już w pewnych kręgach znany, staramy się pokazywać to, co najciekawsze na polskiej scenie. A ta scena przez ostatnich kilka lat nabrała naprawdę dużego rozpędu, ma swój język i formę ekspresji, która nie jest kopiowaniem trendów pochodzących z zewnątrz.

Reklama

Foto: Camille Blake

Unsound to nie tylko dźwięk, ale też zapach. Jak doszło do powstania linii Ephemera?
Ephemera jest jednym z projektów szczególnie mi bliskich, gdyż sama kolekcjonuję perfumy i interesuję się perfumiarstwem. Sam pomysł był jedną z naszych idei, jak w ramach Unsound stworzyć nowy projekt łączący dźwięk z jakimś innym zmysłem - w tym przypadku z zapachem. Tu akurat ciekawe jest to, że zapach, podobnie jak dźwięk jest niewidoczny, a jednak bardzo mocno oddziałuje na nas fizycznie. Zapach to cząsteczki, które są zbierane przez nasz mózg. W ogóle się na tym nie zastanawiamy, a jednak z zapachem wiąże się bardzo dużo zjawisk, na przykład sfera pamięci – gdzieś w hipokampie jest to wszystko zarejestrowane i są to bardzo dziwne reakcje neurobiologiczne. Sfera zapachu jest w tym o tyle ciekawa, że jest materią nie do końca zbadaną. Zaprosiliśmy więc do współpracy bardzo ciekawie projektującego perfumiarza, który podjął wyzwanie przełożenia dźwięku na język zapachu – słuchał kompozycji, które mu przesłaliśmy i na tej podstawie stworzył ich zapachowe odpowiedniki, które my w ramach instalacji multimedialnej postanowiliśmy później zaprezentować.

Czy planujecie poszerzać swoją działalność jako Unsound o kolejne aspekty branży muzycznej?
W ramach działalności pod szyldem Unsound Productions działamy jako tzw. agencja kreatywna - pracujemy z kilkoma artystami na zasadzie współpracy przy tworzeniu nowych produkcji oraz managementu istniejących projektów. Reprezentujemy kilka ich projektów specjalnych, które staramy się pokazywać na innych festiwalach. To w większości dość duże, skomplikowane produkcje. W tym roku do agencji dołącza nowa, bardzo ciekawa artystka - Jlin. W zeszłym roku na Unsoundzie odbyła się premiera jej live actu związanego z albumem Dark Energy. Dziewczyna pochodzi z Gary w stanie Indiana, niedaleko od Chicago i eksperymentuje z formułą footworku. Będziemy starać się nie tylko o koncerty dla niej, ale też angażować ją w projekty związane z tańcem współczesnym.

Możesz już zdradzić jak będzie wyglądała tegoroczna edycja Unsound Festival w Krakowie?
Nie mogę zdradzić wszystkiego, ale temat festiwalu będzie nawiązywał do idei centrów kultury. Zastanowimy się czy liczy się tylko Europa Zachodnia i Stany Zjednoczone. Czy centralnymi punktami muszą być zawsze Berlin, Londyn i Nowy Jork? A może mogą to być też Kraków, Biszkek i Kazań? Będziemy odkrywać nowe miejsca i przywozić stamtąd artystów. Pokażemy ich w nieco bardziej unsoundowym kontekście, starając się przy tym zachować element zaskoczenia.