Piłka nożna to dziś zdemoralizowany sport
Piotr Żelazny. Fot: Mikołaj Maluchnik

FYI.

This story is over 5 years old.

Sport

Piłka nożna to dziś zdemoralizowany sport

„Następuje rozwarstwienie tak niesamowite, że możemy mówić o futbolu kilku prędkości. Coraz trudniej identyfikować się z nim kibicom z biedniejszych środowisk”, tłumaczy Piotr Żelazny w rozmowie z VICE Polska

Mamy najwyższe miejsce reprezentacji w historii rankingu FIFA (5 lokata na 10 sierpnia – od. red.), rok temu polski klub powrócił po 20 latach do upragnionej Ligi Mistrzów, w naszej jedenastce kopie gwiazda absolutnie największego światowego formatu i kilku innych piłkarzy odgrywających ważną rolę w poważnych klubach.

Tyle że obecnie futbol to sport kilku wartości, w którym równość i romantyzm występują od święta. W którym bogata kasta patrzy na resztę z coraz wyższego pułapu. O stanie współczesnego futbolu rozmawiam z Piotrem Żelaznym, jednym z redaktorów wydawnictwa „Kopalnia" oraz zastępcą kierownika działu sportowego w „Rzeczpospolitej".

Reklama

VICE: Czy za naszego życia było chociaż raz lepiej z polską piłką?
Piotr Żelazny: Warto też pamiętać, że pierwszy raz na Euro wyszliśmy z grupy i dotarliśmy do ćwierćfinału, gdzie dopiero po karnych odpadliśmy z Mistrzem Europy. Z kolei już we wrześniu możemy przyklepać awans do finałów Mistrzów Świata w Rosji i wrócić na ten turniej po dwunastu latach. To są duże sukcesy.

W jakim stopniu są one pokłosiem boomu na Lewandowskiego?
Doczekaliśmy się pierwszego od czasów Zbigniewa Bońka piłkarza z absolutnego światowego topu. W dodatku Robert od kilku lat w reprezentacji w końcu pełni rolę lidera. W końcu część dzieciaków nosi koszulki z nazwiskiem Lewandowski, a nie Messi czy Ronaldo. Ale czy z jego powodu więcej małolatów gra w piłkę? Czy to dzięki niemu powstają szkółki piłkarskie? No to chyba za daleko idąca teza.

Euro 2012 pokazało, że Polacy kochają futbol. Mecze kadry to prawdziwe święto. To gdzie są te miliony ludzi, gdy przychodzą mecze klubów ligowych?
Tak naprawdę nie szukałbym tutaj połączenia między tym wszystkim. To nie ci sami ludzie.

Kadra i futbol klubowy to dwa inne światy? Jeden to prestiżowy produkt wręcz popkulturowy, a drugi rzecz u nas tylko dla fanatyków?
Dokładnie tak jest. Mecze kadry to okazja, żeby pochwalić się wizytą na stadionie, który przy okazji jej meczów uważany jest za oazę spokoju. To zabawa, czysta rozrywka. To właśnie ten Lewandowski, Piszczek, Błaszczykowski, Szczęsny.

Reklama

Na mecz z Rumunią zgłoszono zapotrzebowanie na ponad milion biletów. W telewizji mecze oglądają też zawrotne sumy. Co weekend mecze w polskich ligach ogląda na stadionach ok. 150-160 tys. Łącznie. Gdzie jest reszta?!
Wygodnie w domu ogląda mecze lig zagranicznych. Spędza czas w kinie. Polski futbol klubowy sam sobie strzela samobóje przez regularne afery, ośmieszające wyniki w rozgrywkach europejskich. Poza tym wciąż funkcjonuje mit, że stadiony na meczach ligowych to miejsca, gdzie jest niebezpiecznie. Ta opinia na pewno też nie pomaga.

Nie tylko o sporcie. Polub nasz fanpage VICE Polska na Facebooku

Ale jest kłamliwa. Przecież to co jest teraz, w porównaniu choćby jeszcze z poprzednią dekadą, to niebo a ziemia. I względem bezpieczeństwa i samego komfortu oglądania.
Tutaj mam niestety sporo uwag do swoich kolegów – dziennikarzy „Gazety Wyborczej" i „TVN-u". Latami propagowali przy każdej możliwej okazji wizję strasznych kiboli, podkręcali każdą możliwą sprawę w taki sposób, że u tysięcy osób utrwalił się wizerunek stadionów strachu. Co jest nieprawdą. Na polskich stadionach nie ma burd. Z banalnego powodu - nowoczesne stadiony temu zapobiegają. Nie ma jak się lać i nie ponieść konsekwencji. Ostatnia zadyma na meczu ligowym, jaką kojarzę, to początek 2014 r. I mecz Legia - Jagiellonia. Nic więcej.

A czy to, że trybuny są tak rozpolitykowane, może mieć wpływ, że wiele osób nie chce na nie uczęszczać?
Nie sposób od tego uciec. Nie wszyscy mają ochotę uczestniczyć w manifestowaniu poglądów politycznych, uczestniczenia w wojenkach polsko-polskich. Dużo osób jest tym zmęczonych na co dzień, to nie dziwne w sumie, że chcą mieć spokój podczas tego, co w założeniu jest rozrywką.

Reklama

W jednym ze swoich felietonów w „Kopalni" zwróciłeś uwagę, że polskie trybuny prawie zawsze były prawostronne, bardzo konserwatywne. Wyjątki można policzyć na palcach jednej ręki.
I mijają lata, a tutaj nic się nie zmienia. Wyjątki takie jak AKS Zły pewnie gdzieś się jeszcze pojawiają, ale my mówimy o czymś na poziomie A-klasy. A i tam, na takim niedzielnym przecież futbolu, zdarzają się ciągłe wyzwiska, obrażanie. Więc pewnie kilka inicjatyw stricte lewicowych powstanie, ale żeby to przeniosło się na trybuny ligowe klubów poważnych, dużych środowisk - to raczej niemożliwe w naszych warunkach. Przeciwstawić się władzy trybun, w których zdarzają się osoby ze środowisk, nie bójmy się tego słowa, gangsterskich?

Po transferze Neymara za kwotę 222 mln dolarów z Barcelony do PSG nie brakuje głosów oburzenia. Czy piłka nożna nie jest obecnie sportem zdemoralizowanym?
Jest. Oczywiście, że jest. Mam nawet takie spostrzeżenie, że dwie dziedziny niezwykle mi bliskie– futbol i rap – najbardziej wykorzeniły się od swoich podstaw i poszły w stronę, z którą coraz więcej osób ma problem.


Piłkarz witany niczym bohater narodowy


Bo to coraz częściej rozrywka wąskiej grupy potwornie bogatych, którzy z roku na rok są jeszcze bogatsi?
Tak. To czasem na dobrą sprawę różne dyscypliny sportu. Następuje rozwarstwienie tak niesamowite, że możemy mówić o futbolu kilku prędkości. I z tym, gdzie są transfery za setki milionów euro, karnety na stadiony kosztują coraz i coraz więcej, coraz trudniej identyfikować się kibicom z biedniejszych środowisk. Piłka kiedyś była bardziej demokratyczna, często stanowiła jedyną odskocznię dla osób ze środowisk robotniczych. Pójście na mecz swojej drużyny traktowali jako święto.

Reklama

Teraz często nie tylko nie stać ich na bilet na mecz, ale nawet na kodowaną telewizję, w której mógłby go obejrzeć. Ta bańka kiedyś pęknie?
Pewnie w którymś momencie tak. Ale nie dałbym sobie za to uciąć palca. Bardziej za to, że może paść w wyniku złego zarządzania jakiś pojedynczy klub z topu, niż takie rozgrywki jak Liga Mistrzów czy Premier League. Mogą co najwyżej dobić do sufitu popularności. Ale to pewnie jeszcze długo nie nastąpi.

A może być tak, że rozwinie się przez to zwiększenie znaczenia rozgrywek amatorskich? Ludzie zniesmaczeni futbolem jako miliardowym przemysłem popkultury będą masowo uczestniczyć w tym, co dzieje się w klubach koleżeńskich, osiedlowych?
Przykład Anglii pokazuje, że tak. Tam oczywiście od lat tradycja tzw. lig niedzielnych jest czymś bardzo żywym, ale bardzo możliwe, że w większym stopniu przeniesie się do innych krajów. Gdzie z racji bliskości z piłkarzami, koleżeńskich stosunków, będzie się wspierało choćby klubie złożone z samych obcokrajowców, czy właśnie kumpli.

Reasumując – futbol po raz kolejny jest idealnym odbiciem życia i tego, co dzieje się w polityce, biznesie.
Zawsze tak było, bo to po prostu najbardziej demokratyczny sport – grać w piłkę może każdy. Większość osób ją ogląda, choćby sporadycznie. I to na pewno się nigdy nie zmieni.


Czytaj także: