FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

​Jedna Polska dwóch narodów, czyli koniec roku w polskiej polityce

Połowa Polaków uważa, że idziemy w stronę PiS-owskiego autorytaryzmu – dla drugiej połowy Polska dopiero teraz zmiarza ku wolności
Zdjęcia: Kasia Stupnicka

Kiedy niedawno rozmawiałem z Liroyem o tym, jak raper został posłem, usłyszałem m.in., że politycy obrzydzają nam politykę, byśmy się nią nie interesowali, nie interweniowali, by nikt im nie przeszkadzał. Na koniec dodał jeszcze, że „Trzeba im przypomnieć, dlaczego się tam [w sejmie] znaleźli, bo teraz oni są kompletnie odrealnieni […]. Nie wiedzą, co dzieje się na ulicach, jakie są potrzeby ludzi – ale nawet nie chcą tego wiedzieć".

Reklama

Niedługo potem kilkadziesiąt tysięcy Polaków demonstrowało w Warszawie pod Trybunałem Konstytucyjnym. Niektórzy z nich nieśli transparenty z napisami „Gorszy sort Polaków" – co było cytatem z wypowiedzi prezesa Jarosława Kaczyńskiego, określającego tak ludzi atakujących PiS:

W Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej. I to jest właśnie nawiązywanie do tego. To jest w genach niektórych ludzi, tego najgorszego sortu Polaków. Ten najgorszy sort Polaków jest niesłychanie aktywny, bo czuje się zagrożony.

Najwyraźniej doszło do aktywacji postaw obywatelskich, ale nie tych obywateli, jakich życzyłaby sobie aktualna władza. Przy tych okolicznościach Stanisław Piotrowicz z Prawa i Sprawiedliwości (prokurator w czasach PRL, odznaczony członek PZPR, obecnie przewodniczący sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka) – stwierdził w TVN24, że „antyrządowe demonstracje to nawoływanie do łamania demokracji". Natomiast w wypowiedzi dla Telewizji Republika dodał, że „Stale słyszę, że łamiemy konstytucję, demokrację, ale nie usłyszeliśmy żadnego konkretnego argumentu, to puste słowa". Zapewne nie zapoznał się z otwartym listem Rady Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego do prezydenta Andrzeja Dudy, mówiącego m.in. o „zagrożeniu dla niezależności organów władzy sądowniczej, w szczególności Trybunału Konstytucyjnego, jednego z gwarantów porządku konstytucyjnego".

Nawiasem mówiąc, kiedy niedługo później KOD zorganizował kolejną demonstracje i ludzie poszli manifestować pod Sejm, kolega wspomnianego wcześniej posła Marca – Paweł Kukiz dedykował „obrońcom demokracji" utwór pt. „Jak ja was kurwy nienawidzę".

Reklama

Zdjęcia z manifestacji KOD. Fot. Kasia Stupnicka.

Zwłaszcza ten ostatni przykład pokazuje rażąco inną optykę postrzegania kryzysu konstytucyjnego i aktywizacji ruchów obywatelskich – gdzie jedni Komitet Obrony Demokracji będą postrzegać, jako grupę patriotów, walczącą o zachowanie demokracji w Polsce, a inni zobaczą w niej twarze skompromitowanych polityków poprzedniej władzy i ludzi opozycji, starających się zbić kapitał na tym społecznym zrywie lub „resortowe dzieci", broniące swojej twierdzy, jaką jest TK (tutaj znów cytat Jarosława Kaczyńskiego). Dla jednych Mateusz Kijowski (lider KOD) będzie bohaterem idącym na wojnę z niesprawiedliwym establishmentem, inni powiedzą o nim tylko tyle, że nie płaci alimentów na dziecko.

To wszystko natomiast polaryzuje społeczeństwo, wciąż pogłębiając jego podziały, bo gdy politycy w swoich wypowiedziach dzielą obywateli na lepszych i gorszych – na prawdziwych i nieprawdziwych Polaków, może to prowadzić do eskalacji przemocy, dyskryminacji i fizycznych ataków.

Alarmuje o tym dr Michał Bilewicz, koordynator Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego i wykładowca na Wydziale Psychologii UW, jedna z osób podpisanych pod listem otwartym psychologów społecznych do prezydenta i premier: „Dość dzielenia i wykluczania, dość dzielenia Polaków".

W rozmowie z Agnieszką Kublik, dr Bilewicz zwrócił uwagę, że szastanie przez polityków etykietami typu „resortowe dzieci" lub „gorszy sort Polaków" – jest bardzo niebezpieczne: „Działacze PiS nieraz przywołują przypadek człowieka, który w Łodzi zaatakował biuro PiS. Dobrze, by wiedzieli, że słowa, których dzisiaj używają, mogą spowodować takie konsekwencje w skali o wiele większej. Bo mogą to być ataki nie tylko na osoby, które pełnią funkcje polityczne, ale na każdego zwykłego Polaka" – powiedział w wywiadzie dla GW.

Reklama

Zdjęcia z manifestacji KOD. Fot. Kasia Stupnicka.

O tym, czy zagrożenie jest rzeczywiście realne, mogą świadczyć niedawne ataki na mniejszości narodowe – mowa o dotkliwym pobiciu syryjskiego chrześcijanina w Poznaniu i dwie napaści na ciemnoskórych mężczyzn w Warszawie. Podczas antyrasistowskiego wiecu, zorganizowanego przez Antyfaszystowską Warszawę, jeden z jej członków powiedział nam: „Dla władzy jest bardzo na rękę, by młodzi ludzie, zamiast walczyć o swoje prawa, protestowali przeciwko ideologii gender, muzułmańskim najeźdźcom i żydokomunie, zamiast zająć się realnymi problemami społeczeństwa".

Dlaczego teraz o tym wspominam? Bo chciałbym przypomnieć, jak jeszcze niedawno prawica gorliwie sprzeciwiała się przyjęciu uchodźców, prezes Jarosław Kaczyński straszył z mównicy, że są pełni chorób – a teraz mamy polskich chłopców, którym wydaje się, że potrzeba nowych krucjat i chcą bronić Polek przed mitycznym najeźdźcą. My kontra oni. My kontra my. Schemat pozostaje ten sam, a konflikt trwa dalej.

Wczoraj nad ranem serwisy informacyjne podały wiadomość, że prezydent Andrzej Duda podpisał pisowską nowelizację ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Sieć zalało tsunami rozbieżnych opinii Polaków, zwykłych obywateli, takich jak ja i ty:

Czytając komentarze w sieci, można było odnieść wrażenie, że żyje się w dwóch różnych wymiarach, albo naród polski doświadczył rozdwojenia jaźni – jedna połowa wczorajszy dzień uznała za kolejny krok w stronę pisowskiego autorytaryzmu w Polsce; dla drugiej połowy Polska dopiero teraz idzie ku wolności.

Gdyby położyć ten kraj na kozetce u psychoterapeuty, zdiagnozowałby rozdwojenie jaźni. Wciąż jesteśmy pełni kompleksów, ale w Święto Niepodległości kilkaset tysięcy ludzi wychodzi na ulice, by pokazać dumę ze swego pochodzenia; nadal żyjemy w retoryce pogoni za mitycznym Zachodem, ale jesteśmy zakorzenieni w tradycji i nie chcemy, by Zachód ingerował w nasze sprawy. W kościele, na niedzielnych mszach przekazujemy sobie znak pokoju, ale nie chcemy tu gender i uchodźców. Żyjemy w wolnym kraju, ale połowa społeczeństwa nie idzie na wolne wybory, by realnie decydować o losach kraju. Istny lot nad kaczym gniazdem.