Fot. via YouTube/BBC Reel
Ludzie w Korei Południowej uciekają od swoich problemów do więzienia. Od 2013 roku ponad 2000 osób zameldowało się w ośrodku Prison Inside Me (Więzienie wewnątrz mnie) na północnym wschodzie prowincji Hongcheon. To udawane więzienie naśladujące otępiająco nudną codzienność odsiadki.„Osadzeni” w Prison Inside Me muszą oddać swoje telefony i otrzymują niebieski uniform, matę do jogi, zestaw do herbaty oraz notatnik, jak donosi Reuters. Rozmowy ze współwięźniami są zakazane, a posiłki składają się z ryżowej owsianki na śniadanie i gotowanego batata na obiad.Wszystko to jest dobrowolne, a znaczną część klienteli ośrodka stanowią pracownicy biurowi i studenci, którzy szukają weekendowego wytchnienia od nad wyraz intensywnej kultury pracy panującej w Korei Południowej. W kraju, gdzie długie nadgodziny to standard, a liczba samobójstw utrzymuje się na wysokim poziomie, taki pomysł może uratować tysiące istnień.W 2017 roku przeciętny obywatel Korei Południowej przepracował 2027 godzin według badania przeprowadzonego przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). To czyni Koreańczyków trzecim najciężej pracującym narodem na świecie, zaraz po mieszkańcach Meksyku i Kostaryki. Południowokoreańska kultura pracy i nauki opiera się na bezwzględnej rywalizacji — magazyn „Berkeley Political Review” opisuje ją jako „zabójczo toksyczną”, a według ekspertów przekłada się na wysoki współczynnik stresu i samobójstw. Jak wynika z opublikowanego w 2017 roku raportu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), Korea Południowa ma najwyższy odsetek samobójstw na świecie — w 2015 roku średnio 28,3 na 100 tys. osób odebrało sobie tam życie.Obejrzyj: Na patrolu z jednostką ratującą samobójców z Korei PołudniowejWłaśnie z tej bezlitosnej, morderczej presji narodził się pomysł na Prison Inside Me. Współzałożycielka ośrodka Noh Ji-Hyang mówi, że do otwarcia udawanego więzienia zainspirował ją jej mąż, prokurator, który często musiał pracować po 100 godzin tygodniowo.„Powiedział, że wolałby się dać zamknąć na tydzień w więziennej izolatce, żeby odpocząć i poczuć się lepiej” — mówi Noh. „To był początek”.„Byłem wyczerpany fizycznie i psychicznie, ale nie miałem odwagi, żeby rzucić pracę” — wyznaje Kwon Yong-seok, mąż Noh w wywiadzie dla „Al Jazeery”. „Nie wiedziałem, co zrobić z własnym życiem. Potem pomyślałem o tygodniu w karcerze. Decyzja co powinienem dalej począć, byłaby trochę łatwiejsza bez papierosów, alkoholu, relacji międzyludzkich, szefa i stresującej pracy”.Teraz setki Koreańczyków z Południa zamykają się w pomieszczeniach o powierzchni 6 metrów kwadratowych na 24, a czasem nawet 48 godzin. W celi nie ma zegarów ani luster, tylko jedna mała toaleta.„To więzienie daje mi poczucie wolności” — mówi Park Hye-ri, 28-letnia pracownica biurowa w wywiadzie dla Reutersa. „Byłam zbyt zapracowany. Nie powinno mnie tu teraz być, biorąc pod uwagę, ile mam do zrobienia. Ale postanowiłam się zatrzymać i przyjrzeć samej sobie, żeby lepiej żyć”.Park zapłaciła równowartość ok. 333 złotych za 24 godziny w ośrodku. Jako jedna z wielu osób wybrała tę nową, nieprawdopodobną metodę psychicznej odnowy. Według Noh karcer to małe piwo w porównaniu do życia za murami „więzienia”. Dla niektórych może nawet stanowić upragnioną przeciwwagę.„Jesteś tu dosłownie zamknięty i o to właśnie chodzi w całym programie” — mówi Noh. „Jednak uczestnicy twierdzą, że czują się tu najbardziej szczęśliwi i wolni. Większość z początku miała opory, bo dowiedzieli się, że to więzienie. Jednak po pobycie w naszym ośrodku często twierdzą, że to nie mała cela stanowi więzienie, tylko świat na zewnątrz”.By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”. Jesteśmy też na Twitterze i Instagramie.Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Australia
Więcej na VICE:
Reklama
Reklama
Reklama
Więcej na VICE: