Toro Y Moi - Boo Boo

FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Toro Y Moi - Boo Boo

Tak sobie patrzę i nie wierzę. Polska strona internetu nie jest zbytnio zainteresowana najnowszym dziełem sympatycznego Amerykanina. Kochani, co wy robicie?

Trzy najważniejsze rzeczy na sam początek. Po pierwsze - jest to najbardziej ejtisowa płyta Toro y Moi od czasów "Causers of This". Po drugie - nigdy nie miał tyle dobrego ambientu, co tutaj. Po trzecie - to właśnie "Boo Boo" swoim poziomem zbliża się do opus magnum Chaza, czyli… dzieła z 2010 roku. Koleś ma niesłychanie równą dyskografię.

Pamiętam, jak jeden z zagranicznych portali, ten "z kręgu tych niezależnych", napisał o Toro y Moi, że jest bardziej producentem niż kompozytorem. Szacun, że potrafił (i nadal potrafi!) tak "okiełznać" swoje kompozycje, ale wpierw trzeba je napisać! Nie potrafię sobie teraz wyobrazić, że ktoś inny mógłby zasiąść do produkowania i miksowania jego materiałów. Czy innej osobie udałoby się jeszcze więcej wyciągnąć z "Blessy" lub "Talamak"? Albo czy poradziłaby sobie z najnowszymi "Mirage" i "Girl Like You? No nie wiem, naprawdę nie wiem.

Reklama

Kompozycje nabrały nowych-starych wymiarów. Czytając o inspiracjach, które służyły powstaniu "Boo Boo", widnieją nazwiska m.in. Kashifa oraz Gigiego Masina. Pierwszy to przede wszystkim "Inside My Head", które przy okazji śmiało mruga w stronę poprzednich dzieł Toro y Moi, jak "Anything in Return" i "Underneath the Pine". Z Włochem też nie ma "problemu", bo przecież gdyby Bundick pozbył się wokalu w "Pavement", to ten numer mógłby spokojnie się znaleźć na "Talk to the Sea". Oddzielną sprawą jest też konstrukcja samego "Labirynthu", który to chyba jeszcze dobitniej pokazuje, kto mocno (albo i najmocniej?) wpłynął na powstanie "Boo Boo".

Tylko teoretycznie dzieje się tutaj trochę mniej niż ostatnio, ale zapewniam, że właśnie TYLKO. Pośród tych rozmarzonych i przestrzennych beatów, śpiew Chaza Bundicka, o pardon, teraz to Chaza Beara, schodzi na dalszy plan. To kompozycje są o wiele ciekawsze. Imponuje, jak zmienia się "Windows". Weźcie sobie takie "Don't Try" - przecież tutaj spotykają się Roxy Music z Japan, a w dodatku jak to jest wykonane! Co wam przypomina "You and I"? Czy "Embarcadero" nie byłoby idealnym singlem dla Pauli Abdul? A przecież gdzieś w tle jest też od groma Prince'a i to wcale nie bezczelnie skopiowanego.

Zajawkę na "Boo Boo" można jeszcze lepiej zrozumieć. Wystarczy wejść na fejsa Toro i odnaleźć filmik z 5 lipca. VHS-owe filtry, stylizujące obraz na lata 80., w pełni pokazują, o co tutaj chodzi. Tych kilkadziesiąt sekund nagranych w Bay Area zdradza najważniejszą rzecz. Inspirację dekadą, która wpłynęła na wszystko i pozwoliła jemu samemu zamknąć się w Portland, żeby to napisać i nagrać. Skubany znowu też idealnie trafił z premierą. Król.

Zajebista płyta.