FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

BadBadNotGood - IV

Na piątym już (!) albumie genialni Kanadyjczycy co prawda nie porzucają swoich pierwotnych, hiphopowych inspiracji, ale robią mocny skręt w stronę klimatycznego jazzu. Co na to fani?

Ależ oni rosną! Muzycznie i artystycznie, z roku na rok, z płyty na płytę - niegdyś trio, a od tego roku kwartet - BadBadNotGood nagrywają coraz bardziej swoje i coraz to lepsze dźwięki. Na "IV" odpinają wreszcie niegdyś świeży i zaskakujący (na dwóch pierwszych albumach), a potem już tylko przebojowy balast nawiązań i cytatów z twórczości hiphopowych i soulowych artystów. Tym razem zaryzykowali. Poszli na całość stawiając po raz pierwszy tak mocno na własne, autorskie pomysły. I wygrali. A ich muzyka dosłownie dostała skrzydeł. I lecą na nich w stronę autorskiego i alternatywnego jazzu. Ale czy tym samym nie odlatują zbytnio słuchaczom, którzy pokochali ich za covery utworów Tylera, The Creatora i Odd Future? Albo fanom krążka "Sour Soul" nagranego w kooperacji z Ghostface Killah? Na to pytanie najlepiej odpowiedzieć sobie samemu…

Reklama

Bo tak jak mnie ta płyta wydaje się znakomita, bo jest wymyślona od początku do końca, to dla innych słuchaczy może okazać się nudna, ciężka i niestrawna. Bo "IV" to krążek z rodzaju tych, które dzielą publikę - można nim się zachwycić, albo go znienawidzić. Obojętnych reakcji nie przewiduję. Ale mam przeczucie, graniczące wręcz z pewnością, że tych pierwszych słuchaczy będzie znacznie więcej.


Jazz, hip-hop, soul i pop - dla nas nie ma w muzyce granic. Polub nasz fanpage i bądź z nami na bieżąco


No bo jak nie zachwycać się tym czujnym wejściem saksofonu w otwierającym i tajemniczym "And That. Too"? Trzeba przyznać - Leland Whitty, który dołączył na początku tego roku do Matthew Tavaresa, Chestera Hansena i Alexandra Sowinskiego, idealnie dopełnia swoimi dęciakami ich intrygującą, ale jednak surową niegdyś muzykę. Dziś BBNG to już nie artystyczny wygłup czy jam session kilku kumpli-studentów, ale alt-jazzowy band pełną gębą! Posłuchajcie jak w czwartym z kolei i bardzo ilustracyjnym temacie "Confessions PT II" Whitty brzęczy i bzyczy na swych saksofonach! Podobny, filmowy klimat niczym z sensacyjnych filmów rodem z lat 60. i 70. zdominował zresztą ten krążek chyba najmocniej - w takim chociażby, szybkim i pokręconym rytmicznie "Chompy’s Paradise" wyraźnie słyszę Komedę. Ależ tu jest gęsto od dźwięków! A z kolei w "Lavander" pojawia się demoniczny klawisz niczym z kultowego "Ghost Town" klasyków gangsterskich klimatów z The Specials.

Reklama

- No dobrze, wszystko pięknie, ale co z tym hip hopem? Naprawdę go nie ma? - zapytacie.

Ano jest. I to w najlepszym wydaniu, bo w postaci doskonałego amalgamatu gęstego bitu oraz "upalonej" nawijki Micka Jenkinsa w "Hyssop Of Love". Z kolei "Times Moves Slow" to soulowy popis Sama Herringa - w czasie, gdy kwartet leci ze zmysłowym klimatem w stylu smooth, on śpiewa, mruczy i recytuje jeden z najbardziej seksownych numerów ostatnich lat. Zresztą wokalne utwory na "IV" to same delicje. Albo ekler. Nadziany po brzegi pięknymi (i czarnymi) dźwiękami, jakie wydobywa z siebie (biała) Charlotte Day Wilson w równie soulowym "In Your Eyes". Ależ tu jest klimatycznie!

Mimo to mam nie mam pewności czy "IV" przypadnie do gustu bardziej ortodoksyjnym słuchaczom hip-hopu i wcześniejszych, jazz-hopowych preparów BadBadNotGood. Z ręką na sercu polecam to muzyczne wydarzenie fanom Kamasiego Washingtona, Michaela Kiwanuki, a - z drugiej strony - takich artystów jak cLOUDDEAD, Flying Lotus, projektu Madvillain, solowych rzeczy MF Dooma czy Madliba. Czyli tych, których muzyczna wyobraźnia sięga znacznie dalej niż hiphopowe podwórko.

BadBadNotGood - IV, 2016, Innovative Leisure