FYI.

This story is over 5 years old.

Alpha People

​HV/NOON

Gdy włączysz na odtwarzaczu przycisk play, pierwsze dźwięki zabiorą Cię w podróż w nieznane

Fotografia: Marcin Kaliński

Jego prawdziwe nazwisko to Mikołaj Bugajak, urodził się w 1979 roku w Warszawie. Na polskiej scenie muzycznej znany jest jednak jako Noon. To jeden z najważniejszych i najbardziej utalentowanych producentów hip hopowych w kraju. Jego początki sięgają drugiej połowy lat 90-tych, gdy bity Noona po raz pierwszy można było usłyszeć na płycie Grammatik „Światła miasta". Zaraz potem zaczęła się jego kariera solowa, bo jak sam mówi, jest osobą poszukującą nowych rzeczy i nie interesuje go samopowielanie. To własnie dlatego, oprócz kolejnych, własnych krążków, wielokrotnie angażował się w produkcje muzyki innych znanych raperów. Współpracował m.in. z Pezetem, 2cztery7, Łoną, Mesem i Fokusem. Ostatnio natomiast połączył siły z artystą Hatti Vatti, nagrywając płytę HV/Noon, która przez przez wielu uważana jest za jedną najlepszych produkcji minionego roku.

Reklama

Już jej pierwsze dźwięki zabierają słuchacza w podróż w nieznane. Jakby wjeżdżało się do wielkiego tunelu, w którym nie widać, co będzie po drugiej stronie. Taka właśnie jest płyta HV/Noon, nietuzinkowa, wychodząca poza szablon, nieprzewidywalna. Każdy utwór wydaje się być tu oddzielnym fragmentem układanki, na pozór nie pasującym do reszty – gdyż przedstawiający różny sposób narracji, innego bohatera z własną historią. To jednak typowe, że skupiając się na jednym fragmencie, nie dostrzegamy całości, która w rzeczywistości definiuje styl obu artystów.

VICE: Skąd wziął się pomysł na połączenie sił, kto pierwszy wyciągnął rękę?
HV: Pomysł powstał dość spontanicznie, a Noon był wydawcą jednej z moich płyt - „Algebry", mini-albumu traktującym o Bliskim Wschodzie, ciemnej elektroniki podszytej field-recordingiem nagrywanym od Iranu po Etiopię.

NOON: Piotrek zapytał mnie czy rozważałem współpracę z innym producentem, potem zaczął kiełkować pomysł gości i finalnie stworzyliśmy od podstaw nowy album co trwało rok.

Jakie zaszły u Was zmiany,życiowe i artystyczne, że zdecydowaliście się na połączenie dwóch tak odlegle muzycznych światów?
HV: Nie do końca uważam, że te światy są od siebie odległe - na pewno w sensie emocjonalnym. Zawsze lubiłem współpracować z muzykami których bardzo cenie, myślę też, że NOON miał wpływ na moją twórczość, co tym bardziej było dla mnie interesujące w kontekście współpracy. Wspólna praca nad utworami w większości przypadków była konkretna i z klarowną wizją. Odległą i trudniejszą wydaje mi się moja kolejna kolaboracyjna – czyli duet ze Stefanem Wesołowskim. Ale HV/NOON tez traktuję jako wyzwanie, chcieliśmy zrobić coś innego. I się udało, potwierdzają to recenzje, które są radykalnie od siebie sprzeczne – absolutni faworyci dla jednych są najmniej interesującymi utworami dla drugich - i odwrotnie. Nie ma jakiegoś jednego klucza do tej płyty, każdy widzi ją inaczej. Myślę że może nawet i my mamy na nią trochę inne wizję w głowie, hehe. Jestem cholernie z tego faktu zadowolony.

Reklama

NOON: Dla mnie świat muzyczny dzieli się tylko na ten, który uważam, że ma poziom i ten, który tego poziomu nie ma. Gatunkowo jest mi to obojętne.

Co było Waszym pierwszym wspólnym nagranym dzieckiem?
HV: Dobre pytanie. Chyba utwór w którym NOON dograł ślady perkusyjne, ale finalnie numer wypadł z płyty. Ze zrealizowanych piosenek to chyba jakiś szkicownik do „Mono".

Czym kierowaliście się przy doborze artystów, którzy wystąpili na płycie?
HV: Ciekawymi możliwościami wokalnymi i posiadanie interesującej i autentycznej treści do przekazania. Najlepiej jeszcze taką z którą np. sam mogę się zidentyfikować. I tak się stało. Niestety na płycie nie było miejsca na Piotra Roguckiego i Kękę [śmiech].

NOON: Jedynym wyznacznikiem była jakość artystyczna. Nie było próbowania, zaprosiliśmy sprawdzone firmy. To nie miała być składanka, nie miał być to album hip-hopowy. To nasz, jednorazowy projekt HV/NOON. Album nie ma nawet tytułu.

HV, czy były momenty zwątpienia, że to jednak nie to, czy cały czas czułeś, że to coś wyjątkowego i bierzesz udział w czymś specjalnym?
HV: W muzyce zawsze staram się kierować intuicją i na razie wychodzi mi to raczej na dobre. Jedynie pod koniec prac nad płytą pojawiło się lekkie zmęczenie, płytę robiliśmy 12 miesięcy, w kilku miejscach na planecie, a w projekcie brało udział i pomagało chyba z tuzin osób. Natomiast nadal uważam, że ten projekt to coś specjalnego. Jestem z niego bardzo dumny, w dodatku spełniło się hurtowo moje marzenie, aby stworzyć wspólną muzykę z kilkoma muzykami których uwielbiam od lat. Dla takich chwil warto żyć.

Reklama

Co teraz myślisz o pracy innymi artystami, także prezentującymi odmienne gatunki muzyki? W jakiej stylistyce chciałbyś się jeszcze spróbować?
HV: Widzisz, ja niespecjalnie myślę o muzyce w kategoriach gatunków, np. dla mnie shoegaze i dub to jedna i ta sama rodzina, podobnie podobnie hip-hop i d'n'b. Ambient i modern classical. Mam wrażenie, że w obecnych czasach pojęcie gatunku zupełnie się zdewaluowało. Zresztą sami byliśmy tego świadkami, gdyż np. w pewnych radiostacjach nie wolno puszczać hip-hopu, taka polityka radia. Tylko czy nasza płyta to płyta hip-hopowa? Jak to się mierzy? Bo na albumie jest pięciu raperów a utworów jest aż 11. Podkładami? Moim zdaniem np. numer „99" nie ma w warstwie muzycznej nic wspólnego z hip-hopem. Czy numer Misi Ff to hip-hop bo ma dość rapowy groove, gdy jednak wokalnie i całą atmosfera bliżej tu do Warpaint niż do Ryszarda z Jeżyc, czyli uosobienia tej muzyki w głowach wielu naszych rodaków?

Mam dużo pomysłów, z takich najbliższych to skończenie płyty z Wesołowskim. Nowa ścieżka dźwiękowa do filmu sprzed 100 lat, który opowiada o życiu Inuitów na dalekiej północy. Wesołowski odpowiada za fortepian, pianino i skrzypce, ja za wszelaką elektronikę i różne instrmenty i nagrania terenowe. Właście przyszedł do mnie oldskulowy pogłos sprężynowy, będzie fun.

NOON

Pytanie do Ciebie NOON, jak obecność HV wpłynęła na Twoją higienę pracy?NOON: Dwie osoby to dwa razy więcej pracy. W dodatku myślę, że na mniej sobie możesz pozwolić. Nie jest tak, że się głaskaliśmy po główkach przy produkcji tej płyty. Było dużo wspólnej krytyki i choć proces był wyczerpujący to efekt to wynagradzał.

Reklama

Czy łącząc siły z Hatti Vatti nie obawiałeś się krytyki hip hopowych ortodoksów?
NOON: Obawa przed krytyką to nigdy nie był mój motor napędowy. Wiadomo, że najlepiej było by spełnić masowe marzenie o płycie rapowej na klasycznych bitach, ale nie jest to moje marzenie. O tym, że NOON zwariował słyszałem już kilka razy, praktycznie przy premierze każdej EP instrumentalnej.

Co się w Was zmieniło, po nagraniu tej płyty?
HV: Ja chętnie bym pojechał do sanatorium przez natłok pracy i stresów. A tak w szerszym zarysie to na pewno rozwój w zakresie technik realizacyjnych i większe zainteresowanie hardware'em. Z mniej przyziemnych to ciekawym doświadczeniem była nowa rzesza publiczności, czy jak to się brzydko mówi – fanów, gdzie jakaś ich część jest wiecznie niezadowolona i wręcz dyktująca twórcy co ma robić, sugeruje zmiany czy otwarcie krytykuje nie wiadomo wiadomo po co. Dość przerażające, ale też bardzo dużo mówiące o nowej rzeczywistości jaką jest świat tak silnie sprzężony z internetem, z bardzo głośnym pokoleniem urodzonym po roku 1990.

NOON: Myślę, że mam większą determinację, żeby dosłownie wyjść ze swoją nową muzyką poza Polskę. Odkryć większy potencjał reakcji i możliwości niż nasz rynek. Myślę, też, że ta płyta zakończy etap prześladowania mnie przez odbiorców stricte hip-hopowych.

Czego się od siebie nauczyliście?
HV: Nie znałem wcześniej utworu O.T. Genasis pt. „Coco".

NOON: Nie da się stworzyć utworu bez 10 wiader pogłosu.

Reklama

Czy to początek wspólnej podróży, czy tylko jednorazowy projekt?
HV: W mojej głowie ten projekt funkcjonował jako jednorazowe wydarzenie. Jako płyta oczywiście, jako duży i konkretny projekt.

NOON: Będzie złota płyta to pogadamy [śmiech].

Z jakiego utworu jesteście szczególnie zadowoleni, co dla Was było inspiracją do jego stworzenia?
HV: Jesteśmy zadowoleni ze wszystkich, ale dużo ludzi zwraca uwagę na utwór w którym pojawił się Małpa. Może dlatego, ze nie jest on w ogóle podobny do jego solowych dokonań? Podobnie jest z numerem „Nadważkość", to coś nowego co wydarzyło się dzięki pracy nad tą płytą. Osobiście bardzo rzadko miewam konkretne inspiracje. Jeśli już to są to zazwyczaj miasta lub rośliny. Np. nagrałem kiedyś piosenkę w „tribute to" rogoży. To taka roślinka wodna, pałka, po łacinie typha.

NOON: To zależy od dnia. Są dni kiedy uważam, że np. "Europa centralna" to najlepszy numer, albo "Wilk" natomiast odbieram tę płytę jako całość.

Jak postrzegacie swoją płytę na tle obecnego rynku muzycznego w Polsce, co ona dla Was znaczy?
HV: Spojrzałem właśnie na 50 najlepiej sprzedających się płyt w Polsce i nie za bardzo mnie to podnieca, raczej nie pobiegnę do sklepu. Aczkolwiek bardzo szanuje z 5 osób które widnieją na tej liście i robią coś oryginalnego i na wysokim poziomie. Zostaje 45. To moja odpowiedź. Ale byłem ostatnio na Boiler Roomie i bardzo podobał mi się występ zespołu Rebeka. Na targach CJG w Pałacu Kultury dałem się zaczarować Justynie Świąs – czekam na jej nowy materiał. Jest też dużo pozytywnych zajawkowiczów jak np. BDTA czy U Know Me, to bardzo ważne że istnieje taki drugi obieg.

NOON: Najbardziej się cieszę z tego, że moje stare płyty są ciągle kupowane, są wydawane wznowienia. Albumy sprzed kilkunastu lat osiągają nadal roczną sprzedaż nieosiągalną dla wielu nowych płyt aktualnie wydawanych. Natomiast mnie nigdy nie było dużo w mediach, podsumowaniach roku, nigdy nie dostawałem nagród czy poza dosłownie chyba trzema wyjątkami jakichś nominacji. Nie mam więc dużo wspólnego z polskim rynkiem muzycznym, mam swoich słuchaczy, dzięki np. Facebookowi jestem z nimi na bieżąco w kontakcie bo sam prowadzę swoją stronę. Mam globalnie problem z identyfikacją z tym, co w Polsce jest uznawane za kulturę i sztukę, również tzw. wysoką. Jestem przyzwyczajony do tego, że kiedy idę do kina to na sali będzie góra 5 osób, a kiedy spodoba mi się jakaś płyta to na bank będę ją musiał ściągać przez Ebay bo nie ma jej w Polsce w dystrybucji. Dosłownie wczoraj zamówiłem tak 3 płyty i jeden Blu Ray. I co zabawne nie chodzi np. o awangardowe kino boliwijskie z lat 60tych ale np. film "Locke" Stevena Knighta, gdzie wystąpił Tom Hardy. Na sali byłem sam.

Też oglądałem go samemu, dobry film. Dziękuję za rozmowę.

Przeczytaj inne wywiady z serii Alpha People